Pozostało 37 meczów do końca rundy zasadniczej

Wraz z upływem czasu udaje się nadrabiać zaległości, więc tabela nieco się rozciągnęła. Na siedem kolejek przed końcem mamy jeszcze oczywiście sporo niewiadomych, o co nietrudno w tak urazowym sporcie, ale mimo wszystko coraz wyraźniej widać podział na walczących o play-offy i próbujących uniknąć degradacji.

Wśród dziesięciu klubów można spokojnie wytypować sześć, którym spadek nie grozi oraz cztery, które będą się musiały pojechać na 100% swoich możliwości (lub nawet więcej), aby pozostać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Z tej pierwszej grupy o medale walczyć będą wg mnie Toruń (co jest oczywiste), Zielona Góra (choć jedzie słabo i na razie nie ma żadnego bonusa) oraz Częstochowa (też bez rewelacji).  Do tego zespoły pochodzące z południowo-wschodniej Polski pewnie w najważniejszych momentach zepną pośladki i któryś z nich wejdzie do czwórki kosztem Unii Leszno, tym bardziej, że terminarz sprzyja zarówno tarnowianom, jak i rzeszowianom. Jeśli musiałbym wytypować, to postawiłbym jednak na „Żurawie”, które „współpracują” najwyraźniej z Falubazem, a przynajmniej takie wrażenie odniosłem oglądając ostatni mecz (bo pojedynkiem tego nijak nazwać nie można) tych dwóch drużyn.

Pierwszym z kandydatów do spadku jest Stal Gorzów, choć obecnie pozycja gorzowian w tabeli jest zupełnie przyzwoita. Problem w tym, że stracili oni swojego czołowego zawodnika, czyli „zz” za Daniela Nermarka. Do tego kontuzji nabawił się Linus Sundstroem, więc prawdopodobnie czeka ich powolny zjazd w dół. W większości pojedynki z bezpośrednimi rywalami czekają ich na wyjeździe, z kolei na własnym torze podejmować będą drużyny z górnej części. Stal ma co prawda swojego lidera, ale Niels Kristian Iversen lepiej już nie pojedzie. Musi mieć wsparcie w Krzysztofie Kasprzaku oraz Bartoszu Zmarzliku, bo na resztę chyba nie ma obecnie co liczyć. Pozostaje więc gorzowianom powrót do sprawdzonego sposobu, czyli perfekcyjnego dopasowania do własnego toru. Do tego jednak potrzebna jest pogoda pozwalająca na treningi, a aura zawsze może spłatać psikusa.

Szkoda mi Sparty Wrocław. Chyba trochę zapeszyłem w jednym z poprzednich tekstów. Kontuzja Taia Woffindena rozbiła ewidentnie ten zespół na tyle, że wrocławianie dwukrotnie przegrali na własnym torze, który przez długi czas był ich niezdobytą twierdzą. Najgorsze jest chyba jednak to, że ci zawodnicy, którzy do tej pory uskrzydleni przez swojego brytyjskiego lidera potrafili dokonywać rzeczy wydawałoby się niemożliwych, teraz sami przestali wierzyć w możliwość utrzymania. Jeśli Tai nie wróci do wcześniejszej formy, to niestety Sparta w końcu pożegna się z ekstraligą, bo na chwilę obecną nie jest w stanie wygrać chyba z żadnym przeciwnikiem. Wiele wyjaśni niedzielny mecz z PGE Marmą Rzeszów. Jeżeli mimo wszystko gospodarze pokonają swoich rywali (najlepiej z bonusem), to mając w zanadrzu jeszcze pojedynki u siebie z Bydgoszczą i Gnieznem oraz wyjazd do Gorzowa, mogą uratować się, spuszczając przy okazji tę trójkę do pierwszej ligi. Zadanie strasznie trudne, ale na pewno wykonalne.

Jeszcze gorzej w tabeli wygląda sytuacja Startu Gniezno. Tutaj właściwie nie ma żadnej niespodzianki, bo ten skład z łapanki od początku wydawał się wątpliwy jakościowo. A że Sebastian Ułamek i Antonio Lindbaeck nie robią nawet połowy spodziewanych po nich punktów, to już jest dla gnieźnian prawdziwa katastrofa. Mimo wszystko realnie patrząc Start może zdobyć jeszcze aż 12 punktów, w tym ważne bonusy z Gorzowem, Lesznem, Bydgoszczą i Wrocławiem, ale żużlowcy muszą ostro wziąć się do roboty. Tylko czy grupa najemników rzeczywiście stanie na wysokości zadania?

Kolejnym kandydatem do spadku są bydgoszczanie, którzy mają zdecydowanie najtrudniejszy układ spotkań z tej czwórki, choć jednocześnie dysponują składem teoretycznie najsilniejszym. Problem w tym, że największym rywalem Polonii jest… sama Polonia i konflikty niszczące ten klub od środka. Gołym okiem widać, że Greg Hancock i Hans Andersen nie zamierzają specjalnie wychylać się ponad przeciętność, Sasza Loktajew jedzie ambitnie, ale forma nie jest zbyt ustabilizowana, a Krzysztof Buczkowski jest cieniem samego siebie sprzed roku. Do tego juniorzy na wyjazdach nie przywożą cennych punktów. Czkawką mogą się odbić niewykorzystane szanse na zwycięstwa w Częstochowie i Zielonej Górze. Tylko czy rzeczywiście ekstraliga nad Brdą jest komukolwiek potrzebna? Jeśli odliczyć derbowe spotkanie z Unibaksem, to na stadionie pojawia się średnio mniej niż 4 tys. kibiców. Wydaje się, że dla miasta (czyli de facto właściciela klubu), które ma ponad 350 tys. mieszkańców są to pieniądze wyrzucone w błoto, a dla ekstraligi raczej średnia promocja. Tym bardziej, że po sezonie tak czy inaczej odejdzie co najmniej trzech zawodników.

Najśmieszniejsze jest jednak to, że wszystkie przedsezonowe założenia dotyczące przyszłorocznego regulaminu mogą zostać zweryfikowane. Coraz więcej pojawia się głosów za pozostawieniem dziesięciu drużyn. Do rady nadzorczej Ekstraligi Żużlowej wszedł teraz Władysław Komarnicki, który jest zwolennikiem takiego rozwiązania, a dodatkowo jeszcze pozostawienia KSM-ów. Może się więc okazać, że na koniec wszystko zostanie wywrócone do góry nogami. A przecież całe tegoroczne emocje polegają właśnie na tym, że mają spaść aż trzy drużyny. Bo ekstraliga mająca dziesięć drużyn ani nie podniosła poziomu sportowego, ani nie przyciągnęła na trybuny większej ilości widzów, ani nie zwiększyła oglądalności relacji telewizyjnych.

One thought on “Pozostało 37 meczów do końca rundy zasadniczej

  • 28-06-2013 z 01:02
    Permalink

    Czuję, że decydujące okażą się… kontuzje. W sumie to Sparta (Woffi), Bydgoszcz (Hancock) i Rzeszów (Nicki) swoje już zapłaciły. Gorzów paradoksalnie na kontuzji swojego zawodnika (Nermark) więcej zyskał niż stracił. Teraz jeszcze doszedł Sundstroem i to już może być pewien problem, bo w meczach u siebie, które gorzowianie muszą wygrać punkty KK i PUK-a już nie wystarczą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *