Idąc na mecz z Unią Leszno nie spodziewałem się fajerwerków ze strony zielonogórskich zawodników, bo wiadomo przecież, że Leszno jest w niebywałej formie. Mają prawdziwą drużynę i praktycznie brak słabych punktów. To co zobaczyłem na torze nie da się niestety opisać w kulturalnych słowach.
Mam wrażenie, że ktoś w Falubazie wpadł na „genialny” pomysł żeby zrobić tor przeciwko „Bykom”. Efekty widzieliśmy. Relacja poszła na żywo i można powiedzieć, że jesteśmy pośmiewiskiem całej żużlowej Polski. Przegrywać na własnym obiekcie po dziesięciu wyścigach 18:42, to kompromitacja. Niestety kombinacje z nawierzchnią miały miejsce także w trakcie meczu i świadczy to fatalnie o naszym klubie. Jeśli jesteśmy słabsi, to trzeba to przyjąć na klatę i starać się w sportowej walce o jak najlepszy wynik. Żenujące było polewanie 3/4 toru z pominięciem prostej startowej. Nie był to przypadek, bo polewaczka dwukrotnie wyjeżdżała i dwukrotnie nie polała prostej pod wieżyczką. Nie rozumiem takiego postępowania bo przecież akurat start i dojazd do pierwszego łuku mieliśmy fatalny. Nie można tłumaczyć się ani mocno świecącym słońcem ani wcześniejszymi opadami, bo ich nie było. Ciekaw jestem czyim pomysłem było zrobienie tak twardej nawierzchni. Nie dość, że zawodnicy Falubazu czuli się na niej tak jakby pierwszy raz ją widzieli, to jeszcze na torze tak naprawdę nic się nie działo. Był to po prostu straszliwie nudny mecz, w którym jedynym momentem kiedy zielonogórzanie jechali równo z przeciwnikami było pierwsze kilka metrów po starcie.
Trudno czepiać się w tej sytuacji naszych młodzieżowców, bo Patryk Dudek zrobił swoje, a Łukasz Sówka pierwszy raz miał okazję startować z zawodnikami z tak wysokiej półki. Swoją drogą Łukasz oba wyścigi ukończył, jechał płynnie, więc można uznać ten wynik za udany, jednak przeciwnik był dla niego zdecydowanie za trudny. Ciężko oceniać natomiast seniorów, bo wszyscy pojechali słabo. Oczywiście druga część zawodów była dużo lepsza (wygraliśmy ją 21:9), jednak była to musztarda po obiedzie i nie warto się nią zajmować. Trzeba się zastanowić nad zmianami w składzie przed kolejnym meczem. Jest w obwodzie Niels Kristian Iversen i nie wyobrażam sobie żeby po takiej kompromitacji całej drużyny nie otrzymał szansy. Nie wiem jeszcze w czyje miejsce miałby pojechać, na dzień dzisiejszy albo za Fredrika Lindgrena albo za Grega Hancocka. Szwed jeździ ostatnio katastrofalnie, nie potrafiąc na własnym torze nawiązać walki z ligowymi średniakami. Cóż się z nim stało, przecież jeszcze miesiąc temu był nie do pokonania na W69? Nie mam zielonego pojęcia. Wygląda na to, że sprzęt jakim obecnie dysponuje w polskiej lidze jest po prostu słaby. Trudno powiedzieć, że ma jakąś obniżkę formy, bo jest wciąż drugim zawodnikiem ligi brytyjskiej. Z kolei Amerykanin ciuła jakieś punkciki, ale on nie przyszedł do Zielonej Góry żeby uciułać kilka punktów, tylko żeby być jednym z liderów, a na dzień dzisiejszy zdecydowanie nim nie jest. Wiadomo, ma swoje lata i trudno żądać od niego kompletów, ale na pewno można wymagać stabilnej formy gwarantującej ważne zdobycze dla drużyny. Z tej roli jak na razie się nie wywiązuje, będąc zawodnikiem bardzo chimerycznym u siebie i słabym na wyjeździe.
Pisałem kiedyś, że runda zasadnicza jest jazdą o pietruszkę. Niestety po drugiej porażce na własnym torze przestała nią być. Zaczęła się walka o miejsce w pierwszej szóstce. Na całe szczęście Stal Gorzów pokonała na wyjeździe Włókniarza Częstochowa, a Betard Wrocław nadspodziewanie łatwo wygrał w Bydgoszczy. Wygląda więc na to, że naszymi największymi rywalami są obecnie Włókniarz Częstochowa, Unia Tarnów i Polonia Bydgoszcz. Pozostałe drużyny mogą być już chyba spokojne.
Pierwszą poważną wtopę w Bydgoszczy zaliczył Grzegorz Walasek. Na nieszczęście bydgoskiej Polonii zdarzyła się ona w momencie, gdy Walas był najbardziej potrzebny, czyli pod nieobecność kontuzjowanego Emila Sajfutdinowa na własnym torze. Nie mam żadnej specjalnej satysfakcji z tego powodu. Po prostu potwierdza się fakt, że Grześ w trudnych momentach obecnego sezonu niekoniecznie byłby wzmocnieniem Falubazu.Teraz czeka jego nową drużynę mały maraton, bo w ciągu najbliższych czterech tygodni mają odjechać siedem spotkań. Jeśli rzeczywiście potwierdzą się informacje o spodziewanym powrocie Emila na tor dopiero w sierpniu, to sytuacja Polonii może stać dramatyczna. My jednak martwmy się przede wszystkim o siebie.