Race of the Night w Wittstock

Wyjazd do Wisttsock był najdalszą tegoroczną żużlową wycieczką. Tym razem oprócz samych zawodów i zwiedzania miasteczka zaplanowana była jeszcze jedna atrakcja – 80-letnia podnośnia statków w Niederfinow. Wszystko udało się zrealizować, choć muszę przyznać, że prawie 3,5-godzinne wieczorno-nocne zawody były rozgrywane przy niezbyt wysokiej temperaturze. Na szczęście obyło się bez zdarzeń losowych oraz interwencji lekarskich.

Niederfinow

Gdybyście przejeżdżali przez Niemcy w szeroko pojętych okolicach Berlina (40 km od zjazdu z Ringu drogą 158), to polecam wizytę w niewielkiej wiosce leżącej przy Kanale Odra-Hawela. Ciekawostką jest to, że różnica poziomów pomiędzy dwoma punktami tegoż kanału wynosi… 36 metrów. Zbudowano tu podnośnię statków, czyli windę wwożącą lub zwożącą statki razem z wodą. Warto podkreślić, że konstrukcja powstała w Grünberg, czyli przedwojennej Zielonej Górze.

Wittstock/Dosse

Wittstock jest ok. 15-tysięcznym miasteczkiem położonym przy autostradzie prowadzącej z Berlina w stronę Hamburga. Przepływa tędy niewielka rzeczka Dosse. Korzystając z wolnego czasu zwiedziliśmy miejscowość. Jeśli chodzi o zabytkową architekturę, to najważniejszymi elementami są: neogotycki ratusz z elementami starszej budowli, XIII-wieczny kościół mariacki, pozostałości zamku biskupiego z 32-metrową wieżą oraz 2,5-kilometrowe mury miejskie z bramą Gröpertor. Choć trochę tego jest, to całość nie robi jakiegoś oszałamiającego wrażenia, ale na pewno jest warte zobaczenia.

Turniej „Race of the Night”

Obiekt (pojęcie stadion w polskim pojęciu jest to zdecydowanie nie na miejscu) znajduje się za miastem, od południowej strony. Nie ma tu nasypu, więc sztuka polega na wczesnym przyjściu i zajęciu miejsca przy barierce będącej ograniczeniem strefy bezpieczeństwa. Miejsca jest jednak sporo, bo tor jest długi (400 metrów), a jednocześnie bardzo szeroki. Nie mam wątpliwości, że to zdecydowanie najszerszy owal jaki do tej pory widziałem. Na przeciwległej prostej zawodnicy mogą się mocno pogubić, bo nie da się jej ogarnąć wzrokiem.

Zawody miały formułę nieco podobną do pardubickiej Zlatej Prilby. Mieliśmy pięć grup po pięciu zawodników, po cztery biegi w każdej z nich. Potem po dwóch najlepszych z każdej z grup awansowało do półfinałów, w których startowało już po sześciu żużlowców, a stawkę uzupełniali dwaj najlepsi z biegu ostatniej szansy, w którym jechali zawodnicy z trzecich miejsc w poszczególnych grupach. Stawka była bardzo zróżnicowana, bo obok przedstawicieli światowej czołówki startowali Niemcy, i to niekoniecznie ci najwyżej notowani, Holender, 55-letni Sam Ermolenko (Amerykanin oficjalnie zakończył karierę w marcu 2007 roku), 46-letni Matthias Kröger kojarzony bardziej ze startami na długim torze czy Mirko Wolter, który karierę zakończył w 2004 roku. Ten ostatni zastąpił Grzegorza Zengotę, jako że zawodnik Unii Leszno został powołany na mecz reprezentacji (?) w Lublinie. Pierwotnie miał wystąpić także Emil Sajfutdinow, ale Rosjanin ogłosił zakończenie startów w obecnym sezonie. Nie zlekceważył jednak organizatorów i pojawił się w cywilu w Wittstock.

Ogólnie turniej był całkiem ciekawy. Było kilka niezłych mijanek. Jednak ważniejsza dla mnie była atmosfera, jakże różna od tego, czego możemy doświadczać w Polsce. Praktycznie brak ochroniarzy, choć piwo, grzane wino czy „szczeniaczki” były wręcz częścią tej imprezy. Mam zresztą wrażenie, że gdyby u nas jakiś inspektor widział tylu sikających publicznie ludzi, to obiekt zostałby na pewno zamknięty. Tymczasem tu nikt specjalnie nie przejmował się takimi pierdołami jak brak wystarczającej liczby przenośnych toalet.

Nie wiem jak wysokie były nagrody dla żużlowców, ale pewnie szału tu wielkiego nie było. A mimo to przyjechali zawodnicy mający u nas opinię startujących dla pieniędzy. I wcale nie uciekali od walki. Nie rozmawiałem oczywiście z nimi, ale mam wrażenie, że starty w takich zawodach dają im sporo radości.

Poniższe zdjęcia ze względu na późną porę rozgrywania zawodów mają raczej charakter poglądowy, Zastanawiałem się co z nich wyjdzie, bo nie korzystałem jeszcze z ISO 3200. Coś udało się wybrać 🙂