Zamiast fachowych analiz pierwszych spotkań półfinałowych mamy żenującą przepychankę na temat regulaminowości torów przygotowanych przez panów Jankowskiego i Czernickiego. Może jestem naiwny, ale mam nadzieję, że osiągnęliśmy dno. No właśnie, czy może być jeszcze gorzej?
Sędzia leszczyńskiego pojedynku Leszek Demski twierdzi, że tor był regulaminowy. Co chłop ma powiedzieć? Próbuje jeszcze zachować twarz, ale chyba nie jest świadomy, że zrobił z siebie idiotę. Zabrnął w niezłe bagno i z obu stron jest obwiniany za spowodowanie całego zamieszania. Dopuścił do jazdy na torze, który rozleciał się po trzech biegach, a w tym czasie zanotowano na nim dwa groźne upadki. Potem zarządził kolejne prace, których efektem była już znaczna poprawa, jednak doprowadzenie nawierzchni do stanu używalności o godzinie bodajże 19.45 jakoś dziwnie jest sprzeczne z regulaminem, który mówi wyraźnie, że tor powinien być gotowy najpóźniej 60 minut od planowanej pory rozpoczęcia spotkania, czyli o godz. 19.00. Wniosek jest prosty – gospodarze nie przygotowali toru na czas, więc sędzia zgodnie z regulaminem powinien ogłosić walkower. Nie zrobił tego, bo pewnie bał się, że zostanie oskarżony o wypaczenie wyniku i de facto rozstrzygnięcie tej rywalizacji. Nie wiem czy jest tego świadomy, ale nie podejmując właściwej decyzji, też wypaczył wynik dwumeczu. Może najzwyczajniej bał się o siebie, bo ochrona w Lesznie pozostawia wiele do życzenia. Z moich obserwacji wynika, że można na stadion wnieść właściwie wszystko, bo nie są sprawdzane plecaki. Zresztą ilość pijanych ludzi na trybunach podczas ubiegłorocznego finału DMP najdobitniej świadczy, że rola ochroniarzy w Lesznie ogranicza się tylko do przedarcia biletu. Czy to jest jednak wytłumaczenie postawy sędziego? Wziął pieniądze i ewidentnie nie wywiązał się ze swoich obowiązków. Wątpię, żeby poniósł jakąś karę. Ba, wcale się nie zdziwię, jeśli dostanie do sędziowania któryś z meczów finałowych.
Nie wiem czy Unibax zdoła odrobić 17-punktową stratę. O ile za Adriana Miedzińskiego można zastosować zastępstwo zawodnika (które jednak nie obowiązuje w biegach nominowanych), to nieobecność najlepszego juniora jest stratą ogromną. Już na starcie gospodarze zostają pozbawieni 4-5 punktów, bo nie wierzę, żeby Tobiasz Musielak i Kamil Adamczewski potrafili nawiązać na Motoarenie walkę z Emilem Pulczyńskim. Życzę torunianom powodzenia. Na pewno są w stanie wygrać na technicznym owalu z „Bykami”, ale czy aż taką różnicą? Tego nie wiem. Obawiam się, że dmuchana banda w Toruniu będzie musiała być naprawiana co najmniej raz i nie wszyscy dotrwają w parkingu do końca zawodów. Unia chciała mieć wojnę i pewnie będzie ją miała.
Wracając jeszcze do organizacji spotkań w Lesznie, a konkretnie do ochrony, to kolejny dowód na jej brak mieliśmy w trakcie biegu XIV, kiedy to na tor poleciały butelki po upadku Rune Holty. Widoczne w telewizji było bardzo prowokacyjne zachowanie menadżera gości Sławomira Kryjoma i tym na pewno powinna się zająć jakaś komisja. Pewnie ta sama, która powinna dowalić Unii taką karę za przygotowanie toru, żeby pan prezes Dworakowski przestał się cieszyć z wyniku. Ponieważ jest to kolejny taki przypadek, oprócz wysokiej kary finansowej, leszczyński stadion powinien zostać zamknięty na jeden mecz (prawdopodobnie finałowy). Cały czas będę się także upierał, że toruński klub ma całkiem spore szanse wygrać proces przeciw arbitrowi meczu w związku z naciąganiem regulaminu i wypowiedziami żużlowców Unii przed kamerami potwierdzającymi (nie zawsze świadomie), że tor był przygotowany niezgodnie z obowiązującymi przepisami, a chodzi tu konkretnie o nierówną przyczepność. Mówili o tym Adam Skórnicki, Kamil Adamczewski oraz Jarosław Hampel.
