Jak oglądałem speedway z Kubusiem Puchatkiem

Spotykam się czasem z niezrozumieniem mojego spojrzenia na speedway. To niezrozumienie w dużej mierze wynika z przekonania, że ciekawy żużel jest wyłącznie wtedy, gdy jadą znani zawodnicy, bo taki jest u nas przekaz medialny. Kiedyś próbowałem przekonywać, że to nie jest wcale takie jednoznaczne, ale teraz nie chce mi się już rozmawiać na takie tematy. Męczące są próby udowadniania komuś, kto nie chce zrozumieć, więc lepiej po prostu pojechać sobie w jakiś żużlowy zakątek, gdzie nikogo nie trzeba do tego przekonywać.

Przykładem takiego miejsca jest Wolfslake, położone na granicy brandenburskich pól i lasów. Będąc tam zobaczyłem dwa puste miejsca, którym zrobiłem poniższe zdjęcie. I tak sobie później pomyślałem (na trzeźwo), że obiekt Eichenring jest granicznym miejscem Stumilowego Lasu, z którego przyszłaby ekipa Kubusia Puchatka, bo oni najczęściej chodzą razem.

Tygrysek na bank miałby szalik (np. Glasgow Tigers) i próbowałby rozkręcić doping zorganizowany. Wobec braku reakcji szybko by się znudził i poszedłby brykać gdzieś indziej. Prosiaczek zamiast „żużel” zrozumiałby pewnie „wuzel”, a słysząc hałas upewniłby się, że chodzi o coś strasznego i schowałby się tam, gdzie mógłby się w miarę bezpiecznie trząść ze strachu. Kłapouchy usiadłby na trawie, ale jeszcze na próbie toru dostałby kamieniem, co po raz kolejny przekonałoby go, że nie jest tu nikomu potrzebny. Potem stwierdziłby, że „na pewno będzie padać” i poszedłby gdzieś przed siebie.

Zostałby Kubuś, który z garnuszkiem miodu usiadłby na jednym z krzesełek. Garnuszki miodu można ze sobą zabrać na takie imprezy, więc nikt nie byłby zaskoczony. I zapytałby: „jaki dziś jest żużel?”. Odpowiedziałbym, zgodnie z prawdą: „taki, gdzie jeżdżą w lewo”. A on pokiwałby ze zrozumieniem główką i objadając się miodkiem stwierdziłby: „to mój ulubiony żużel”…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *