Nie jest gorzej. A czy jest lepiej?

Choć od wprowadzenia nowego regulaminu minęły niecałe dwie doby, to już wiele napisano o pomysłach na uzdrowienie polskiego żużla. Kiedy słucha się i czyta wypowiedzi przedstawicieli różnych klubów, to widać, że sposób myślenia pozostał niestety wciąż ten sam – każdy ciągnie w swoją stronę. To nie wróży dobrze na przyszłość. Jak można iść naprzód, jeśli ludzie podejmujący decyzję potrafią się wyłącznie cofać? Może musimy zacząć się cofać do przodu?

Pozostawiono nieszczęsny KSM, ale tak dla urozmaicenia obniżono go o jedno „oczko”. Ci najdrożsi żużlowcy być może odpuszczą kilka złotych, ale przecież każdy klub musi mieć w swoich szeregach co najmniej dwóch zawodników z najniższych półek. A skoro takie zachowania wymusza regulamin, to kto na tym korzysta? Oczywiście ci, którzy w ekstralidze w ogóle nie powinni się pojawiać. Czy przyjdą do prezesów i powiedzą „pojedziemy nawet za darmo, bo jesteśmy słabi”? Nie. Dobrze wiedzą, że bez nich nie można złożyć składów i z premedytacją to wykorzystają. Śmieszą mnie argumenty o konieczności obniżenia KSM-u. Można je streścić w jednym zdaniu – „Prezesi, zabrońmy samym sobie podpisywania wysokich kontraktów”. Potem ci sami, którzy ten apel wypuścili są oburzeni, że dysponują takimi, a nie innymi drużynami, a kibice nie chcą kupować biletów. Oczywiście, że nie chcą, bo w przeciwieństwie do sporej części działaczy płacą własnymi pieniędzmi.

Według wprowadzonych zapisów KSM ma jeszcze obowiązywać tylko w sezonie 2013. Po co więc czekać z odrzuceniem tego głupiego zapisu, skoro i tak ma zostać wykreślony? Powód pewnie nie jest skomplikowany. Za dwa tygodnie formalnie będzie można podpisywać umowy na kolejny rok, więc zapewne większość klubów ma już gotową koncepcję, a niektóre są nawet dogadane z żużlowcami. Lepiej zostawić to tak jak jest i nie psuć planów, żeby nie narobić jeszcze większego bałaganu niż ten obecny. Takie mam wytłumaczenie, bo innego nie widzę. Wygląda więc na to, że ktoś w końcu dostrzegł, że mamy niezły burdel, ale nie da się go w krótkim czasie posprzątać. Mam tylko nadzieję, że za kilka miesięcy nie dojdą do głosu najznamienitsi bałaganiarze, bo wtedy już kompletnie niczego nie znajdziemy.

Kiedy przyjrzeć się lepiej nowym pomysłom, to okaże się, że poza powrotem próby toru i zmianą w stosowaniu zastępstwa zawodnika cała reszta pozostaje właściwie bez zmian. Można się oczywiście cieszyć, że nie wprowadzono tych głupot, które wymyśliła Speedway Ekstraliga, ale czy to, że przestajemy się cofać oznacza, że automatycznie idziemy naprzód? Niestety, nie jest to takie oczywiste. Jest jakieś światełko w tunelu, ale jeśli będziemy podążać ku niemu w takim tempie, to za kilka lat ekstraliga będzie zaczynać rozgrywki w sierpniu od razu od play-offów. Przecież problem nie polega na tym, że zawodnicy za dużo żądają, ale na tym, że prezesi podpisują kontrakty, na które ich nie stać. Jeśli wciąż drużyny muszą być dofinansowywane z publicznych pieniędzy, to trudno mówić o pełnym profesjonalizmie.

Czy jest na to sensowna recepta? Pewnie jest – przestrzeganie zapisów licencyjnych. Nie oszukujmy się, jeżeli klub w trzy miesiące po zakończeniu sezonu nie potrafi rozliczyć się ze swoich wydatków, to pozostawienie go w elicie wcale nie poprawi sytuacji. Co z tego, że załata się dziury wpływami od sponsorów na następny rok, gdy problem i tak powróci za kolejne dwa czy trzy miesiące? Sprawa jest prosta. Żużel jest drogim sportem, więc jeśli kogoś nie stać na gwiazdy, to niech tworzy drużynę z zawodników tańszych, jeśli ktoś zatrudnia bardzo drogich żużlowców, niech ich rozlicza z wyników, jeśli kibice nie chcą przychodzić, to niech jedyną reakcją nie będzie obniżenie cen biletów, bo to do niczego nie prowadzi. Tu jest problem. Zbyt wielu działaczy uważa prowadzenie klubu za jakąś wielką misję, w której wszyscy dookoła powinni im pomagać. Gówno prawda. Żużel jest tylko sportem, czyli fajnym dodatkiem do rzeczywistości i nie ma żadnego obowiązku, żeby był utrzymywany z miejskich finansów. Ba, w ogóle nie ma obowiązku posiadania go w swoim mieście. Po co tyle ośrodków speedway’a w naszym kraju, skoro większość ledwie wiąże koniec z końcem? Przecież każdy łańcuch jest tak silny jak najsłabsze ogniwo, a u nas tych słabszych ogniw jest więcej niż mocnych. I niestety nowy regulamin nie wprowadza nic nowego w tym zakresie.

Kibice nie przychodzą na trybuny? To niech wreszcie działacze postarają się zrobić na stadionie fajny piknik. Niech sport przestanie być domeną kilkudziesięciu czy kilkuset prostaków, potrafiących tylko nienawidzić innych, nazywając jednocześnie siebie prawdziwymi kibicami. To jest dokładnie ten sam problem co z prawdziwymi Polakami, prawdziwymi patriotami, prawdziwymi katolikami i całą rzeszą innych prawdziwków, których hasła są tyleż wielkie, co puste. Może zamiast w kilkuset „prawdziwych” lepiej zainwestować w kilka tysięcy normalnych? Jeśli jednak prezesi wolą mieć grono ślepo oddanych krzykaczy (wszak prawo wyborcze ma każdy), to niech ponoszą tego konsekwencje, a te powinny być wyciągane z całą surowością regulaminu. Bez tego nie uzdrowimy żadnego sportu, bo sport ma być rozrywką, a traktowany jest zbyt często jak wojna, natomiast ktoś kibicujący swojemu klubowi jest tylko przeciwnikiem, którego należy szanować przede wszystkim jako człowieka, a nie traktować jak wroga. I to się odnosi także do innych dziedzin, gdzie prym wiodą „prawdziwi”. Jeśli normalni kibice chcą fajnie spędzać czas, to niech przestaną kupować bilety dopóki działacze nie wezmą się do roboty. Wystarczy odciąć źródło finansowania tym popierającym „prawdziwych”, a sytuacja szybko się zmieni. Nieważne czy chodzi o bilety czy o tacę, bo zasada jest ta sama.

Popatrzmy na polskich juniorów. W ekstralidze poza Krystianem Pieszczkiem nie pojawił się żaden znaczący młodzieżowiec. Padła propozycja, aby młodzi wychowankowie mieli KSM na poziomie 2,5. Pomysł sam w sobie niezły, ale trzeba mieć też świadomość jaką patologią jest nasza rzeczywistość. Pomijam, że taki zapis promowałby Falubaz za Patryka Dudka czy Stal Gorzów za Bartosza Zmarzlika, więc te kluby były „za”. Kim jest wychowanek? To zawodnik występujący w klubie, w którego barwach zdał licencję. Tak więc przepis można ominąć… podkupując chłopaków mających talent jeszcze na etapie szkółki. Rzecznik Falubazu stwierdził, że promowanie własnych juniorów rozkręciłoby szkolenie, tylko zapomniał, że KSM-u za rok już nie będzie. Przynajmniej takie są oficjalne zapowiedzi. Paradoks. Mamy pomysł na rozkręcenie szkółek, ale musimy utrzymać KSM, który sam w sobie jest rozwiązaniem ciągnącym żużel na dno.

Jest wiele kwestii, których nie da się załatwić regulaminem, bo nie da się zmienić kilkoma zapisami ludzkiej mentalności.

One thought on “Nie jest gorzej. A czy jest lepiej?

  • 19-11-2012 z 21:04
    Permalink

    Ostatnie zdanie to kwintesencja stanu całego naszego speedwaya. Jak tu liczyć na zmianę mentalności, skoro to wciąż są co sami ludzie? Łatwiej co roku zmieniać regulamin. Ja tylko ciekawy jestem co by się wykluło, gdyby to prezes Witkowski nie wziął w końcu na swoje barki całej tej niekończącej się dyskusji

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *