Wyjazd do Danii miałem zaplanowany już dawno temu. Praktycznie zaraz po tym, gdy duńska federacja opublikowała terminarz kwietniowych imprez. Co prawda turnieje niższych lig pojawiły się trochę później, ale lekkie przesunięcie terminów nie było tutaj wielkim problemem.
Na kilka dni przed wyjazdem sytuacja zaczęła się trochę komplikować, bo obfite opady deszczu oraz niska temperatura powodowały odwoływanie kolejnych imprez. Ostatecznie w sobotę udało mi się zobaczyć tą jedna, która w kalendarzu się ostała, choć została przeniesiona z Holsted do Esbjerg. To akurat nie stanowiło problemu, bo na żadnym z tych obiektów wcześniej nie byłem.
Ponieważ godzinę rozpoczęcia także przesunięto (z godz. 10 na 12), więc do Holsted i tak pojechałem. Już w wejściu na teren obiektu było spora kałużą, a na polu, przy którym jest stadion, stała miejscami woda. Oba tory dzieli niespełna 30 km, więc spróbowałem dołożyć kolejne 50 km i zobaczyć także obiekt w Grindsted. Tam nawet chwilę pogadałem moją łamaną angielszczyzną. Potem ruszyłem w drogę do Esbjerg i punktualnie o godz. 12 byłem na miejscu. Widziałem, że na parkingu stoją samochody, więc informacja w terminarzu duńskiej federacji była prawdziwa.
Wejście na trybuny było chyba tylko jedno i prowadziło przez… parking, gdzie żużlowcy rozgrzewali swoje maszyny. Sam dźwięk silników żużlowych już spowodował uśmiech na mojej twarzy. Ponieważ na torze trwały jeszcze prace, więc obszedłem obiekt dookoła. W niektórych miejscach błoto było okrutne, co tylko potwierdziło, że organizatorzy imprez żużlowych nie mają tej wiosny lekko. Sam owal obiecywał spore emocje. Niezbyt długi (320 m) ze stosunkowo krótkimi prostymi i bardzo wyraźnie podniesionymi łukami. Do tego ceglasto-czerwony kolor nawierzchni, jakiego nie spotyka się w naszym kraju.
Rozpoczęcie trochę się przeciągało, bo organizatorzy mieli problem z maszyną startową, która najpierw pracowała bardzo wolno, potem były chyba jakieś kłopoty z prądem, ale w końcu o godz. 12:44 żużlowcy wystartowali do pierwszego wyścigu. Już ta pierwsza gonitwa pokazała jak fajnie można się tutaj ścigać. Potem ciekawe był pierwszy łuk, gdzie zawodnicy jadący spod bandy mogli na wysokości nabrać prędkości i pognać do przodu. Było trochę walki i jazdy w kontakcie. Był uśmiech 🙂
Ponieważ były to pierwsze zawody w tym roku na tym torze, więc początkowo częściej było równanie toru. Nawierzchnia była jeszcze ciężka, ale jazda całkiem ciekawa. Podczas pierwszego równania traktory jechały w drugą stronę, żeby odwieźć nawierzchnię pod bandę. Potem było już normalnie, a z czasem materiał na torze przesechł i zaczęło się niemiłosiernie kurzyć. A ponieważ, jak napisałem wcześniej, proste są dość krótkie, więc nie bardzo było się gdzie schować.
Pomysł na duńska 1.Division wziął się z wypełniania wyników podczas ubiegłorocznego sezonu. Widziałem w tych duńskich składach naprawdę fajnych zawodników i chciałem zobaczyć ten duński żużel w jego naturalnych warunkach. I nie zawiodłem się, bo żużlowcy jechali fair, ale walczyli na pograniczu upadku. To był fajny speedway, gdzie zawodnicy są blisko kibiców, nie narzekają, walczą, interesują się wynikiem, dopingują swoich. Polecam pasjonatom speedwaya.
Do tego obiekt, który można obejść dookoła. Oprócz budynku na proste startowej, reszta jest zielona. Ciekawie wygląda napis „Granly Speedway Arena” na szczycie przeciwległej prostej. Wstęp był darmowy, nie było nawet programów. Z programami tutaj jednak nie ma problemu, bo wszystko jest dostępne na stronie duńskiej federacji, łącznie z wynikami na żywo, więc program jest nie bieżąco wypełniany.
Jeśli chodzi o zawodników, to kilku polscy kibic mogą znać z rozgrywek Ekstraligi U24. Bastian Pedersen, Niklas Holm Jakobsen, Chris Wænnerstrøm, Emil Poertner, Nicolai Heiselberg, Patrick Baek, Esben Hjerrild to są anonimowi zawodnicy także w naszym kraju. Jechać potrafią i naprawdę świetnie się ich ogląda na takim technicznym obiekcie. Na mnie największe wrażenie zrobił Sam Fløe Jensen tym jak atakował, jak dosłownie na milimetry szukał przestrzeni do wyprzedzenia i niejednokrotnie mu się ta sztuka udawała.
Podsumowując – ciekawe zawody na dobrym torze. Polecam 🙂