Tor był inny niż na treningu…

Niedzielne mecze naszej ekstraligi obaliły twierdzenie, jakoby brak sparingów miał być handicapem dla gospodarzy. Tym razem dwukrotnie wygrali goście, choć meczów tych nie da się ze sobą porównać. Obawiam się, że jeśli wiele się nie zmieni, to już można niemalże w ciemno obstawiać spadkowicza.

Ciężko jakoś sensownie skomentować postawę rybniczan, którzy nie nawiązali walki na swoim obiekcie. Poza trzema zawodnikami zdobywającymi punkty, reszta jedynie statystowała. Przyznam, że mocno niepokoją mnie wypadki rybnickich juniorów, bo pokazują, że kontuzja Przemysława Giery podczas treningu nie była jakimś odosobnionym przypadkiem. Na chwilę obecną ta drużyna zostaje zresztą bez młodzieżowca potrafiącego płynnie przejechać cztery okrążenia i to nie jest na pewno budująca informacja, gdy przed nami przecież cały sezon. Jazda gospodarzy pokazuje coś więcej. To był drugi mecz tegorocznych rozgrywek i drugi raz lanie dostał zespół, w którym toczy się wewnętrzna rywalizacja o miejsce w składzie. Co więcej, w ostatniej chwili zamiast desygnowanego wcześniej zawodnika (Troy Batchelor) wskakuje jego „kolega”, który krótko przed meczem podpisał kontrakt (Adrian Miedziński), podczas gdy w kolejce czeka jeszcze kolejny (Siergiej Łogaczow), a na rezerwie czuwa Robert Lambert. Nie da się w takich warunkach zbudować z tej grupy ludzi drużyny w pełnym tego słowa znaczeniu. Mecz pokazał także, że wyrównany skład (na papierze), nie daje zbyt wiele (szczególnie przy braku juniorów), gdy brakuje liderów, potrafiących przez cały mecz trzymać wynik drużyny na swoich barkach. Co z tego, gospodarze indywidualnie wygrali osiem biegów, jeśli aż czternaście razy nie zdobyli punktów. Lech Kędziora ma sporo do przemyślenia…

W czasie transmisji mecz z Rybnika pokazywane były oczywiście statystyki skuteczności pól startowych. Jak na dłoni widać było, że nie da się skutecznie wyjechać z pól zewnętrznych, a i komentatorzy cały czas podkreślali, że wszyscy zawodnicy jak najszybciej chcą dojechać do jedynie słusznej ścieżki na środku toru. Jednocześnie po raz pierwszy w tym sezonie pojawił się żenujący tekst ze strony przedstawiciela gospodarzy, że „tor był inny niż na treningu”. Jaki wniosek? Albo ktoś w rybnickim klubie znów wpadł na pomysł, żeby przygotować nawierzchnię przeciwko rywalom, albo mamy kolejny klub, w którym atmosfera będzie taka, że zawodnicy dojadą do końca sezonu i będą stamtąd uciekać, albo oba wnioski są aktualne.

Dobrze, że był jeszcze mecz w Gorzowie, który dostarczył sporo emocji, a mimo naprawdę ostrej walki nie zanotowano żadnego upadku. Po żużlowcach w ogóle nie było widać, że jest to ich pierwszy ostry sparing. Leszno znów jest mocno i chyba wszyscy widzieliśmy na własne oczy jak dobrą decyzją było oddanie Jarosława Hampela. Oczywiście, w przypadku kontuzji skład ktoś będzie musiał uzupełnić skład i dlatego jest jeszcze Jaimon Lidsey, który ma ogromny potencjał. A Stal powoli dojdzie do dobrego poziomu, bo widać, że zawodnicy walczą i chcą wygrywać, choć są jeszcze do poukładania pewne kwestie międzyludzkie. Mecz został trochę ułożony niepomyślnie dla gospodarzy po taśmie Bartosza Zmarzlika, który de facto stracił dwa wyścigi na zapoznanie się z torem.

Z pierwszych wniosków, jakie można wysunąć – nowa tabela biegów zmusza do częstego wystawiania w biegach zawodników będących lub czujących się liderami drużyny. I nie zawsze ci liderzy potrafią na torze podjąć współpracę dla dobra ogółu. I w tym kierunku można również patrzeć komentując postawę poszczególnych ekip w kontekście budowania tam jakiejś jedności, czyli pozytywnej atmosfery.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *