King’s Lynn
Adrian Flux Arena
Saddlebow Road
Długość: 342 m
Robert Lambert - 57,55 s.
(11 września 2018 r.)
To był mój pierwszy szalony wyjazd. Sam poleciałem z Berlina do podlondyńskiego Stansted. Stamtąd autobusem udałem się do Cambridge, a następnie pociągiem do King’s Lynn. Powrót był analogiczny, tyle że trzy godziny (od północy do 3 rano) musiałem jakoś w Cambridge sobie zorganizować. Przy okazji zobaczyłem jak wygląda w Anglii noc z soboty na niedzielę. Po drodze z okien pociągu widziałem katedrę w Ely i żałuję, że nie wiedziałem wcześniej o jej istnieniu. Człowiek uczy się całe życie. To było cztery dni przed referendum brexitowym.
King’s Lynn jest przeciętnym (nieco ponad 40-tysięcznym) miastem z bogatą historią, której pozostałości można jeszcze zobaczyć. Stąd pochodzi podróżnik George Vancouver, na cześć którego nazwano znane kanadyjskie miasto. W tutejszym ratuszu znajdują się pamiątki po królu Janie bez Ziemi, który tak źle zapadł Anglikom w pamięć, że żaden władca po nim nie otrzymał już tego imienia. Miałem trochę czasu, więc część tej historii mogłem zobaczyć. I te stare miejsca są tak naprawdę najciekawsze, bo reszta, jak to w Anglii bywa, jest aż do znudzenia jednolita.
Tor jest lokalizowany w południowej części miasta, a tak naprawdę już poza nim. Idąc tam przeszedłem nad autostradą A47, za którą było pole. Przystanąłem sobie na chwilę, żeby spojrzeć na pasące się na polu gęgawy, co sprawiło mi zresztą sporą radość. I tak właśnie wygląda okolica stadionu – z jednej strony jakieś hale, a z drugiej pole.
Stadion z początku wydawał mi się obiektem stricte żużlowym, aczkolwiek wysoki płot otaczający tor sugerował coś zupełnie innego. I rzeczywiście, po zapoznaniu się z imprezami organizowanymi tutaj okazało się, że królują wyścigi będące odpowiednikami naszych wrakrejsów. Teraz wiem co zbierali panowie idący po torze przed zawodami – pozostałości po tej samochodowej imprezie. A że jest co zbierać, to zobaczyłem dopiero na jednym z przypadkowo zrobionych zdjęć. Także na potrzeby samochodowej rozrywki zbudowana jest wyższa trybuna, aczkolwiek wejście wymaga „zgłoszenia” podczas kupowania biletu, co kosztowało kilka funtów.
Tor jest bardzo trudnym owalem. Początkowo wydawało mi się, że 342 metry długości sugeruje raczej tor kontynentalny, a tymczasem łuki są stosunkowo krótkie, proste dość długie, całość jest szybka i wąska, więc spełnia jak najbardziej warunki angielskiego obiektu. Praktycznie każda próba wąskiego wejścia w łuk na pełnej prędkości kończy się walką o zmieszczenie się w łuku, a często kończy się na bandzie. Łuki są dość mocno pochylone, więc jazdy na takim torze trzeba się nauczyć. Ja byłem tutaj w 2016 roku przy okazji finału Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Wówczas ten obiekt zdecydowanie pokonał zawodników. Bodajże dwadzieścia cztery upadki sprawił, że zawody trwały pięć godzin. Ja musiałem wyjść po 17. biegu, żeby zdążyć na pociąg powrotny do Cambridge.