Tak pechowej soboty nie zakładał na pewno prezes Stali Gorzów Władysław Komarnicki. Trzech jego zawodników miało groźnie wyglądające upadki i już wiadomo, że w Zielonej Górze nie pojedzie Nicki Pedersen. A przecież jutro rozpoczyna się pierwsza runda play-off.
Na pewno z punktu widzenia kibica Falubazu nie ma się z czego cieszyć. Kontuzje są niestety czarną stroną tego sportu i nawet pomimo znacznego zwiększenia bezpieczeństwa poprzez stosowanie dmuchanych band, nie da się ich wyeliminować. Nikomu nie życzę utraty zdrowia na torze, bo przecież ci ludzie, nawet jeśli zdobywają punkty dla rywali, jednak ryzykują także dla mnie. To co stało się w ostatnim czasie ze składem gorzowskiej Stali trudno nazwać inaczej niż straszliwym pechem. Dwóch zawodników niezdolnych do jazdy, dwóch mocno poobijanych, jeden gotowy do startu z niezaleczoną kontuzją.
Nicki Pedersen. Zaczęło się to wszystko 11 lipca, kiedy to Duńczyk w Bydgoszczy uczestniczył w karambolu, w wyniku którego został zabrany do szpitala. Oficjalny komunikat mówił o wstrząśnieniu mózgu. Przypadek raczej dość częsty u żużlowców, więc nikt nie brał pod uwagę dłuższej przerwy. Po czterech dniach okazało się jednak, że… ma złamaną łopatkę. Dla mnie jako laika jest czymś niezrozumiałym, że można nie pominąć w trakcie badanie złamanie kości. Musiało być jakieś specyficzne, bo odkryto je dopiero podczas badania rezonansem magnetycznym. To oznaczało rozbrat z żużlem na kilka tygodni. Wrócił na tor podczas treningu przed Grand Prix Skandynawii w Mallili. Był zadowolony, ale trening, to nie zawody. Dziś nawet nie tyle nie zapanował nad motocyklem, co go po prostu nie utrzymał. Obróciło go, a na nieszczęście wpadł na niego Hans Andersen. Pedersen upadł na plecy, co przy kontuzji łopatki było chyba najgorszym rozwiązaniem. Za szybko, według mnie, wrócił do ścigania. Nie wiem czy to chęć podjęcia walki o ósemkę w cyklu SGP czy może jakaś inna presja. Ciężko powiedzieć. Wiadomo natomiast, że dla drugiego Duńczyka upadek zakończył się złamaniem dwóch palców, co oznacza jakieś osłabienie Unibaksu w meczu z Betardem Wrocław i nie jest to na pewno wiadomość korzystna dla Falubazu. Nie wiadomo jak duża będzie dziura w składzie bo „bajkopisarz” raził ostatnio swoją przeciętnością. W jego miejsce ma pojechać Darcy Ward. Ten jest z kolei totalnie nieprzewidywalny, ale raczej wielkich zdobyczy nie należy oczekiwać. Za Nickiego w Zielonej Górze stosowana będzie zz. Czy da pożądany rezultat (a takim byłoby zapewne 9-12 punktów) zobaczymy.
Matej Zagar. 23 lipca został podcięty przez kolegę klubowego w meczu ligi angielskiej. Pojechał jeszcze w powtórce i zrezygnował. Okazało się, że ma złamany nadgarstek. To oznaczało oczywiście przerwę na leczenie. Po szesnastu dniach pokazał się w Lesznie, gdzie startując w ramach sprawdzenia swojej dyspozycji zdobył sześć punktów. Ciężko powiedzieć na ile uraz może mu przeszkadzać w jeździe. Wątpię żeby jakiekolwiek złamanie można było wyleczyć w trzy tygodnie. To raczej takie zaleczenie. Niby jest dobrze, ale każdy upadek powoduje odnowienie kontuzji. Ryzyko ogromne, ale jak pisałem ostatnio, jeśli zawodnik decyduje się na start, to oznacza, że czuje się gotowy do twardej rywalizacji. Ciekawe co myślą o nim pracodawcy z Anglii, którą odpuścił z powodu… kontuzji. Skoro może jechać w Polsce, a na Wyspach już nie, to może chodzi o jakiś niesprzyjający tamtejszy mikroklimat. Może motywacją są najzwyczajniej w świecie pieniądze, przez które Matej ryzykuje jeszcze groźniejszą kontuzją. Dla mnie to bez sensu.
