W związku z systemem play-off tworzą się nowe koalicje pomiędzy klubami, bo przecież nikt nie chce rozpoczynać wakacji w sierpniu. Wiadomo, że ktoś musi odpaść, ale mam wrażenie, że niektórzy działacze chcą zabezpieczyć się w przypadku słabszej formy swoich zawodników. Ich prawo, szkoda, że komisarz ekstraligi jest jakby mało bezstronny.
Brzydko mówiąc ktoś kogoś chce wyruchać. Niestety system jest niedoskonały, bo skoro jest już play-off, to powinni dalej awansować tylko zwycięzcy poszczególnych rywalizacji, co ograniczyłoby dziwne ruchy. W chwili obecnej największa walka idzie o miejsce lucky loosera, czyli drużyny, która pomimo przegranej rywalizacji będzie mogła walczyć dalej. Tak sobie myślę, że skoro już są te nieszczęsne play-offy, to w przypadku ośmiodrużynowej ligi lepszy byłby podział na dwie czwórki. Pierwsza walczyłaby o mistrzostwo, druga o utrzymanie. Nie byłoby żadnych szczęśliwych wygranych. Lepszy przechodzi dalej. Proste i bez możliwości kombinowania. Wiem, że w takim przypadku Falubaz nie miałby już szans na obronę tytułu, ale powiedzmy sobie szczerze, runda zasadnicza nie była specjalnie udana w naszym przypadku. Jest to mocno bezsensowne rozwiązanie, że drużyna z szóstego miejsca może walczyć o medale. Daleko nie trzeba się cofać. W ubiegłym roku Polonia Bydgoszcz w ostatniej kolejce dopiero zapewniła sobie szóstą lokatę i to nawet nie dzięki swojej sile, bo przegrała mecz z ostatnim w tabeli Atlasem Wrocław, ale dzięki braku ambicji gdańszczan, bo ci w najważniejszym meczu sezonu nawet nie podjęli walki, nawet nie próbowali wygrać spotkania w Toruniu. Efekt był taki, że Polonia awansowała do półfinałów i to w dużej mierze dzięki niezbyt dużemu zaangażowaniu lokalnego rywala z Torunia, któremu jakoś nie bardzo chciało się dwukrotnie wygrywać . Problem jest w tym, że u nas często (w zasadzie zawsze) sposób myślenia zależy od punktu siedzenia. Nie widać niestety perspektyw na poprawę tego stanu rzeczy.
Nie ma co na razie teoretyzować, bo i tak nic nie zmienię. Trzeba wiec spojrzeć na to co robią działacze i komisarz ekstraligi. Zaczęło się od dziwnego meczu Betard – Unibax, w który gospodarze mieli dziwnie słaby dzień. Wobec ich indolencji Falubaz stracił szansę na czwarte miejsce. Oczywiście w dużej mierze stało się na własne życzenie zielonogórzan, bo przecież mogli wygrać wyżej z „Jaskółkami” i ze zdobytym punktem bonusowym bez oglądania się na rywali byliby w najlepszej czwórce. Tak czy inaczej wrocławianie przegrywając mecz wybrali sobie przeciwnika w pierwszej rundzie play-off. Widać, albo uważają, że Unibax jest słabszym rywalem niż Falubaz, albo… prezesi obu klubów dogadali się i rywalizacja zakończy się remisem, co zapewni awans obu klubom niezależnie od pozostałych wyników. Jeszcze dwa tygodnie temu nie brałem takiej możliwości pod uwagę, ale teraz już wiem, że wszystko może się zdarzyć. Ciekawe jaka byłaby stawka na czternastopunktowe zwycięstwo „Aniołów” na własnym torze.
Żeby było ciekawiej mecz Unibax – Betard odbędzie się jako ostatni, bo tak zadecydowała… telewizja. To już jest jakaś paranoja, że pierwsze mecze są rozgrywane o tej samej godzinie, a rewanże o różnych porach. Polski żużel jest widać jedyną dyscypliną na świecie, gdzie nie stosuje się choćby pozorów sprawiedliwości. Tak więc dzięki TVP jako pierwsze ma zostać rozegrane spotkanie w Gorzowie, jako drugie w Lesznie, jako trzecie w Toruniu. Temu sprzeciwiają się prezesi z Gorzowa i Zielonej Góry, którzy łączą siły i składają wnioski (z góry skazane na porażkę) o zmianę godziny rozpoczęcia ich pojedynku. W związku z negatywną odpowiedzią komisarza ekstraligi Władysław Komarnicki grozi samowolnym przełożeniem godziny rozpoczęcia meczu i nie wpuszczeniem telewizji na stadion. Myślę, że są to mocno teoretyczne groźby, bo sędzia będzie jednak słuchał władzy zwierzchniej, a ta jest komisarz. Gdyby więc przyjąć, że rzeczywiście oba kluby nie pojawią się o godzinie 18, to arbiter „odgwizda” obustronny walkower, który spuści Stal Gorzów na szóste miejsce.
Nie wiem czemu pan Ryszard Głód tak bardzo upiera się przy rozgrywaniu meczów o różnych godzinach, tłumacząc to tym, że regulamin nie zabrania takiego rozwiązania. Brak takiego zapisu może jest wynikiem kombinatorskich zapędów poszczególnych prezesów klubów, a może liczeniem na zdrowy rozsądek komisarza. Ta druga opcja, jak widać, niestety nie może być spełniona, bo pan Głód potrafi okresowo wyłączać myślenie, tłumacząc to przepisami. Wszystko fajnie, tylko przepisy nigdy nie będą zawierały wszystkich rozwiązań, bo ludzka wyobraźnia jest nieograniczona. Jak słucham pana Głoda, to przychodzi mi na myśl, że równie dobrze na jego miejscu można posadzić jakiegoś szympansa, bo ten, jak wiadomo, też nic własnego nie wymyśli, a nawet jak wymyśli, to nie potrafi tego przekazać, a regulamin i tak wszyscy znają. Człowiek od tegoż zwierzęcia różni się m.in. umiejętnością podejmowania samodzielnych decyzji. Niestety, nie każdy.
