PoGrandPrixowe spostrzeżenia

Tegoroczne gorzowskie zawody cyklu Speedway Grand Prix przeszły do historii. Jakie były? Na ten temat można przeczytać wiele opinii, przy czym zdecydowana większość z nich wyraża niezadowolenie z powodu nudy, która spowodowana była niewłaściwym przygotowaniem toru. Walki faktycznie było jak na lekarstwo, jednak zaskoczyła mnie ta niemalże zgodność w ocenie jakości turnieju.

Czy gorzowski tor był inny niż zwykle? Tutaj nie potrzeba ekspertów, bo swego rodzaju papierkiem lakmusowym jest Bartosz Zmarzlik. Gdyby nie jego kupa szczęścia (wypadek Piotra Pawlickiego, wpadnięcie w koleinę Vaclava Milika) zakręciłby się pewnie gdzieś koło 11-12 miejsca. Lider gorzowskiej Stali potrafi dopasować się perfekcyjnie do miejscowej nawierzchni, pod warunkiem, że zachowuje się ona przewidywalnie. Tymczasem początkowo było bardzo mokro z zewnętrzną lekko zbronowaną, a potem tor nie zaczął przesychać, skutkiem czego zawodnicy jeździli gęsiego.

Najbardziej śmieszy mnie to, że te zawody wcale nie odbiegały poziomem od przeciętnego meczu polskiej ekstraligi. Przecież nawet ostatnie derby lubuskie zostały ocenione powszechnie jako świetne widowisko, chociaż na torze najczęściej nic się nie działo, ale emocje budował wynik na styku. Myślę, że podobnie było w przypadku gorzowskiego GP, z tą jednak różnicą, że temu, dla którego najwięcej ludzi przyszło na stadion szło tego dnia bardzo ciężko. Do tego doszedł pech w finale, więc trudno oceniać turniej jako udany.  Gdyby Bartosz Zmarzlik wygrał, impreza nie byłaby zapewne tak krytykowana.

Dużo „ciepłych” słów otrzymał Martin Smolinski po swojej wypowiedzi dotyczącej sposobu jazdy (a raczej sposobu wymuszania wykluczenia atakującego go rywala) Piotra Pawlickiego. Niemiec jest pewnie trochę idealistą, ale w tym przypadku niestety ma dużo racji. „Piter” praktycznie w każdej podobnej sytuacji czeka na kontakt i puszcza motocykl. Oglądałem dziś powtórkę meczu Unia Leszno – Stal Gorzów, w którym zaszły niemalże bliźniacze okoliczności. Co ciekawe, sędziowie nie widzą problemu, dopóki żużlowiec się nie przewróci. Najwyraźniej Piotr jr znalazł sposób na wykorzystanie tego braku konsekwencji środowiska sędziowskiego. Nie zmienia to faktu, że wychowanek Unii Leszno jest, że się tak wyrażę, w trendzie niewzrostowym. Stosunkowo najlepiej spisuje się w Elitserien, więc albo nie radzi sobie z presją w Polsce i w SGP, albo z wielkiego talentu staje się po prostu zwykłym średniakiem.

Tegoroczny cykl będzie wzbudzał emocje, bo wciąż otwarta jest kwestia mistrzostwa. Różnice pomiędzy pierwszym Jasonem Doyle’m a siódmym Emilem Sajfutdinowem wynosi zaledwie osiemnaście punktów, a przecież do końca pozostały jeszcze cztery turnieje. W każdym z nich można zdobyć po 21 punktów, więc nawet Rosjanin ma jeszcze całkiem realną szansę na złoto. Stawka trochę się odmłodziła wobec kontuzji najstarszych uczestników, czyli Nickiego Pedersena i Grega Hancocka. Zmienia się także struktura narodowościowa. Przy obecnych wynikach w przyszłym roku będziemy mieli w cyklu czterech naszych reprezentantów, a jest szansa nawet na pięciu. Będzie tam prawdopodobnie dwóch Rosjan i dwóch Brytyjczyków Jednocześnie aktualnie zapewniony (prawie) udział w przyszłorocznym cyklu ma tylko jeden Australijczyk, jeden Szwed, ale… nie ma żadnego z Duńczyków. Na domiar złego najlepszy z nich, zajmujący dopiero czternastą pozycję Niels Kristian Iversen, jest aktualnie kontuzjowany. A jeśli w stawce nie utrzyma się ani Matej Zagar, ani Martin Vaculik? Z jednej strony powinniśmy się cieszyć z tak wielkiej przewagi Polaków, ale z drugiej trzeba mieć świadomość, że ta przewaga wcale nie jest dobra dla tej rywalizacji.

Mam nadzieję, że zarządzający cyklem przyznając stałe dzikie karty na kolejny sezon wezmą po uwagę przede wszystkim dobro żużla jako dyscypliny. Na pewno jedna z nich powędruje do Grega Hancocka, a kolejna zapewne do Nielsa Kristiana Iversena. Dobrze byłoby, gdyby szansę walki otrzymał Vaclav Milik, bo plocha draha w Czechach upada, a władze Pragi nie kwapią się do przyjęcia uczestników w roku 2018.

Przy tych wszystkich problemach speedway’a na świecie, w tym roku w naszym kraju organizuje się tradycyjnie trzy turnieje cyklu Speedway Grand Prix, ale także finał Drużynowego Pucharu Świata, jeden z finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów (pierwotnie planowany był w Swindon), finał Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów i finał Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów. Nie za dużo jak na jeden rok?

Dyscyplina żyje wtedy, gdy wciąż pojawiają się młodzi zawodnicy. Jest jednak światełko w tunelu, bo w finale FIM Youth Gold Trophy (motocykle o pojemności 250 cm³) wystąpili reprezentanci aż dziewięciu krajów. Polacy, czyli Karol Żupiński oraz znany z krajowych torów Wiktor Lampart, zajęli tam odpowiednio drugie i szóste miejsce. Warto dodać, że w półfinałach oprócz dziewięciu nacji wystąpiło także aż trzech Francuzów oraz po jednym Holendrze i Ukraińcu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *