Patrząc na to, co działo się w niedzielę na wrocławskim torze, można było zacząć się zastanawiać, która drużyna ucieka spod topora, a która ma właściwie pewne miejsce w najlepszej czwórce. Jako że lokat w tabeli nijak nie dało się pogodzić z wynikiem, odtrąbiono niespodziankę. Teraz okazuje się, że ekipa, która wygrała jedno z dziewięciu spotkań (!!!) ma wciąż realną szanse na walkę o medale.
Bycie faworytem nie oznacza oczywiście, że mecze będą wygrywać się same, a rywale poddadzą się bez walki. Akurat zdarzył się słabszy mecz gości i punkty uciekły. Dramatu jednak nie ma, bo ta przegrana na chwilę obecną właściwie nic nie zmienia – na pierwsze miejsce i tak nie ma szans, a drugie i tak pewnie da się obronić. A nawet jeśli Falubaz spadnie na trzecią pozycję, to czy coś to zmieni? Czyli duży luz? Nie do końca. Jeśli miałbym się czymś niepokoić, to ewidentnym brakiem pomysłu na stworzenie w niedzielę zespołu, która to umiejętność była do tej pory (za wyjątkiem spotkania z tarnowskimi „Jaskółkami”) największą siłą zielonogórzan. Jedynie Piotr Protasiewicz potrafił zdobywać punkty, ruszając z drugiego pola i aż dziw bierze, że mając tak doświadczonych zawodników nie udało się tego problemu rozwiązać. Spod bandy nawet PePe nie był w stanie zbliżyć się do gospodarzy, więc można uznać, że po prostu nie dało się z niego wystartować. Skoro tak, do dlaczego aż pięciokrotnie goście nie potrafili pokonać rywali jadąc z uprzywilejowanych tego dnia pól A oraz C? Tu już chyba należałoby poszukać przyczyn. Można się oczywiście zastanawiać czy takie zróżnicowanie miejsc do startu mieści się w definicji toru dobrze przygotowanego, ale skoro nikt nie wniósł sprzeciwu, to najwyraźniej nie uważano tej kwestii za problem. Z drugiej strony, jeśli już gospodarze szykują jakąś niespodziankę z nawierzchnią, to lepsza taka „uroda” pól startowych niż wilcze doły po zjechaniu z jedynie słusznej ścieżki. Aluzja jak najbardziej zamierzona.
We wtorek na stronie internetowej Przeglądu Sportowego pojawił się artykuł dotyczący Jarosława Hampela. Autor pisze o tym, że „Mały” jest zmęczony psychicznie swoimi ostatnimi wynikami i ma dość żużla. Jeśli chodzi w cykl SGP, to trudno się nie zgodzić, bo szału tam rzeczywiście nie robi, ale w ekstralidze jest wciąż najskuteczniejszym zawodnikiem, aczkolwiek rzeczywiście nie jest tak błyskotliwe jak w ubiegłym sezonie. Mam wrażenie, że w ostatnim czasie siadła mocno atmosfera w Falubazie. Patryk Dudek już od jakiegoś czasu nie pojechał dobrych zawodów: słabszy występ w SEC w Güstrow, przeciętny w Elitserien, teraz znów bez szału we Wrocławiu. Ja wiem, że wiara w spiskowe teorie jest często tak głupia jak te teorie, ale jakoś skojarzyło mi się to z ostatnim marketingowym sukcesem Falubazu, jakim było podpisanie umowy z Lotto. Co to ma do postawy wyżej wymienionych żużlowców? Otóż okazało się, że ważniejsza od nich jest niestety Klaudia Szmaj, czyli żużlowczyni, której z bliżej niekreślonych powodów nijak nie można oglądać na torze. Sama umowa jest chyba zresztą odpowiedzią dlaczego zielonogórski klub w ogóle zainteresował się tą dziewczyną. Tak na marginesie, to największe portale zajmujące się żużlem w naszym kraju jakoś niespecjalnie przejęły się tym, co w założeniu miało być wielkim wydarzeniem medialnym. Śmieszne jest to w sumie, że z tej biednej Klaudii zrobiono już totalną maskotkę. Jednocześnie krew mnie zalewa, że ogłasza się jakieś projekty typu Team Lotto z wirtualną zawodniczką, podczas gdy ostatnie występy juniorów Falubazu w meczach ligowych są zwyczajną kompromitacją. Tylko jak zmotywować tych chłopaków do walki, jeśli ich w klubie w przyszłym roku już nie będzie? Bo nie są twarzą żadnej kampanii. A Klaudia będzie, chociaż nawet w AKS Chóragan nie byłaby gwiazdą. Z całym szacunkiem dla amatorów, których pasję podziwiam.
Zobaczymy co będzie dalej. Zapewne Jarek, jak i Patryk, a być może także Piotr Protasiewicz pojadą w finale Drużynowego Pucharu Świata, a 3 sierpnia Unia Leszno sprawdzi obecną dyspozycję Falubazu. Potem mamy wyjazdy do Torunia oraz Tarnowa, gdzie o jakiekolwiek punkty może być bardzo trudno. I chyba warto, żeby wrócił team spirit, bo przystępowanie do najważniejszej części sezonu z kiepskim bilansem ostatnich pojedynków wielkiego sukcesu nie wróży. A pamiętać trzeba, że decydujące mecze odbywać się będą podczas kampanii do wyborów samorządowych. I tu też aluzja jest jak najbardziej zamierzona.
Musze się dokształcić, bo przyznam, że z ogólnopolskich mediów w ogóle nic się nie dowiedziałem o tej kampanii Lotto. Albo może przez mundial coś przegapiłem…?