Zakończyła się (oczywiście teoretycznie) pierwsza runda ekstraligowych zmagań. Chyba nie było jeszcze takiej sytuacji, żeby żaden zespół nie miał rozegranych wszystkich siedmiu spotkań. W najdziwniejszej sytuacji jest w tej chwili Włókniarz Częstochowa, który ma… cztery zaległe mecze. Nie lepiej mają Polonia Bydgoszcz i Unia Tarnów. Im pozostały do rozegrania po trzy spotkania. Tak czy inaczej w niedzielę rozpoczynamy rundę rewanżową.
Falubaz, jak wiadomo, jedzie do Bydgoszczy. Gospodarze są osłabieni brakiem Emila Sajfutdinowa i wielu „ekspertów” przewiduje dość łatwe zwycięstwo zielonogórzan. Według mnie sytuacja wcale nie jest taka oczywista. W końcu Polonia jest wybitnym przedstawicielem gatunku drużyn własnego toru. Bywało, że zawodnicy nie potrafiący na wyjazdach złożyć się prawidłowo w łuk, w Bydgoszczy zdobywali po 8-10 punktów. Rozśmieszył mnie, i pewnie nie byłem jedyny, „dylemat” trenera polonistów Jacka Woźniaka, który zastanawiał się nad sensem stosowania w zaistniałej sytuacji zastępstwa zawodnika. Prawdą jest, że ma w obwodzie pięciu seniorów, tylko jakby nie wszyscy nadają się do jazdy w ekstralidze. Na tym poziomie rozgrywek nie ma sentymentów. Jeśli zawodnik nie zapewnił sobie w kontrakcie gwarantowanego miejsca w składzie, a jedzie słabo, to przy pierwszej nadarzającej się okazji po prostu jest z tego składu eliminowany. Jeśli szkoleniowiec ma tak miękkie serce, to musi mieć twardą dupę, bo na pewno zostanie ona mocno obita.
Nie ukrywam, że dla mnie faworytem niedzielnego meczu jest Polonia. Powody są dwa: bydgoszczanie, jak napisałem wcześniej, są drużyną własnego toru, a zielonogórzanie akurat w Bydgoszczy radzą sobie słabo. Właściwie nie ma obecnie w Falubazie pewniaka na ten mecz. Greg Hancock jedzie poprawnie, ale bez błysku, Rafał Dobrucki i Piotr Protasiewicz szukają cały czas zeszłorocznej formy, Fredrik Lindgren nigdy na tym torze nie pojechał choćby przyzwoitych zawodów, a Grzegorz Zengota raczej punktuje na W69. Zastępstwo zawodnika ma swoje plusy. W miejsce Denisa Gizatulina, będącego ewidentną dziurą w składzie, pojadą zawodnicy od niego lepsi. Minus polega na tym, że w miejsce zawodnika zastępowanego nie można stosować rezerwy taktycznej, co mocno osłabia tę opcję w przypadku tylko dwóch dobrze jadących żużlowców. Tak czy inaczej ewentualne zwycięstwo Falubazu będzie dla mnie bardzo miłą niespodzianką. Prognozy na niedzielę są jednak fatalne, a w przypadku odwołania zawodów gospodarze na pewno będą proponowali termin lipcowy. Komisarz ekstraligi zapewne się przychyli, bo też jest z Bydgoszczy.
Ciekawie, przynajmniej patrząc na tabelę, powinno być w Gorzowie, gdzie Stal pojedzie z Unibaxem Toruń. Te drużyny mają sobie dużo do udowodnienia. Kibice gospodarzy do dziś nie mogą przeboleć zeszłorocznego upokorzenia, kiedy to ich drużyna na dwa biegi przed końcem prowadziła siedmioma punktami żeby ostatecznie przegrać. W ostatnią niedzielę gorzowianie zrewanżowali się „Aniołom”, które prowadziły przez całe zawody żeby przegrać mecz w biegach nominowanych, jednak na własnym torze Stal ostatni raz wygrała z toruńską drużyną w 2001 roku.
Teraz zdecydowanym faworytem są gorzowianie. Do składu wracają jednak Tomasz Gapiński i David Ruud, co paradoksalnie wcale nie musi oznaczać wzmocnienia, a poza tym Czesław Czernicki na pewno nie wykorzysta aż czterech rezerw taktycznych. Tak naprawdę, to nie wiem dlaczego CzeCze upiera się na wstawianie do składu tych dwóch rekonwalescentów. O ile Gapiński jeszcze jakieś punkty może przywieźć, to zdobycze Szweda są na tyle marne, że spokojnie można go zastąpić Pawłem Zmarzlikiem. Młodzi muszą jeździć, jeśli mają zdobywać punkty. Ich starty powinny być traktowane jak swego długoterminowa inwestycja. Tylko jakoś mało kto w Gorzowie patrzy w przyszłość. Liczy się wyłącznie teraz.
Jeśli chodzi o mecz w Gorzowie, to ciekaw jestem jaka będzie frekwencja. Na razie wynosi ona średnio 10 tys. kibiców i jak na sąsiadów z północy jest całkiem niezła. Pamiętać jednak należy, że do tej pory Stal wygrała cztery mecze (historia uczy, że przy słabszych wynikach ilość kibiców wyraźnie spada), ale z drugiej strony będzie to pierwsze spotkanie na stadionie im. Edwarda Jancarza po porażce w Zielonej Górze („fani” Stali już nie raz obrażali się n swój zespół za przegraną z Falubazem). Tak dla celów czysto informacyjnych podam, że pojemność obiektu wynosi obecnie 11.100 miejsc, a ma zostać powiększona o kolejne 4 tys. W sumie nie wiem po co, skoro obecne trybuny wypełniają się do końca tylko na spotkania derbowe. Jak jednak donosi Gazeta Lubuska prace na stadionie warte 22 mln zł (na tyle miasto, które ma zapłacić, wyceniło koszt prac) ma wykonywać firma… prezesa Stali Gorzów (złożyła najtańszą ofertę), który to na radzie miejskiej postulował przeprowadzenie takiej inwestycji, uzasadniając ją rozgrywanymi w Gorzowie w przyszłym roku barażem oraz finałem Drużynowego Pucharu Świata. Nie wiem czy na dwie imprezy warto jest wywalać tak wielkie pieniądze. Patrząc na to co dzieje się w Toruniu, myślę, że nie. Tam jakiś cel został osiągnięty, bo będzie organizowana przez kilka lat jedna z rund Grand Prix, ale na mecze ligowe przychodzi obecnie ok. 7 tys. kibiców, którzy wypełniają zaledwie 50% trybun. Ktoś jednak na tym skorzystał, bo przecież teren po starym stadionie nie będzie leżał odłogiem i pewnie już został wykupiony. Pewnie jakoś to się nazywa w prawie. Prezesom czy sponsorom na razie nikt nic nie zrobi, bo bez nich kluby najzwyczajniej upadną, a że czasem coś sobie przy okazji załatwią. Takie życie. Należy im się, w końcu sprawują swoje funkcje społecznie. Niechże więc społeczeństwo jakoś się im odwdzięczy.