Sukces sukcesowi nierówny

W sobotnim Grand Prix Polski w Gorzowie, wychowanek tamtejszego klubu Bartosz Zmarzlik osiągnął swój największy dotychczasowy sukces, zajmując trzecie miejsce w tym turnieju. Chciałbym z tego miejsca pogratulować Bartkowi, bo choć miał handicap własnego toru, to jednak musiał opanować stres związany z rangą zawodów oraz oczekiwaniami kibiców.

Bartosz Zmarzlik
Bartosz Zmarzlik

Nie chcę przez to powiedzieć, że ktokolwiek wywierał na nim presję. Po prostu idąc na stadion, zawsze chciałoby się widzieć swojego zawodnika na prowadzeniu. Nie mam specjalnie złudzeń, że tak dobry występ był w dużej mierze związany właśnie z miejscem rozgrywania imprezy, bo z jakichś powodów młody gorzowianin właściwie nie jeździ nigdzie poza ligą i innymi rozgrywkami krajowymi. Efekty widać często w lidze, bo na pewno brakuje mu objeżdżenia na owalach innych niż ten na Stadionie im Edwarda Jancarza. O ile jeszcze w biegach juniorskich jest nieźle, to w starciu z seniorami wyniki na pewno mogłyby być lepsze. I tu pojawia się pytanie: jak to się mogło stać, że 17-letni chłopak, niewątpliwie utalentowany, potrafi wygrywać ze stałymi uczestnikami cyklu Speedway Grand Prix? Ba, jak to możliwe, że Martin Vaculik nie mający przecież ani doświadczenia w tym cyklu, ani nie atutu własnego toru potrafił dość zdecydowanie wygrać ten turniej? Czy to ofensywa młodych, czy może spadek poziomu najważniejszych na świecie rozgrywek?

Chodzę na żużel od wielu lat i nie chce mi się wierzyć, żeby zawodnicy pokroju Hansa Nielsena, Tony’ego Rickardsona, Billy’ego Hamilla czy Leigh Adamsa pozwolili sobie na oglądanie pleców takich młokosów. Nie znaczy to, że w Gorzowie zabrakło światowej klasy żużlowców. Wszak Greg Hancock, Tomasz Gollob, Jason Crump czy Nicki Pedersen występowali niejednokrotnie z wyżej wymienioną czwórką i nieraz wygrywali. Wymieniona ósemka w ciągu ostatnich 18 lat wywalczyła siedemnaście tytułów mistrzowskich oraz 28 medali srebrnych i brązowych, a Hancock, Crump, Gollob i Pedersen wciąż zajmują cztery z pięciu czołowych lokat tegorocznego cyklu. Te dane pokazują, jak trudno wbić się do czołówki. Powtarzam pytanie: jak to możliwe, że dwóch debiutujących młokosów weszło na podium? Odpowiedź wydaje się prosta – byli lepsi o reszty. Jednak nie da się nie zauważyć dość poważnego obniżenia poziomu cyklu SGP. Wcale nie wynika on z braku dobrych zawodników, ale raczej ze zbyt dużej ilości żużlowców prezentujących poziom nieprzystający do elitarnych rozgrywek. Sześciu uczestników w sześciu turniejach nazbierało 28 – 40 punktów, podczas gdy młody Słowak zdobył tylko w Gorzowie aż 20 „oczek”. Po co więc ta szóstka nie wnosząca do cyklu kompletnie nic?

Z czasów, które pamiętam był tylko jeden przypadek, gdy zawodnik nie ścigający się poza swoim krajem ze światową czołówka stanął na podium turnieju mistrzowskiego. Chodzi mi o Egona Müllera, który na niemieckim torze w Norden zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata, wygrywając z kompletem punktów. Można zajrzeć choćby do Wikipedii i powiedzieć, że przecież to był czołowy zawodnik świata, bo siedmiokrotnie startował w finałach IMŚ, a także zdobył dwukrotnie brąz w DMŚ. Wszystko prawda, tylko trzeba poznać specyfikę tamtych eliminacji, które gwarantowały przedstawicielom krajów kontynentalnych (RFN, Włochy + kraje obozu socjalistycznego) aż pięć miejsc w finale światowym, a w tej grupie zawodnicy z zachodu dysponowali o klasę lepszym sprzętem.

Martin Vaculik
Martin Vaculik

Nie da się nie zauważyć wpływu polskiej ligi na obniżenie poziomu rozgrywek o indywidualne mistrzostwo o świata. Przecież czołówka zarabia w naszym kraju horrendalne pieniądze, choć to co prezentują w tym roku coraz częściej jest bardzo przeciętne. Niedawno wprowadzono przepisy, które nie pozwoliły Darcy’emu Wardowi i Piotrowi Protasiewiczowi walczyć w SGP. Zamiast nich weszli Hans Andersen i Peter Ljung, Nad występami dwóch Skandynawów można spuścić zasłonę milczenia i tak też uczynię. Ciekawe czy odpowiedzialni za cykl SGP zauważyli występ Słowaka. Mam nadzieję, że tak. Jeśli coś ma się ruszyć w tej zabawie, to wypadałoby dać Martinowi przynajmniej jeszcze jedną szansę.

Bartek Zmarzlik jest dla mnie takim trochę dzisiejszym Müllerem. Dziś nie ma podziałów na finał kontynentalny i interkontynentalny oraz finałów zamorskich i skandynawskich. Dziś trzeba być po prostu lepszym. Życzę młodemu gorzowianinowi, żeby swoje umiejętności potwierdził na obcym terenie, bo choć sukces jest wtedy taki sam, to jednak samopoczucie pewnie zupełnie inne. Dlatego na razie ciężko przewidzieć czy ten sobotni wieczór będzie miał jakiś ciąg dalszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *