Sposób na litość

Mamy koniec stycznia, a Przemek Pawlicki nadal nie znalazł dla siebie klubu w Polsce. Ciekawe jak ta sprawa się zakończy? Nie mam złudzeń, że ktoś w końcu zgodzi się na jego (a raczej ojca) warunki. Kwestia czasu. Niestety zawsze znajdzie się jakiś pajac wychodzący przed szereg.

Ostatnio tatuś zastosował, a w zasadzie rozpoczął nowa strategię – litość. Straszy, że syn zakończy karierę. Po prostu łzy ciekły mi ze wzruszenia, kiedy czytałem jego wypowiedź. Aż wysłałem kupon totolotka żeby pozyskać pieniądze na zakontraktowanie Przemka gdziekolwiek, byleby jeździł. Tak na serio, to próba wzięcia  kogoś na litość przypomina mi trochę dość płaską fabułę przeciętnej telenoweli, którą oglądają miliony ludzi kochających podglądanie i ocenianie innych, szczególnie tych bogatszych bliźnich, udowadniając, jednocześnie, że przecież tak wygląda prawdziwe życie. Postępowanie jest tyleż żenujące, co wyrachowane, obliczane na osiągnięcie konkretnego efektu.

Wiadomo, że z kilku powodów Przemek kariery nie zakończy. Po pierwsze dlatego, że ma podpisane zobowiązania w Szwecji (Piraterna Motala) oraz w Danii (Holsted). Po drugie dlatego, że nie pozwoli mu na to ojciec. Pieniądze jakie może zarobić ścigając się na motocyklu są nieosiągalne nie tylko dla jego rówieśników, ale także dla zdecydowanej większości polskiego społeczeństwa. Przeciętny obywatel naszego kraju, zarabiający średnio 2,5 tys zł (i tak zawyżyłem tę średnią) musiałby pracować dobre 35 lat żeby osiągnąć to, co ten 19-latek potrafi wyciągnąć w ciągu jednego sezonu, czyli ok. siedmiu miesięcy startów.

Wbrew żalom ojca, Przemek wcale nie musi się spieszyć z podpisywaniem kontraktu, bo przecież ma ważną umowę z Unią Leszno. W grę wchodzi więc tylko wypożyczenie, a te można nastąpić w dowolnym momencie sezonu. Paradoksalnie korzystniejsze może być przeczekanie kilku pierwszych kolejek i polowanie na jelenia, który łyknie stawiane przez niego warunki. Wiadomo, że część prezesów, mając nóż na gardle potrafi podjąć kompletnie nieracjonalne decyzje. Z punktu widzenia przyszłości klubu, wypożyczanie P. Pawlickiego nie jest dobrym posunięciem, bo wiąże się ze sporymi kosztami, a przecież z definicji współpraca będzie jednoroczna. Tyle tylko, że nie wszyscy myślą o przyszłości. W niektórych ośrodkach liczy się wyłącznie tu i teraz.

Cały misterny plan popsuł menadżer Piraterny, który wygadał się, że rozmawiał z seniorem rodu Pawlickich. Ci Szwedzi, to nawet  kłamać nie potrafią. Wiadomo, że z podpisanych zobowiązań trzeba się wywiązać, więc rezygnacja z jazdy nie wchodzi w grę. Ciekawe jak skonstruowany jest kontrakt z Unią Leszno. Musi tam być zapisana spora kwota za jego rozwiązanie, bo w przeciwnym razie zostałby chyba jednostronnie zerwany przez samego zawodnika (jego ojca). Chociaż patrząc na stosunek umiejętności przewidywania swoich decyzji do pazerności, to całkiem możliwe, że szkoda im pieniędzy. Trochę to głupie, bo już w ubiegłym roku mogli uwolnić się od tego kontraktu i dziś Przemek jeździłby w Gorzowie za pieniądze, jakich nigdzie indziej nie dostanie. Tak jak pisałem wcześniej, kwoty, które wchodzą w grę są nieosiągalne dla przeciętnego Polaka przez całe jego życie zawodowe, więc przepękanie jednego roku nie powinno być wielkim problemem. Zabrakło chyba odwagi, a cały czas próbuje się iść na łatwiznę, czyli jeździmy tam, gdzie zarobimy więcej.

Podziwiam prezesa Unii Józefa Dworakowskiego za konsekwencję. Jeśli Przemek kiedyś w końcu zacznie samodzielnie myśleć, to doceni naukę jaką otrzymał. Porównam p. Józefa, trochę może górnolotnie, do ojca, który chce dobrze wychować syna, wpajając mu pewne zasady, a czasem też karząc. Wszystko jest w porządku dopóki nie pojawi się dziadek rozpieszczający wnuka i tym samym niszczący cały wysiłek ojca. Tym dziadkiem jest oczywiście prezes Stali Gorzów. U nas nie wypada źle mówić o dziadkach, tym bardziej, że niedawno było ich święto, bo jest się wtedy wyrodnym synem czy córką. Dla każdego jednak, kto ma swoje dzieci (a ja mam dwójkę) jest widoczne, że rozpieszczanie ich przez babcie i dziadków wcale nie jest wynikiem tak wielkiej miłości, ale raczej obawą, że w przeciwnym razie wnuki nie będą chciały do nich przyjść. Prosty wniosek z tego płynie, że takie działanie jest prowadzone dla własnej korzyści, a nie dla dobra dziecka. Oczywiście po latach pierwszym krytykującym złe wychowanie jest kto? Wiadomo, ten kto najwięcej namieszał i nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności. I tak właśnie postrzegam w tym konkretnym przypadku rolę p. Komarnickiego. Celem nie jest dobro Przemka, a zdobycie złotego medalu. Sam zaś młody chłopak jest jedynie narzędziem. Zrobiono z niego wielkiego gwiazdora, namieszano w głowie, bo akurat był potrzebny. Kiedy przestanie być potrzebny zostanie odstawiony na boczny tor. Najgorsze jest spustoszenie, które zostało zrobione w jego głowie. Tak jak rozpieszczanemu dziecku wydaje się, że wszystko mu wolno, tak młodemu żużlowcowi wydaje się, że ma prawo do żądania ogromnych sum, bo takie zapewne dostawał w Gorzowie. Jeśli zaglądnąć w statystyki, to tak naprawdę w najważniejszym dwumeczu z Falubazem ten gwiazdorek zdobył mniej punktów niż obwiniony niemalże o zdradę i lekceważony słownie przez p. Komarnickiego Tomasz Gapiński. Pawlicki zdobył 4 pkt. w Zielonej Górze i 9 w Gorzowie, czyli razem 13, podczas gdy Gapiński przywiózł 11 „oczek” na wyjeździe i 3 u siebie, czyli w sumie 14.

Naprawdę życzę Przemkowi i jego bratu wyzwolenia się spod wpływu ich menadżera i znalezienia opiekuna sportowego, który będzie działał dla ich dobra. Życzę im też żeby mogli jeździć w Unii Leszno (oczywiście nie w tym roku), bo nigdzie nie znajdą lepszego klubu dla siebie. Obaj mają talent do tego sportu, a każdy talent powinien być rozwijany.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *