Srebro Stali na własne życzenie

„Jaskółki” zostały drużynowymi mistrzami Polski. Gratulacje!!!. Rywalizacja z poziomu faworyta rozgrywek nie należy do łatwych zadań, tym bardziej, że końcówka sezonu w wykonaniu tarnowian do rewelacyjnych nie należała. Stal Gorzów kończy sezon ze srebrnym medalem. Czy to sukces? W kontekście ostatnich kilkunastu lat na pewno tak, ale jeśli chodzi o ten konkretny sezon, to tu miałbym pewne wątpliwości. W najważniejszym momencie po raz kolejny żółto-niebiescy przegrali przede wszystkim sami ze sobą.

Zajmę się tylko czternastoma biegami tego meczu. Dlaczego? Bo po XIV wyścigu gospodarze zdobyli tytuł DMP, więc ostatnia odsłona była już tylko wymogiem regulaminowym. W przedmeczowych rozważaniach stawiałem na Stal, bo według mnie miała trzech pewniaków, do których powinni dołączyć pozostali seniorzy, z kolei tarnowianie nie mieli zdecydowanego lider w pierwszej rozgrywce. Co się zmieniło w stosunku do wtorkowego spotkania? Przede wszystkim „Jaskółki” miały zawodników ciągnących wynik i wygrywających z liderami rywali, czyli rewelacyjnego Leona Madsena oraz… Jakuba Jamroga, który przesądził w początkowej fazie pojedynku o zdobyciu przewagi. Pozostali tak naprawdę jechali bardzo nierówno i niczym specjalnym się nie wsławili. Czy to nie dziwne, że o tytule przesądzili ludzie spoza układów? Bo przecież ani Duńczyk, ani tym bardziej miejscowy junior nie byli uznawani przed sezonem za jakieś znaczące ogniwa i nie mają specjalnych przywilejów związanych z kontraktami ze sponsorami tytularnymi. A jednak pociągnęli zespół i ten fakt nie świadczy dobrze o gorzowianach, bo nie wykorzystali ewidentnie słabszej formy rywali.

Wszedłem późnym wieczorem na oficjalne forum kibiców Stali. Nie było tam zbyt wiele komentarzy ewidentnie rozczarowanych kibiców (chyba, że zostały usunięte). Były oczywiście wpisy krytykujące Tomasza Golloba i w zasadzie trudno im się dziwić. Trzeba się przyjrzeć bliżej wynikom poszczególnych wyścigów. I cóż się okaże? W tych ważnych biegach goście wygrali indywidualnie tylko dwa wyścigi, czyli tyle samo ile miał na swoim koncie Jakub Jamróg. Zawiedli liderzy? Być może, ale przecież gorzowianie nie musieli wygrywać. Oni mieli przede wszystkim nie przegrywać i warto o tym pamiętać. Właściwie Piotr Paluch po sześciu biegach miał sytuację bardzo dobrą – sześć punktów straty, czyli możliwość stosowania roszad taktycznych. Wtedy sprawę zawalił kapitan, bo w starciu z początkującym juniorem i coraz słabszym Gregiem Hancockiem nie potrafił przebić się nawet na drugie miejsce. Kolejne wydarzenia obciążają według mnie konto Piotra Palucha. Nie można czekać ze zmianami do końcowej fazy meczu mając coraz większą stratę.

Menadżer gości pierwszej istotnej zmiany (zmian juniorskich nie liczę, bo to raczej ciekawostka niż realna wartość) dokonał w XI biegu! Tutaj wykrzykników powinno pojawić się zdecydowanie więcej. Przecież ani Krzysztof Kasprzak, ani Michael Jepsen Jensen, ani Tomasz Gollob nic nie jechali. Problem w tym, że chyba nie wszystkich zawodników można w Gorzowie zmienić. Kiedy przyjrzymy się układom, układzikom, to czy można się dziwić, że finał zakończył się tak, a nie inaczej? Można się zapytać: kim miał ich zmienić? Odpowiadam – tymi, którzy potrafili drużynowo wygrywać biegi, czyli Matejem Zagarem i  Nielsem Kristianem Iversenem. Może oczywiście pojawić się opinia, że „PUK” był za słaby. Wystarczy spojrzeć na gonitwy z jego udziałem – bilans 17:13 dla Stali. Bilans Krzysztofa Kasprzaka – 12:18, Tomasza Golloba – 8:16. Może pojawić się oczywiście protest, że Iversen miał lepszego partnera z pary, który przesądzał o zwycięstwach. Tak, ale bez udziału Duńczyka tych triumfów nie byłoby. Poza tym kwestia ustawienia par obciąża jednak menadżera. Można się zastanawiać dlaczego Tomasz Gollob w nagrodę za beznadziejny występ na własnym torze został ustawiony z juniorem, czyli właściwie jechał sam.

Nie chciałem tego pisać po pierwszym meczu wprost, ale dziś widać dokładnie, że Stal przegrała tytuł na własnym torze. Z tak słabą Unią Tarnów żółto niebiescy powinni wygrać dużo wyżej niż pięcioma oczkami. Przekombinowano chyba jednak z torem, dzięki czemu gorzowianie sami sobie wyeliminowali czterech swoich zawodników. Na wyjeździe okazało się, że wystarczy przygotować tor… taki jak zawsze. Cóż, drugi raz z rzędu Marek Cieślak ośmieszył gorzowski team, bo w ubiegłym roku jeszcze jako menadżer Falubazu wykonał podobny manewr. I to jest jedna z kwestii, co do której nie mam wątpliwości – tytuł zdobywa się nie tylko na torze, ale także w parkingu. I tego po wielu latach porażek jeszcze się w Stali nie nauczono. Ciekawe czy ktoś wyciągnie wnioski z tego sezonu.

2 thoughts on “Srebro Stali na własne życzenie

  • 16-10-2012 z 06:20
    Permalink

    Szkoda, że nie pojechali z tym Zmarzlikiem, bo tak znowu usłyszymy, że gdyby był to tytuł pewny…

  • 16-10-2012 z 07:52
    Permalink

    Dziękuję za komentarz. Rzeczywiście, obecność Bartka na pewno pozwoliłaby ograniczyć ewentualne tłumaczenia. Czy jednak rzeczywiście dałoby to Stali mistrzostwo? Można sobie pospekulować. Jego kontuzja paradoksalnie dała seniorom spokój, bo nie mieli nad sobą presji natychmiastowej zmiany po gorszym występie. Poza tym Kasprzak i Zagar w pewien sposób wyszli z jego cienia i pokazali swoją wartość. Czy rewelacyjna postawa „Kaspera” nie zgrała się właśnie z brakiem Bartka? Poza tym mam wrażenie, że „Jaskółki” pojechały na tyle, na ile zmusił ich rywal. Gdyby był Zmarzlik, to zmusiłoby ich po prostu do większego wysiłku. Jeśli nie jedzie Gollob, nie jedzie Jensen, to przy dwóch dziurach i jednym słabszym seniorze też ciężko byłoby gorzowianom wygrać. Szczególnie słaba postawa Jensena dziwnie pokrywa się z jego szansami na IMŚJ. Podtrzymuję moje zdanie, że Gorzów przegrał przede wszystkim ze sobą, z dziwnymi przyzwyczajeniami torowymi, z wewnętrznymi układami i pewnie jeszcze kilka takich zjawisk można by znaleźć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *