Oficjalnie niedzielna kolejka stała pod znakiem niespodzianek, tylko czy te rozstrzygnięcia rzeczywiście były niespodziankami?. Tutaj można się spierać. Przyznam, że nie spodziewałem się przegranej Włókniarza na własnym torze i to było dla mnie zaskoczenie. A że akurat nie wygrały dwie drużyny z czołówki? Zdarza się, tym bardziej, że tarnowianie mają szpital w zespole, a Falubaz nic wielkiego do tej pory nie pokazywał.
Wydaje się, że coś pękło w Częstochowie. Nie dość, że stadion w dużej części świecił pustkami, to jeszcze miejscowa drużyna znów przegrała w słabym stylu, na własnym torze, który po raz kolejny nie był ich torem. Po zwolnieniu Janusza Stachyry wydawało się, że sytuacja uspokoi się i będzie już tylko lepiej. Tymczasem „Lwy” systematycznie spadały, aż w końcu sięgnęły dna i jeśli za dwa tygodnie nie podniosą się z kolan we Wrocławiu, to wylądują na łopatkach. Aż trudno uwierzyć w jak krótkim czasie zmarnowano tak ogromne zaufanie jakim obdarzyli swój klub kibice, chociaż wiadomo było, że czołowa czwórka jest raczej poza ich zasięgiem. Cóż mają powiedzieć kibice widzący swoich reprezentantów przegrywających nie tylko z czołowymi zawodnikami gości, ale także z ich drugą czy trzecią linią? Czy może być dla fanów większe upokorzenie niż bezradność ich drużyny w starciu z przeciętnym rywalem? Najgorsze w całym tym zamieszaniu jest to, że przegrano nie w bezpośredniej rywalizacji, ale gdzieś poza torem. I takie klęski najszybciej odbijają się na frekwencji, a tym samym na atmosferze w samej drużynie.
Do kolejnego groźnego wypadku doszło we Wrocławiu. Sytuacja bliźniaczo podobna do tej z 13 maja. Trudno uwierzyć w przypadek, jeśli tego typu karambole właściwie nie zdarzają się nigdzie indziej. Nie wiem czy wrocławscy prokuratorzy zakończyli już postępowanie w sprawie wypadku Lee Richardsona. Jeśli nie, to mają kolejną zagadkę. Czy to możliwe, żeby drugi raz doszło do takiej samej sytuacji na dobrze przygotowanej nawierzchni? Dla mnie jest to dowód na problem z tamtejszym torem, tym bardziej, że w ubiegłym roku byłem naocznym świadkiem perfidnej próby pozbawienia zdrowia żużlowców. Mam nadzieję, że ten fragment toru przy wyjściu z pierwszego łuku nie jest robiony z premedytacją, ale przyznam, że boję się, co może się stać za dwa tygodnie, gdy mecz będzie miał naprawdę wysoką stawkę.
Spotkanie we Wrocławiu od strony sportowej obnażyło bardzo wiele słabości Falubazu, które do tej pory były maskowane… słabością rywali. Nie wiem dlaczego Rafał Dobrucki wciąż z uporem godnym lepszej sprawy stawia się na Rune Holtę, jeżeli Norweg jest po prostu słaby. Nie mam do tej pory większych zastrzeżeń do pracy menadżera zielonogórskiej ekipy, ale ta konkretna sytuacja jest strasznie irytująca. Głupio to zabrzmi, ale kontuzja Patryka Dudka jest szansą na przełamanie widocznej gołym okiem niemocy decyzyjnej, bo wreszcie szansę może dostać Krzysztof Jabłoński, oczywiście pod warunkiem, że zielonogórzanie nie skorzystają z zastępstwa zawodnika. A pokusa pewnie się pojawi, choć rywalem będzie tylko Lotos Wybrzeże (przepraszam gdańszczan za taki lekceważący ton, ale swoją postawą ich drużyna nie zasłużyła na wielki szacunek). Żużel jest takim sportem, w którym kontuzja jednego zawodnika oznacza szansę dla drugiego (już kiedyś pisałem, że w ten sposób na szerokie wody wypłynęli chociażby Piotr Protasiewicz czy Grzegorz Walasek). Wracając do „Ryśka”, czy można się cieszyć z dwóch punktów w biegu, gdy ewidentnie przygotowanie pól startowych promuje zawodnika stojącego przy krawężniku? Nie, bo te dwa punkty są tak naprawdę zmarnowaniem 100% okazji na zwycięstwo, a tej straty nie daje się potem odrobić, bo gospodarze wykorzystują wszystko. I jeśli teraz porównamy Jonasa Davidssona z Holtą, to na pierwszy rzut oka Szwed był beznadziejny, a Norweg pojechał przyzwoicie. Pozornie, bo Holta nie wykorzystał tego co dawał krawężnik, a Davidsson nawet takiej szansy nie otrzymał.
Myślę, że ta przegrana Falubazowi specjalnie nie zaszkodzi, a może nawet uchronić zespół przed większymi wpadkami. Absencja Patryka Dudka daje paradoksalnie większą możliwość manewrowania składem, a wypadnięcie ważnego ogniwa powoduje, że druga linia też musi wziąć na siebie większą odpowiedzialność, co z reguły przynosi pożądane efekty. Oczywiście pod warunkiem, że nad zawodnikami czuwa ktoś, kto wierzy, że są w stanie wygrać, co niestety w przypadku żużlowych menadżerów nie jest takie oczywiste. Problemem Falubazu jest bardzo nierówny, a często wręcz dziurawy skład. W zasadzie kwestią czasu pozostawała przegrana z niemającym wielkich nazwisk, ale dysponującym wyrównanym składem rywalem. Tak właśnie zaprezentowała się Sparta i wygrała. Wszystko na ten temat.
Słyszałem w rozgłośni ogólnopolskiej, niezajmującej się na co dzień żużlem, że w Gdańsku doszło do sensacji, bo gospodarze wygrali z niepokonanym liderem tabeli. Rzeczywiście, patrząc tylko na tabelę mamy prawdziwą sensację, ale przecież każdy kibic wie, że „Jaskółki” pojechały bez dwóch liderów, a dodatkowo z dwoma mocno poobijanymi zawodnikami. Mimo wszystko goście przekroczyli 40 punktów, co i tak jest niezłym wynikiem, bo wystarczy z każdej drużyny zabrać dwójkę liderów, a dostaniemy ekipy, które miałyby spore problemy w niższych ligach. Wybrzeżu te kontuzje Grega Hancocka i Janusza Kołodzieja trafiły się jak ślepej kurze ziarnko, bo w przeciwnym razie szanse na opuszczenie strefy spadkowej (i tak niezbyt wielkie) byłyby właściwie zerowe. Może się okazać, że ten w sumie dość szczęśliwy (oczywiście dla Gdańska, a nie dla Tarnowa) zbieg okoliczności, będzie początkiem marszu w górę. Eee, sam nie wierzę w to co piszę.
a Jonas w poprzednich meczach też miał szanse z pierwszych pól startowych i co nic zero!!! Rune zawsze 5 pkt ma i nie ma tego.
Czego nie ma? Chyba formy. Dzis w Szwecji znowu lipę jeździł. Davidsson na pewno jest w tej chwili bardziej perspektywiczny dla Falubazu
Dziękuję za komentarze.
Cały problem w tym, że trzeba się starać się patrzeć przyszłościowo, ale nie zawsze założenia muszą się spełnić. Tego mi w Falubazie brakuje, bo choć to tylko runda zasadnicza, to wciąż bieżący wynik jest najważniejszy. Skoro Holta jest bardzo słaby, a Davidsson nie chce się podporządkować poleceniom R. Dobruckiego, to po co na siłę obu wpychać do składu? Mamy teraz mecz z Wybrzeżem i najwyższa pora, ze w końcu wypróbować K. Jabłońskiego.
Co do perspektyw, to rzeczywiście szansa na poprawę „Ryśka” jest mizerna, bo tu jest kwestia braków technicznych i sprzętowych, natomiast u Jonasa pewnie problem siedzi w głowie od czasu upadku w sparingu z Unią Leszno. Jeśli miałbym wybierać pomiędzy słabym indywidualistą a słabym zawodnikiem potrafiącym jeździć drużynowo, to postawiłbym na tego drugiego. Mimo wszystko wierzę, że Jonas odnajdzie formę na czas.