Paweł Zmarzlik. Tu nie ma co „falubazować”. Młody chłopak w wyniku czwartkowego wypadku w Srebrnym Kasku ma złamane udo i pęknięty kręg lędźwiowy. To jedna z najgroźniejszych kontuzji na polskich torach w tym roku. Życzę Pawłowi przede wszystkim powrotu do zdrowia, bo to w jego przypadku najważniejsze. Szkoda, że jedyny prawdziwy gorzowianin w składzie Stali nie pojedzie w derbach. Chciałbym zauważyć tylko jedną sprawę związaną poniekąd z Pawłem Zmarzlikiem. Uśmiech politowania wzbudziła we mnie wypowiedź rzecznika Stali. Powiedział on, że drużyna jest osłabiona poprzez brak kluczowego juniora. Rozumiem, że wypadek może mieć wpływ na innych, ale trudno uznać jeden bieg w meczu (bo Paweł najczęściej więcej szans nie dostawał) za jakąkolwiek kluczowość. Dla mnie to raczej kpina z młodego, ambitnego chłopaka.
Przemysław Pawlicki. Człowiek, który jest zbawieniem dla Stali startował dziś w Daugavpils i dwukrotnie był wykluczany przez sędziego. Najpierw jako sprawca upadku Darcy’ego Warda, a potem jako winny karambolu z Rene Bachem. Po tym drugim wydarzeniu Przemek wycofał się z zawodów. Prawdopodobnie jest poobijany. Nie widziałem tego turnieju i ciężko mi się odnieść do decyzji arbitra. Faktem jest natomiast, że Przemek (jak wcześniej pisałem) nie pojechał w poniedziałek w Anglii oraz we wtorek w Szwecji. Tak do końca nie wiadomo czym było spowodowane, ale na pewno nie kontuzją. Można spekulować, że jako prawdziwy kluczowy junior, mógł zostać przekonany przez kogoś, że ligowe starty w innych krajach przed derbami są niepotrzebne. Dbanie na niewiele się zdało, bo i tak się poobijał. W Zielonej Górze zapewne pojedzie.
Tomasz Gollob. Będąc w rewelacyjnej formie, mając po czterech startach w dzisiejszym turnieju GP Skandynawii komplet punktów, przesadził w kolejnym wyścigu i próbując wyprzedzić Emila Sajfutdinowa doprowadził do groźnego karambolu. Dawno już nie widziałem tak poważnej sytuacji sprowokowanej przez Tomasza Golloba. Naprawdę ciężko powiedzieć dlaczego pojechał tak ostro. Być może jakoś przyzwyczaił się, że gdy atakuje po wewnętrznej przy wejściu w łuk, rywale zostawiają mu miejsce. Raz się nie udało i niestety Rosjanin w tydzień po powrocie do ścigania, znów ma kontuzję – złamany nadgarstek. To oznacza, że jego polski klub, czyli Polonia Bydgoszcz, ma spore problemy, bo Emil nie może być zawodnikiem zastępowanym. Wracając do T. Golloba, to sam też na pewno odczuł ten upadek. W Zielonej Górze wystartuje, ale mam wrażenie, że w przypadku mniej udanego występu znów pojawią się komentarze o wpływie jego zdrowia na wynik.
Mam nadzieję, że Stal wyczerpała już limit pecha, a wszystkim gorzowskim zawodnikom życzę powrotu do pełni zdrowia i bezkolizyjnej jazdy. Tak skrajna sytuacja pokazuje, że system play-off trudno uznać za sprawiedliwy, bo kilka dni może diametralnie zmienić pozycję ekipy. Wierzę, że ta sytuacja nie zdekoncentruje zielonogórzan, bo pokusa do zlekceważenia mającego kłopoty rywala jest pewnie spora. Chciałbym zobaczyć w niedzielę dobry mecz, bez upadków, na dobrze przygotowanym torze. Wiem, że siła drużyn jadących w pełnych składach jest tak naprawdę podobna. Jedziemy u siebie i zwycięstwo byłoby mile widziane, po przegrana oznacza właściwie koniec sezonu, a nie jest moim marzeniem zobaczyć Falubaz w sierpniu na wakacjach. W tych okolicznościach przyrody nie obraziłbym się, gdyby obie ekipy awansowały do półfinałów.