Kto został zrobiony w ch…?

Ekstraliga nie leży co prawda w kręgu moich głównych zainteresowań, ale z drugiej strony kwestie dotyczące Falubazu zawsze będą dla mnie w pewien sposób wyjątkowe, bo niezależnie od tego co myślę aktualnie o zielonogórskim klubie, to jednak zdecydowana większość mojego życia jest związana z żółto-biało-zielonymi barwami. W sprawie Falubazu działo się ostatnio bardzo dużo i znów nie miało to niestety nic wspólnego ze sportem…

Wielokrotnie pisałem o niezrozumiałej dla mnie pogoni za sukcesem w polskim żużlu, a na którą to pogoń wydaje się gigantyczne pieniądze, których polski żużel sam z siebie nie potrafi wygenerować. Falubaz jest jednym z bardziej rozpoznawalnych elementów tej „zabawy”. Jak powszechnie jednak wiadomo, zielonogórski klub nie jest w stanie sam się utrzymać, a więc tym bardziej nie potrafi sam na siebie zarobić, jeśli chce „coś” osiągnąć. Podobnie wygląda tzw. codzienność w niemal wszystkich klubach żużlowych w naszym wesołym kraju.

Ubiegłoroczny sezon był bardzo kiepski w wykonaniu zielonogórzan. Jeszcze przed play-offami znaleziono winnego, czyli ówczesnego prezesa klubu, który ponoć nie ogarnął kwestii organizacyjnych, a skład nie pozwolił na nic więcej niż tylko dramatyczna walka o utrzymanie. Dla mnie już wtedy była to bzdura, bo to nie siła składu była problemem, tylko sposób działania klubu i kompletny brak atmosfery. Ważne, że na tak przygotowany grunt przyszedł nowy prezes, który ładnie opowiadał i podpisał spektakularne kontrakty. Budżet klubu wzrósł oficjalnie o jakieś 40%, ale póki się ich nie znajdzie są to tylko i wyłącznie kwoty wirtualne. Nowy prezes znalazł rozwiązanie, czyli przytulił się do miejskich pieniędzy, a pamiętać trzeba, że dodatkowo kluby ekstraligowe dostaną większe środki od telewizji i sponsora ligi. Pytanie jakie się nasuwa brzmi: dlaczego prezydent Zielonej Góry wziął udział w tej grze i zaoferował tak wielką pomoc finansową? Tego pewnie się nie dowiemy. Mogę się tylko domyślać, że jest to zapewne część jakiejś większej całości, nie mającej nic wspólnego z żużlem.

Postaram się jakoś uporządkować fakty:

  1. 26 sierpnia 2018 r. – Falubaz rzutem na taśmę ratuje się przed bezpośrednim spadkiem
  2. 27 sierpnia 2018 r. – rezygnacja prezesa klubu Zdzisława Tymczyszyna
  3. 28 sierpnia 2018 r. – oświadczenie klubu, z którego wynika, że prezes nie radził sobie z podejmowaniem decyzji i został „odsunięty od spraw operacyjnych”
  4. 6 września 2018 r. – prezesem zostaje Adam Goliński, „namaszczony” na to stanowisko przez właściciela firmy Stelmet
  5. 6 września 2018 r. – pojawiła się informacja o rozmowach Falubazu z Nickim Pedersenem, który nawiasem mówiąc tydzień wcześniej nie wygrał żadnego biegu startując przeciwko Falubazowi w pojedynku decydującym o bezpośrednim spadku do I ligi
  6. 7 października 2018 r. – Falubaz ostatecznie utrzymał się w ekstralidze po zwycięstwie w dwumeczu z ROW-em Rybnik
  7. 9 października 2018 r. pojawiły się pierwsze informacje (spekulacje) o możliwym kontrakcie Martina Vaculika, który w dość napiętej atmosferze pożegnał się ze Stalą Gorzów, gdzie był kapitanem
  8. 5 listopada 2018 r. – podczas konferencji prasowej dotyczącej podpisania kontraktów przez Martina Vaculika i Michaela Jepsena Jensena wiceprezydent Zielonej Góry zadeklarował w imieniu miasta chęć wejścia jako udziałowiec do spółki.

To jest tak mniej więcej pierwsza część wydarzeń. Na drugą część musieliśmy poczekać trzy miesiące. W międzyczasie 11 stycznia klub ogłosił skrócenie okresu pierwokupu karnetów, a bezpośrednim powodem miała być dużo lepsza sprzedaż karnetów niż rok wcześniej. Cóż, wystarczy policzyć sobie dostępne miejsca, żeby przekonać się… jak dramatycznie słaby był pod tym względem poprzedni sezon 🙂 Potem była medialna ofensywa, dzięki której kibice w całej Polsce mogli dowiedzieć się jak zawodnicy zielonogórskiej przygotowują się do sezonu, jak doszło do podpisania niektórych kontraktów i tego typu wypełniacze nudnego zimowego czasu oczekiwania na start tegorocznych rozgrywek. To akurat było zrobione bardzo profesjonalnie, więc oddaję szacunek ludziom, którzy zrobili ogromny kawał roboty.