Założę jednak, że pan Głód podejmuje samodzielne i logiczne decyzje. Wówczas tłumaczenie, że coś nie jest zakazane świadczy o szukaniu rozwiązania, które jest zgodne z prawem zapisanym w regulaminach, ale niekoniecznie etyczne czyli niezgodne z duchem sportu. Jeśli tak postępuje, to musi mieć jakiś powód, bo przecież nikt bezinteresownie nie robi z siebie kretyna. Nie chcę dociekać jaka jest jego motywacja, ale nie jest ona zapewne specjalnie wygórowana. Zresztą nie jest to pierwsze takie zachowanie. Mam wrażenie, że po prostu jednych lubi bardziej, a innych mniej. Wśród tych mniej lubianych jest Falubaz. Czasem trzeba podjąć decyzję, w której jedna strona będzie mniej zadowolona, tylko zawsze tą stroną jest Falubaz i zawsze jest tłumaczenie się regulaminem, który nie zabrania.
Po odwołaniu niedzielnego meczu Unia Tarnów – Unia Leszno zaszła potrzeba ogłoszenia nowego terminu. I znów jest ten nieszczęsny regulamin. Wiadomo, że dostępnymi terminami był poniedziałek (L. Adams i B. Pedersen jechali w Anglii, więc osłabienie byłoby równe), środa (B. Pedersen w Anglii, Sz. Kiełbasa i S. Musielak w półfinale MIMP – większe osłabienie Tarnowa), czwartek (L. Adams i A. Shields w Anglii – większe osłabienie – Leszna). Z poniedziałkiem było ciężko, bo czas nie pozwolił na realizację, ale z dwóch pozostałych możliwości wybrane zostało to zdecydowanie wspierające Tarnowian, co więcej byłaby to dla nich tak naprawdę jedyna możliwość powalczenia o strefę medalową. Włączenie się „Jaskółek” działa najbardziej na niekorzyść Falubazu, startującego do play-offów z piątej pozycji. Na szczęście mecze w Anglii zostały już odwołane i obaj Australijczycy mają się pojawić w Tarnowie. Przynajmniej w tym przypadku wszystko będzie sprawiedliwe. Było jeszcze jedno rozwiązanie, ale dość ryzykowne ze względu na pogodę – przełożenie pojedynku na sobotę i wprowadzenie zastępstwa zawodnika za Sebastiana Ułamka ze względu na start w GP Challenge.
Skoro tak ciężko czasem wynegocjować kompromis, to może trzeba zrobić zmiany w zapisie. Tak na szybko, może zezwolić klubom raz w sezonie skorzystać z zastępstwa zawodnika ze względu na start w innej lidze. Byłoby to jakieś rozwiązanie. Słabe, ale zawsze jakieś.
Innym przypadkiem jest przekładanie meczów ekstraligi ze względu na imprezy organizowane przez Europejską Unię Motocyklową. Są to turnieje mające najczęściej obsadą na poziomie Ligi Juniorów. Skoro nie można tam zmieniać obsady w przypadku deszczowego dnia, a zawody są przekładane standardowo na dzień następny (niedzielę), to może ktoś w końcu wpadnie na pomysł żeby nie wystawiać do nich żużlowców z ekstraligi, którzy i tak ilość startów mają całkiem sporo, a zawodnicy trochę niższej klasy będą mieli szansę na zdobycie jakichś trofeów. Niestety na razie nikt wpadł na tak wspaniały pomysł na ominięcie tego bzdurnego regulaminu i dzięki temu mecze rewanżowe ekstraligi mogą być przełożone ze względu na półfinał Mistrzostw Europy Par. Rywalizację z Czechami, Słoweńcami, Finami czy Włochami mogliby wygrać żużlowcy z drugiej ligi, ale tu wychodzi znów zamiłowanie Polaków do zdobywania mistrzostw w nawet najbardziej bzdurnych imprezach, więc wystawiani są Patryk Dudek, Przemysław Pawlicki i Maciej Janowski. Patryk i tak jest zbyt mocno obciążony startami. Wczoraj pojechał w półfinale MIMP, gdzie odpadł zdobywając 12 punktów. No przecież to jest jakaś paranoja. Rozgrywa się trzy półfinały, a potem okazuje się, ze trzeba tam dać jakąś obsadę i do tego organizuje się na torach, których przygotowanie zostawia wiele do życzenia. W związku z tym było aż siedem wykluczeń i trzech zawodników wycofało się z zawodów. Efekt – niejaki Łukasz Piecha zdobył cztery punkty, z tego trzy w jednym wyścigu, bo pojechał sam. Chyba lepiej jest zrobić dwa półfinały i niech awansuje z nich po ośmiu żużlowców, tak jak było to normalnie organizowane. Paranoja. Patryk ma trzy – cztery starty w tygodniu, a jeszcze musi jechać na drugi koniec Polski, a potem wracać do Opola na idiotyczny półfinał. Wychodzi więc z tego, że barw reprezentacji broni zawodnik, któremu nie udało się przebrnąć eliminacji MIMP.