Mniej uwagi tym razem poświęcam Falubazowi. A w Gorzowie też działy się przecież rzeczy nie mające za wiele wspólnego ze sportem. To co przygotował Czesław Czernicki było ewidentnie polowaniem na gości. Tor był tak ekstremalnie przyczepny, że nawet gospodarze mieli problemy z opanowaniem stających dęba motocykli na przeciwległej prostej. Łukasz Cyran nawet wjechał tam w bandę (na prostej!!!), a kilku innym regularnie podnosiło przednie koło, gdy wjeżdżali na pełnej prędkości w przyczepniejsze miejsca. Zielonogórzanie nie poradzili sobie z tą nawierzchnią, nie potrafili utrzymać się przy krawężniku i źle wychodzili spod taśmy. Na pewno mecz ustawiła taśma Patryka Dudka w pierwszym biegu. Ja rozumiem emocje, ale startowanie w tak ważnym spotkaniu na „raz, dwa, trzy, puszczam sprzęgło” jest słabym rozwiązaniem. Sędzia wcale nie przytrzymał zawodników na starcie i dlatego zachowanie „Duzersa” jest dla mnie niezrozumiałe.
Na wynik wpływ miał też upadek Grega Hancocka w trzecim biegu. Sytuacja dla sędziego bardzo trudna, bo atakujący od krawężnika Niels Kristian Iversen nie zrobił żadnego manewru, mającego na celu spowodowanie upadku Amerykanina, ale z drugiej strony przy tym ataku Hancock nie miał szans na uniknięcie upadku. Jednak PUK decydując się na atak, przy takiej a nie innej nawierzchni, nie mógł zamknąć gazu, bo zostałby wyrzucony na zewnętrzną i mógłby spowodować jeszcze groźniejszy karambol. Jeśli miałbym szukać winnego, to był nim pan Czernicki, bo ten tor przy próbie ataku był właśnie biletem w jedną stronę. Potem doszła jeszcze kontuzja kolana Herbiego i tylko szczęśliwemu zbiegowi okoliczności (i całkiem sporemu frajerstwu gospodarzy) zawdzięczamy, że losy półfinału nie rozstrzygnęły się już w Gorzowie. Aż trudno uwierzyć w taki przypadek, że burza rozszalała się dokładnie po zakończeniu ósmego biegu. Przecież gdyby mecz zostałby przerwany wcześniej, to w powtórce nie mógłby prawdopodobnie pojechać Greg Hancock, a z drugiej strony w dziewiątym biegu nasza para Jonas Davidsson – Patryk Dudek delikatnie mówiąc, nie była faworytem w pojedynku z Tomaszem Gollobem i Hansem Andersenem. Patrząc na jazdę zielonogórzan, potem mogło być już chyba tylko gorzej, więc te osiem punktów straty jest tak naprawdę najmniejszą karą jaką Falubaz mógł zostać ukarany.
Nie wiem jak do tego pojedynku, a raczej do wyniku, podchodzą kibice z Gorzowa. Mogą mieć pretensje do niebios za zesłanie burzy w momencie, gdy ich drużyna ewidentnie mogła wygrać dużo wyżej. Jeśli jednak zejdziemy na ziemię, to nie da się nie zauważyć, że gospodarze powinni po ośmiu biegach prowadzić 31:17, a taka przewaga praktycznie rozstrzygnęłaby losy tej pary. Nie da się ukryć, że upadek Łukasza Cyrana, to efekt nieumiejętności jazdy na takim torze, bo jeśli żużlowiec od kilku lat startujący w lidze na prostej wjeżdża w bandę, to albo jest tak beznadziejnie słaby, albo tor był po prostu za trudny. Defekt Mateja Zagara nie był pewnie spowodowany torem, ale przy nawierzchni twardszej Słoweniec miałby pewnie z dwie sekundy więcej na ukończenie trzeciego okrążenia, więc nie zostałby zdublowany. Tak więc czy kibice żółto-niebieskich są zadowolenie z tego wyniku czy nie? Tego właśnie nie wiem.
Patrząc na oba mecze mam taki wniosek, że gdyby nie kombinowano z torami, to całkiem możliwe, że gospodarze… wygraliby jeszcze wyżej. Na chwilę obecną dużo bliżej finału są Leszno i Gorzów. Jeśli tak właśnie będzie, to jakie tory zostaną przygotowane? Znając determinacją panów Czernickiego i Jankowskiego możemy się spodziewać dwóch walkowerów, co oczywiście dałoby tytuł Stali. Tak na serio, to pojedynek tych dwóch „kartoflarzy” byłby fascynującym starciem na brony. A kiedyś jeden z nich widząc „kopę” jako zawodnik rezygnował ze startów, a drugi nigdy nie był żużlowcem.