Falubaz nie jechał w minioną niedzielę, co nie oznacza oczywiście, że rozegrane mecze nie były dla nas ważne. Jechali przecież nasi bezpośredni rywale, z którymi będziemy walczyć o miejsce w pierwszej szóstce, a mówiąc prościej – o utrzymanie.
Na całe szczęście wszyscy czyli Włókniarz Częstochowa, Unia Tarnów oraz Polonia Bydgoszcz przegrały, choć tak naprawdę znacząca jest tylko porażka „Lwów”, bo częstochowianie stracili punkty na własnym torze. Mam nadzieję, że Falubaz wygra dwa mecze u siebie i zdobędzie jeszcze trzy bonusy. To razem dałoby 13 punktów, a taki dorobek powinien wystarczyć do spokojnego zajęcia piątego miejsca, co prawdopodobnie oznaczać będzie… spotkanie ze Stalą Gorzów w pierwszej rundzie play-off. Póki co gorzowianie wygrywając z naszymi rywalami, zwiększają szanse Falubazu na takie właśnie rozwiązanie.
Oglądałem w telewizji kilka biegów z meczu Stal – Polonia i muszę powiedzieć, że spotkanie było po prostu nudne. Jak na ten tor, to nic ciekawego się tam nie działo. Bydgoszczanie wyraźnie czekają na powrót Emila Sajfutdinowa, nie przejawiając specjalnie wielkiej woli walki. Oczywiście najbardziej przyglądałem się jeździe Grzesia Walaska, w końcu jakoś tam jestem z nim emocjonalnie związany. Starał się, jednak wynik był średni, a i wiara w sukces jakby marna. Czegoś mu brakowało. Przecież w ubiegłym roku pokonywał tam Tomasza Golloba, a teraz nie jest w stanie podjąć wyrównanej walki z Davidem Ruudem. Może opowiadać różne rzeczy, ale nie uwierzę, że jest mu naprawdę obojętne gdzie jeździ. Obstawiam, że z Myszką Miki na plastronie zdobyłby tam więcej niż 6 punktów.
Jak napisałem wyżej, Bydgoszcz czeka na powrót Emila Sajfutdinowa. Z powrotem na tor Rosjanina może być jednak różnie. Jeszcze 16 czerwca pojawiła się informacja, że może to nastąpić dopiero w sierpniu, a dziewięć dni później okazało się, że prawdopodobnie zobaczymy Emila już w GP w Cardiff, 10 lipca. Ewidentnie ktoś miesza i chodzi chyba o to żeby mówić byle co, byle o samym zawodniku było głośno. Palce w tym macza prawdopodobnie jego menadżer. Niby to nie mój problem, ale… 16 lipca ma się odbyć powtórzony mecz Polonia – Falubaz. Jego faworytem, nawet bez Sajfutdinowa, są gospodarze, niemniej szanse zielonogórzan mocno wzrosłyby w związku z jego absencją. Nie chciałbym żeby wyglądało iż cieszę się z czyjejś kontuzji, niemniej zapowiada się, że zagranie bydgoszczan, mające na celu maksymalne odsunięcie tego spotkania w czasie przyniesie pożądany przez nich efekt. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że w ciągu półtora miesiąca nie było terminu, który pasowałby obu drużynom. Ostateczną decyzję podjął, jak wiadomo, komisarz ekstraligi – Ryszard Głód z… Bydgoszczy. Moja wiara w jego neutralność i bezstronność w tym przypadku została mocno zachwiana.
Kolejny sukces zanotował Patryk Dudek, spokojnie awansując do finału Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. W przeciwieństwie do lat poprzednich (za wyjątkiem ubiegłego roku w finale pojedzie zaledwie dwóch Polaków (oprócz zielonogórzanina będzie jeszcze Maciej Janowski). Wcześniej bywało czterech, nierzadko pięciu, a nawet sześciu. Rzadko jednak ilość przekładała się na jakość. Najbardziej zastanawiające jest odpadnięcie Przemka Pawlickiego. W Krsko nie poradził sobie z rywalami, z którymi nie miałby najmniejszych problemów w lidze. Być może była to słaba dyspozycja dnia, może kwestia nowych tłumików, a może po prostu do ligi przykłada się dużo bardziej niż do zawodów juniorskich. W tym roku mamy nową formułę rozgrywania Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Będzie to taki mini cykl Grand Prix, składający się z trzech turniejów. To na pewno promuje zawodników jeżdżących równo, a do takich zalicza się niewątpliwie Patryk Dudek. Nie trzeba wygrywać poszczególnych turniejów, ważny jest efekt końcowy. W związku z obecnością Duzersa, organizatorzy mogą spodziewać się przyjazdu grupy kibiców z Zielonej Góry. Bójcie się. Normalnym kibicom radzę od razu wybrać inny sektor, jeśli chcą spokojnie obejrzeć zawody. Niestety po tym co widziałem w ubiegłym roku w Pardubicach, nie chciałbym drugi raz siedzieć obok nich.
Na koniec kwestia stosunków zielonogórsko-gorzowskich. Panowie prezesi w końcu spotkali się i zaczęli rozmawiać. Lepiej późno niż wcale. Z drugiej strony cała ta idiotyczna awantura była kompletnie niepotrzebna. Wystarczyło zachować jakiś umiar i wszystko byłoby w miarę normalne. Tak na marginesie, to chyba nadal nie wiadomo, kto rzucił tym krzesełkiem podczas lubuskich derbów w Gorzowie. Sprawa właściwie ucichła, a problem pozostaje, bo okazało się, że ani monitoring ani podawanie danych osobowych nie gwarantuje spokoju na trybunach. Pomimo wspaniałych przepisów i wydanych pieniędzy nadal jesteśmy głęboko w lesie.