Nie będę oszukiwał – nie byłem na meczu, bo nie lubię oglądania ekstraligi na żywo. Mecz obejrzałem w telewizji, dzięki czemu mogłem wypić sobie piwo w innych gatunkach niż ohydny europejski lager do 3,5% alkoholu.
Przechodząc od razu do meritum napiszę tak: jest kilku zawodników, którzy w ten mecz włożyli coś więcej niż tylko sam udział. Cieszę się, że Michael Jepsen Jensen w sytuacji, gdy była potrzeba, żeby okazał się liderem, rzeczywiście tym liderem był. Cieszę się, że poobijany Martin Smolinski pokazał, że potrafi jechać, bo tak naprawdę 95% polskich kibiców nigdy go w akcji na żywo nie widziało. Cieszę się, że Piotr Protasiewicz, choć pewnie po dwóch zerach jechał tylko ze względu na podpisany kontrakt, pokazał że wciąż chce walczy i zależy mu na wyniku drużyny. Bardzo cieszę się, że Damian Pawliczak znów udowodnił, że warto jest na niego stawiać, bo to jest skromny chłopak, którego Falubaz przez wiele lat miał w dupie, a on w większości drużyn byłby juniorską tzw. gwiazdą.
Nie wiem oczywiście jak będzie wyglądał rewanż. Patrząc jednak na postawę Włókniarza mogę podziękować, że w ogóle w tej lidze szykują się jakieś emocje. Według mnie kibice z Zielonej Góry mogą być dumni ze swojej drużyny. Nadredaktor Ostafiński pisze o tym, że Maciej Janowski zawalił mecz. I niech sobie pisze – to jest jego problem, bo jego tekst musi się sprzedać. Maciej Janowski jest świetnym zawodnikiem, co pewnie pokaże w rewanżu. Wygrał turniej SGP w Teterow, co wcale łatwe nie jest i wie to chociażby każdy kibic, który choć raz widział ten tor na żywo. Cieszę się, że zawodnicy Falubazu pokazali, że chcą walczyć o finał i chyba ten aspekt ich postawy jest w tym wszystkim najważniejszy.
Można mieć oczywiście różne zdania i to jest właśnie w całej tej zabawie najlepsze, Według mnie dzięki temu, że zawodnicy Falubazu podjęli walkę, mamy jeszcze jakiekolwiek emocje w tej przeraźliwie nudnej, ale podobno najlepszej lidze świata.