I nagle 18 lutego 2019 r. na antenie lokalnego radia można było usłyszeć wypowiedź prezesa klubu, który powiedział, że od wielu miesięcy nie ma kontaktu z jednym z udziałowców (poprzednim prezesem), a z drugim udziałowcem ma tylko kontakt mailowy, bo ów udziałowiec unika rozmów. Tydzień później okazało się, że podczas walnego zgromadzenia ZKŻ dwaj akcjonariusze, mający w sumie 66% akcji, nie zgodzili się na wejście miasta do spółki, przez co sytuacja klubu zrobiła się tragiczna, bowiem bez dofinansowania przez samorząd klub nie będzie w stanie zrealizować budżetu. Dowiedzieliśmy się wówczas także, że wszystkiemu winny jest były prezes (a aktualny senator), który nie zamierza tracić kontroli nad spółką, a jednocześnie odmawia jej dofinansowania. Te słowa stały w sporej sprzeczności z oświadczeniem klubu z 28 sierpnia 2018 r., w którym pan senator był przedstawiany jako jeden z ratujących ten klub przez destrukcyjnymi efektami decyzji innego z udziałowców, ówczesnego prezesa. Nie wiem czy obecny prezes coś gdzieś przegapił, ale ewidentnie przyjął linię obrony siebie. Przecież podpisał dobre kontrakty, stworzył silny skład, załatwił pieniądze na pokrycie wydatków, ale dwaj współwłaściciele bojkotują jego działania, przez co miasto nie może przelać środków na klubowe konto w wysokości… 3 mln zł. Czegoś więcej mieliśmy się dowiedzieć po kolejnym walnym zebraniu przewidzianym na marzec. A tu nagle 27 lutego okazało się, że… miasto jednak wchodzi do spółki, bowiem właściciel firmy Stelmet odkupi akcje od właściciela firmy Intra za 800 tys. zł, dzięki czemu miasto dokapitalizuje spółkę i będzie miało 24,75% udziałów.

Samo wejście miasta do spółki nie jest może złym pomysłem, bo skoro i tak daje pieniądze na Falubaz, to niech ma w końcu też jakąś możliwość podejmowania decyzji dotyczących klubu. I teraz nie wiem kto w tym wszystkim wygrał, a kto został zrobiony w ch… No bo skoro od momentu przejęcia klubu (koniec listopada 2015 r.) przez trzech współwłaścicieli każdy z nich posiadał pakiet akcji o wartości 800 tys. zł, a miasto w tym okresie (2016-2018) przeznaczyło co najmniej 4,5 mln zł, nie licząc kosztów utrzymania stadionu, a dodatkowo ma w 2019 r. przekazać kolejne 3 mln zł, dostając symboliczny pakiet akcji, to gdzie w tym wszystkim jest jakikolwiek sens? Wiem, że miasto formalnie wykupywało swego rodzaju usługę promocji, tylko że promowanie Zielonej Góry w Gorzowie Wlkp., Lesznie, Toruniu czy Częstochowie wielkiego sensu nie ma, a do tego przecież owa promocja się ograniczała. Dodatkowo klub skumał się z grupą kiboli, która bezpośrednio na stadionach dobrego wrażenia po sobie raczej nie zostawia, czego ani działacze, ani zawodnicy starają się nie zauważać.

Podobno największym przegranym jest pan senator. Ale z drugiej strony on ma dokładnie taki sam wpływ na klub jak miasto, ale za dużo mniejsze pieniądze. Przegrał? Teoretycznie tak, bo samodzielnie nie podejmie żadnej decyzji, ale z drugiej strony może spić śmietankę w przypadku sukcesu lub zwalić winę na innych współwłaścicieli w przypadku porażki. Wygrał? Teoretycznie nie, ale ostatecznie będzie się można o tym przekonać podczas tegorocznych wyborów parlamentarnych, jeśli oczywiście w nich wystartuje. Choć formalnie jego udział procentowy się zmniejszył, to przecież akcje są warte wciąż tyle samo. Dodatkowo klub dysponuje większym budżetem bez konieczności dopłacania. Szczerze mówiąc, poza kwestiami jakichś osobistych animozji lub ambicji, ja nie widzę tutaj żadnej porażki.

Dla mnie ciekawa jest osoba aktualnego prezesa Falubazu. Niby zrobił świetną robotę, bo podwyższył budżet o 40% i znalazł środki na jego realizację, ale z drugiej strony te środki ograniczają się tak naprawdę do zwiększonej dotacji z naszych podatków i podwyższonych kwot z centrali, które tak czy inaczej by wpłynęły. Medialnie wygląda świetnie i to pewnie wystarcza ogromnej większości kibiców. Ale jednocześnie to jest trochę tak jakby porównywać inwestycje w naszym kraju w ciągu ostatnich kilku lat z czasami, gdy nie były dla nas dostępne środki unijne, albo jakby cieszyć się, że zmniejszyliśmy bezrobocie, zapominając o tym ilu Polaków wyjechało zagranicę. To jest dokładnie ten sam sposób argumentowania.

Mam wrażenie, że cały ten cyrk medialny był wcześniej obmyśloną próbą zwrócenia uwagi kibiców na klub (póki co Falubaz chwali się sprzedażą karnetów wyłącznie w wartościach względnych, porównując się ze sprzedażą ubiegłoroczną), ewentualnie jakąś rozgrywką personalną pomiędzy kilkoma panami z lokalnej elity polityczno-finansowej. Tak czy inaczej, jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule, to zdecydowanie uważam, że w ch… zrobiono mieszkańców Zielonej Góry, bo te pieniądze można było spożytkować dużo lepiej niż przekazanie na prywatną przecież spółkę. Codziennie jeżdżę po zielonogórskich drogach i zastanawiam się czy uda się poprawić jakość tutejszych dróg. Sam musiałem zakupić nową parę opon, bo nie zauważyłem kilku dziur na bocznych ulicach, a szczerze mówiąc te główniejsze też wymagają remontów. Najwyraźniej trzeba będzie poczekać do kolejnych wyborów samorządowych. Kto więc został zrobiony w ch…? Proste. Ja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *