Kolejny raz potwierdzona została teza, że żużel jest bardzo dziwnym sportem. W związku z deszczem w Chorwacji i jazdą zawodników w kilku ligach, mieliśmy małe emocje związane z terminem drugiej próby rozegrania półfinału w Zielonej Górze.
Jak wiadomo, pierwotne założenia były takie, że mecze drugiej rundy play-off miały zostać rozegrane 29 sierpnia oraz 5 września. Po zakończeniu rundy zasadniczej przypomniano sobie, że przecież 5 września odbywa się finał Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów w Rye House, więc rewanże przeniesiono na 12 września, czyli kolejną niedzielę, która była… terminem wolnym. Najwyraźniej ktoś założył, że duża część reprezentantów będzie z klubów wakacyjnych. Skład reprezentacji można było w zasadzie stawiać w ciemno już w styczniu. Wygląda więc na to, że zakończyć sezon miały dwie spośród trzech drużyn: Falubaz Zielona Góra (Patryk Dudek),Betard Wrocław (Maciej Janowski) lub Unia Leszno (Przemysław Pawlicki, bo wtedy nikt jeszcze nie zakładał, że Przemek wywinie taki numer i zmieni klub). Okazało się, że przedsezonowe notowania były lekko chybione i konieczna jest zmiana terminu rozegrania jednej z najważniejszych części rozgrywek. Zaprawdę powiadam, dziwny jest świat reprezentowany przez ludzi ustalających terminarz.
O ile kwestia rewanżów została szybko i sprawnie załatwiona, to pozostał problem pierwszych spotkań, a w zasadzie jednego z nich: Falubaz – Betard. Kłopotów uniknęły ekipy z Torunia i Leszna, bo choć opierają składy na wychowankach, to paradoksalnie najważniejszymi juniorami w tych zespołach są obcokrajowcy. Taki folklor. Pozostaje jeszcze ten nieszczęsny, wiecznie sprawiający problemy Falubaz. Zielonogórski klub nie chciał być bierny i zaproponował przesunięcie rozgrywek o tydzień, czyli odjechanie półfinałów 12 i 19 września, a finałów 26 września i 3 października. Opcja wydawała się być całkiem logiczna, bo przecież prawdopodobieństwo, że powtórzy się tak fatalny pogodowo październik nie jest specjalne duże. Okazało się, że nie zgodziły się na to inne kluby. Czemu? Nie potrafię odpowiedzieć i nie znajduję na to żadnych merytorycznych (że się tak wyrażę) argumentów. Okazało się jednak, że prezes Robert Dowhan jest sprytniejszy od przeciętnego misia (cytat z Misia Yogi, jakby ktoś nie wiedział) i w rezerwie miał drugą propozycję – 8 września, która została przyjęta. Wszystko fajnie. Teoretycznie oczywiście, dopóki ktoś mądry nie odkrył, że tego właśnie dnia zakontraktowane mecze w Danii mają Greg Hancock i Niels Kristian Iversen. Duńczyk nie stanowi tu wielkiej przeszkody, bo i tak nie był brany pod uwagę na to spotkanie, ale kwestia ściągnięcia do Zielonej Góry Amerykanina przez niektórych podawana jest jako sprawa dość kontrowersyjna. Wiadomo, że starty w kraju Hamleta są raczej tratowane jako hobby, ale umowa, to umowa.
Prezes Dowhan oznajmił, że ma nadzieję iż „Herbie” wybierze polską ekstraligę. Coś mi się widzi, że znów coś kombinuje, bo przecież jest człowiekiem z głową na karku i zapewne wszystko z Gregiem ma dogadane, skoro sam proponował ten termin. Może chce wprowadzić lekkie zamieszanie w obozie przeciwnym, a może chce zdjąć z Falubazu łatkę faworyta. Nie wiem. W każdym razie jestem spokojny, że w środę Jankes będzie jechał w Zielonej Górze. Pojawił się inny problem, bo dziś wypadek w Anglii miał Fredrik Lindgren. Wprawdzie nie ma złamań, jednak jest mocno poobijany i w przypadku jego absencji może być kłopot, bo przecież PUK ma mecz w swojej macierzystej lidze. Do tego pojedynku mamy jeszcze jednak kilka dni i mam nadzieję, że zielonogórski klub wystąpi w najsilniejszym składzie.
Ostatnio w zasadzie niewiele działo się na polskich torach z udziałem ekstraligowych zawodników. Jedynym turniejem wartym uwagi był finał Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski. Falubaz zajął w nich trzecie miejsce, co, patrząc na nasz skład, jest bardzo dobrym wynikiem. Wygrała zdecydowanie i zasłużenie Stal Gorzów, choć przecież z powodu kontuzji nie mógł wystartować lider ekipy Paweł Zmarzlik. Sukces jest tym cenniejszy, że osiągnięty wyłącznie przez wychowanków. Nasuwa się pytanie: dlaczego nie oni dostali szansy pokazania się w lidze? Wystarczy spojrzeć w statystyki. Gorzowscy młodzieżowcy wystartowali w 38 wyścigach (średnio 2,375 wyścigu na mecz), przy czym 12 biegów juniorskich mieli z definicji. Ponadto w Toruniu Łukasz Cyran pojechał z konieczności dwa razy ponad program, natomiast Przemek Pawlicki z powodów proceduralnych nie mógł wystartować w trzech pojedynkach, dzięki czemu rodowici gorzowianie zyskali dziewięć dodatkowych występów. Pozostałe ponadplanowe występy miały miejsce w spotkaniach na własnym torze ze słabymi rywalami, wygranymi przez Stal różnicą co najmniej dwudziestu punktów. Dla porównania marnie jeżdżący przecież Simon Gustafsson wystąpił w 16 gonitwach, a P. Pawlicki aż w 66. Nie rozumiem polityki sąsiadów z północy, ale życzę im żeby w końcu przejrzeli na oczy. Cudze chwalicie, swego nie znacie…