Ciekawą sytuację mamy w Toruniu. Klub będący jednym z faworytów ekstraligi wypożyczył z mającego ostatnio spore problemy ze skutecznością Falubazu Zbigniewa Czerwińskiego. „Sałatka” odwdzięczył się bardzo dobrym występem. Jednak to co stało się w Bydgoszczy przebija wszystko. Nawet sędzia Najwer nie potrafiłby wydrukować takiego wyniku, a raczej takiego przebiegu zdarzeń.
Nie mieszkam w Bydgoszczy, więc brakuje mi wiadomości na temat dymisji dotychczasowego menadżera Jerzego Kanclerza. Opierając się na doniesieniach medialnych mogę tylko dorabiać spiskowe teorie dziejów. Myśląc logicznie oczywiście trudno jest zrozumieć dlaczego po jednym, i do tego wygranym meczu, zwalnia się człowieka prowadzącego drużynę. Skoro nie da się tego wytłumaczyć racjonalnie, to trzeba trochę pospekulować. A nuż będzie w tym jakieś ziarnko prawdy. Z tego co można się dowiedzieć, stosunki pomiędzy menadżerem, a prezesem klubu były dość napięte. Skoro tak, to właściwie po jaką cholerę prezes powierzył prowadzenie drużyny Jerzemu Kanclerzowi? No właśnie. To przecież irracjonalne. Bez sensu jest trzymanie w klubie człowieka, którego się nie lubi, który nie ma na swoim koncie żadnych osiągnięć, bo jest… debiutantem w roli menadżera. O co chodzi?
Jedynym sensownym rozwiązaniem mogła być chęć skompromitowania człowieka i w ten sposób pozbycia się go z klubu pod pozorem słabych wyników. Okazją pewnie miał być pojedynek z mistrzem Polski. Wystarczyło przegrać u siebie i byłby sensowny powód do dymisji. Żeby nie było za szybko, można jeszcze poczekać na drugą porażkę w Częstochowie. Tyle, że plan się nie udał, bo chyba nikt z zarządu Polonii nie zakładał, że Falubaz będzie tak słaby. Druga część też się nie udała, bo wyjazdowa potyczka z Włókniarzem została przełożona ze względu na opady deszczu. A tymczasem zbliżał się termin trzeciego meczu, w Gdańsku. Akurat tutaj Polonia wcale nie stała na straconej pozycji, bo Lotos Wybrzeże jest, przy całym szacunku, chyba najsłabszą ekipą ekstraligową. Oczywiście ewentualne zwycięstwo w Gdańsku sprawiłoby, że p. Kanclerz zostałby bohaterem, więc lepiej było go zawczasu usunąć. Taką mam teorię spiskową.
Teoria spiskowa to jedno, ale po co ten cały cyrk? Tego nie wiem kompletnie. Ale mogę sobie oczywiście wymyślić jakąś historyjkę na własny użytek. Nie jest tajemnicą, że przez wiele lat bydgoski klub był w głównej mierze utrzymywany przez miasto. Kto ma więc największy wpływ na obsadę stanowisk? Oczywiście politycy, którzy akurat wygrali wybory. A że stanowisko prezydenta miasta przeszło w ręce innej opcji, to i miotła zrobiła swoje. Na jakimś forum dało się przeczytać, że podczas kampanii wyborczej jeden z kandydatów był popierany przez Tomasza Golloba i podobno obiecał, że sprowadzi byłego mistrza świata z powrotem nad Brdę. Mam dziwne wrażenie, że ostatnie wydarzenia są szykowaniem pola właśnie pod ten manewr. Nie mam tylko zielonego pojęcia dlaczego na drodze miałby stanąć Jerzy Kanclerz i to jest słaby punkt mojej teorii spiskowej.
O ewentualnym wielkim powrocie już kiedyś pisałem. Jedną z przesłanek takiej możliwości jest dla mnie rezygnacja prezesa Stali Gorzów Władysława Komarnickiego. Nie wiem, ale gdyby wszystko było należycie w Gorzowie poukładane, to prezes nie musiałby ustępować. Są tam oczywiście jeszcze inne rzeczy związane ze znajomością pomiędzy prezesem a prezydentem miasta, który ma, jak wiadomo, pewne kłopoty z prawem, ale tej kwestii rozwijać nie będę, choć niewątpliwie może mieć ona również wpływ na decyzję Tomasza Golloba.
Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie, ale szczerze współczuję bydgoskim kibicom takich niepotrzebnych zawirowań. Przecież pomimo braku wzmocnień, a nawet teoretycznego osłabienia składu w stosunku do poprzedniego, pierwszoligowego przecież, sezonu, wyglądało na to, że atmosfera mocno poszła w górę, czego niewątpliwym objawem była dość łatwa wygrana z Falubazem, Pewien udział miał tam co prawda sędzia Jerzy Najwer, ale ewentualnie mógł wypaczyć różnicę punktową, a nie zwycięstwo, bo gospodarze byli po prostu lepsi. Sporym argumentem przemawiającym za poprawą nastrojów była też dobra postawa wychowanków klubu, a szczególnie Szymona Woźniaka, który dość mocno przyczynił się do triumfu swojej ekipy.
Drugą porażającą wiadomością było nazwisko następcy pana Kanclerza. Ma nim były menadżer Unibaksu Sławomir Kryjom. Szczęka mi opadła jak to przeczytałem, bo po toruńskiej katastrofie w ubiegłorocznym półfinale ten człowiek nie powinien być brany pod uwagę przez żaden z szanujących się klubów.