Rozpoczęły się rozgrywki z cyklu Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów. Falubaz zgłosił do nich dwie drużyny, dzięki czemu większa liczba zawodników zielonogórskiego klubu będzie miała okazję do jazdy. Turniej początkujący walkę w I grupie odbył się przy W69.
Żużlowcy biorący udział w zawodach prezentowali bardzo różny poziom – od zaawansowanych ekstraligowców przez chłopaków występujących mniej lub bardziej regularnie w niższych ligach, po zawodników praktycznie nie startujących poza DMPJ, rozpoczynających dopiero swoją przygodę ze speedwayem. Jak to bywa w tego rodzaju imprezach, były wyścigi bardziej i mniej interesujące, ale nikomu na pewno nie można odmówić woli walki. W zdecydowanej większości biegów do mety dojeżdżali wszyscy żużlowcy biorący w nich udział, co samo w sobie jest niezłym osiągnięciem.
Jeśli ktoś oczekiwałby wielkich emocji, pewnie nie pojawiłby się na trybunach, bo też nie emocje są tu najważniejsze. Ważne, że dzięki takim turniejom można zobaczyć na torze młodych zawodników, porównać swoje obserwacje z lat poprzednich i wyciągnąć z tego wnioski. Jestem świadomy, że gdyby centrala nie wprowadziła obowiązku wyszkolenia określonej liczby wychowanków pod groźbą kar finansowych, pewnie nie wszyscy uczestnicy zostaliby do egzaminu licencyjnego dopuszczeni. Mimo to kibice mogli zobaczyć kilka niezłych akcji, co jest niewątpliwie pozytywne.
Ogólne wrażenie jest jednak takie, że pomimo sporej liczby zawodów wymuszonych przez regulamin, poziom chyba niespecjalnie idzie do góry. Być może jest to kwestia tego, że główny nacisk jest w Polsce kładziony na ligę, a zawodnikom niewystępującym w rozgrywkach ligowych pozostawały do tej pory właściwie tylko treningi. Gdybym miał wyróżnić kogoś spoza ekstraligowców, to według mnie spory postęp, szczególnie jeśli chodzi o moment startowy, zrobił Nikodem Bartoch. Jeszcze musi pracować na jazdą na dystansie, nad wejściami w łuki, ale progres jest widoczny gołym okiem.
W bodajże trzech wyścigach mogliśmy zobaczyć współpracę na torze lub ubezpieczanie kolegi z pary. Tu oczywiście mogli się wykazać tylko żużlowcy bardziej doświadczeni, a najlepiej wychodziło to gorzowskiej parze Rafał Karczmarz – Mateusz Bartkowiak oraz Norbertowi Krakowiakowi.
Przed zielonogórską publicznością zaprezentowała się też jedna zawodniczka – Weronika Garbowska. Pojechała zupełnie przyzwoicie, miała całkiem niezłe starty, raz miała ostre starcie, w wyniku którego na tor upadł i został słusznie wykluczony Nile Tuftt. Dwukrotnie miała niestety pecha – raz zaliczyła upadek, a raz przed startem posłuszeństwa odmówił jej motocykl. Wydaje mi się, że pokazała się najkorzystniej spośród dziewczyn, które widziałem w Zielonej Górze w ciągu ostatnich dwóch lat.