Wreszcie Falubaz wygrał. Hej, hej Falubaz. Znów jesteśmy w grze i to cieszy. Cieszy oczywiście tych, którzy kibicują Falubazowi lub są przeciw Stali.
Jestem teraz mądry, bo znam wynik, ale przyznam się (i nie jest to specjalną tajemnicą), że obawiałem się tego meczu. Tak na chłodno można wyciągnąć kilka wniosków.
- Gorzów w końcu musiał przegrać, bo patrząc na dotychczasowe wyniki, nie można mieć wątpliwości, że znajdzie się w miarę równa drużyna, która obnaży dziury dotychczasowego lidera.
- Zielona Góra w końcu musiała wygrać, bo zespół mamy dobry.
Chyba największa satysfakcja wynika z faktu wygrania z pewnym siebie Gorzowem. W końcu lider przyjechał do ostatniej drużyny, więc pozycja w tabeli zobowiązuje. Tymczasem okazało się, że wystarczy przygotować bardziej przyczepny tor i Stal traci przynajmniej 50% swojej wartości, a Tomasz Gollob, będący najlepszym polskim żużlowcem zaczyna narzekać. Panie Tomaszu, w regulaminie nie ma zapisu, że Stal musi wygrywać, a wszyscy mają Panu ustępować miejsca. Skoro radzą sobie młodzieżowcy, to tym bardziej powinni punktować takie gwiazdy speedway’a jak Pan. Skoro najgorszy czas wyścigu wynosi 60,56s i jest osiągnięty na torze o długości 340,25m, to znaczy, że można było osiągać naprawdę spore prędkości, co oznacza, że jakość nawierzchni nie była tak zła, jak mogłoby to wynikać z wypowiedzi przedstawicieli gorzowskiego klubu. Żeby było śmieszniej gospodarze proponowali przełożenie spotkania, na co nie zgodzili się goście. Mimo zapowiadanych opadów deszczu (w zasadzie ulewy) nie spadła ani kropla, więc spory „szacun” dla meteorologów. Swoją drogą, ciekawe czy trudne są ich studia, bo mam wrażenie, że spora ich część, to rachunek prawdopodobieństwa.
Ten mecz pokazał, że wystarczy mieć drużynę i tylko to wystarczy do pokonania Stali Gorzów, czyli lidera rozgrywek. Jakże to niewiele. Tak może się wydawać, ale jak ciężko jest stworzyć zespół wiedzą tylko ci, którym się to udało. Jak na razie widać, że w Gorzowie go nie ma, a ich sukcesy są w dużej mierze wynikiem słabości dotychczasowych rywali. Okazało się, że niepokonana do tej pory para T. Gollob – Nicki Pedersen nie dość, że startując dwukrotnie nie potrafiła wygrać, to jeszcze zanotowała negatywny bilans, praktycznie nie podejmując walki. Napisałem wcześniej, że trzeba odpuścić gwiazdy Stali i wygrywać z pozostałymi zawodnikami, a tymczasem okazało się, że właśnie zdobyczy tych gwiazd zabrakło. 21 punktów w sumie Golloba i Pedersena startujących sześciokrotnie, nawet doliczając 3 oczka bonusowe, chwały im nie przynoszą, bo dają średnią ledwie 2,000 na bieg (z bonusami). Zastanawiam się, co prezentowałby Gorzów bez Przemysława Pawlickiego. W końcu nie było go (oczywiście teoretycznie) w planach przedsezonowych sterników nadwarciańskiego klubu. Piszę teoretycznie, bo mam wrażenie, że to właśnie stąd wyszła propozycja finansowa, która zrobiła tak wielkie spustoszenie w umysłach klanu Pawlickich. Dowodów oczywiście nie mam, ale wrażenie tak. Jeśli zespół zdecydowanie przegrywa, a mimo to junior zdobywa 8 oczek, to jakość seniorów pozostawia wiele do życzenia. I było to wiadome od chwili podpisania kontraktów, tylko szczęścia było za wiele.
Skupiając się na Falubazie, to cieszy na pewno wynik Piotra Protasiewicza i Fredrika Lindgrena. Aż 9 punktów dołożyli juniorzy, będący chyba najmłodszą parą w ekstralidze, co jest warte podkreślenia. Cały czas jednak niepokoić może postawa Grega Hancocka. Przywiózł o prawda 9 punktów, ale dwukrotnie biegi były przerywane, gdy Amerykanin okupował ostatnie miejsce. Więcej miał więc szczęścia niż rozumu. Oglądnąłem właśnie relację telewizyjną, gdzie komentatorzy rozpływali się nad reakcją Grega kładącego motor przed upadającym Grzesiem Zengotą. Racja, ale prawdę mówiąc nie byłaby ona potrzebna, gdyby „Herbie” jechał z przodu, a takie jest w końcu jego zadanie.
Ciekawy jestem jaka będzie reakcja Władysława Komarnickiego na taki wynik. Pieniądze wsadzone w Stal są gigantyczne, a wyniki marne. Teraz jako lider, gorzowianie przegrywają w dołującej Zielonej Górze. Na pewno duży gul mu skoczył. Dobrze, że nie było go na stadionie, bo mogłyby paść słowa „kto to jest Gollob”. Miało być dwa razy wpieprz sąsiadom, ale jeśli kierownik drużyny liczy na to, że Stal wróci na tarczy do Gorzowa, to czego można się spodziewać. Uśmiałem się kiedy to usłyszałem. Gratki dla kierownika drużyny. Grunt, to wiedzieć o czym się mówi.
Zrobiłem parę zdjęć. Niedługo je obrobię i zamieszczę na blogu. Na razie zamieszczam tylko treść. Najważniejsze, że odbiliśmy się od dna, a tym dnem była Stal Gorzów. Ale satysfakcja.
Niezle : odbilismy sie od dna, a tym dnem byla Stal Gorzow :))