O honor we Wrocławiu

Dziś kolejna desperacka walka o jakieś ponadplanowe punkty. Szanse wygrania we Wrocławiu oceniam jako marne. Ważniejszy jest chyba przyzwoity występ, który nie tyle polepszy atmosferę w drużynie, co jej nie pogorszy.  Nie jest to jeszcze mecz ostatniej szansy, ale na pewno pojedynek o honor.

Betard Wrocław jest obecnie w niesamowitym gazie. Jest to o tyle zaskakujące, że bardzo przeciętnie spisuje się Jason Crump, który przecież miał być lokomotywą ciągnącą ten zespół. Tymczasem  nieoczekiwanie liderem jest Leon Madsen. Duńczyk ma rewelacyjny sezon w polskiej lidze, osiągając nierzadko dwucyfrowe wyniki. Do tego widać, że wrocławianie w końcu mają atut własnego toru. Po kłopotach z dopasowaniem się do niego na początku sezonu, teraz coraz szybciej po nim śmigają i obawiam się, że ta tendencja zostanie podtrzymana także w meczu z Falubazem. Ważne, a może nawet najważniejsze jest to że mają spokojne trzecie miejsce i na 99% pojadą w play-offach z Unibaksem Toruń. Tymczasem zielonogórzanie może nie mają jeszcze noża na gardle, ale ich sytuacja jest generalnie słaba. W zasadzie liczyć możemy na to, że rywale będą jeszcze słabsi i dzięki temu jakoś zapewnimy sobie miejsce w szóstce. Na razie wszystko układa się po naszej myśli, bo ani Polonia Bydgoszcz ani Unia Tarnów ani Włókniarz Częstochowa na wyjazdach nie istnieją, a na własnych torach dość często zdarza im się tracić punkty.

Jeśli mam być szczery, to wynik na poziomie 36-38 punktów jest na dzień dzisiejszy szczytem możliwości Falubazu we Wrocławiu. Brakuje lidera. W zasadzie mamy pięciu zawodników drugiej linii + dwójka juniorów. Praktycznie żaden z naszych seniorów nie spełnia oczekiwań i trudno wierzyć, że nagle to się zmieni. Jakby nie patrząc jesteśmy obecnie na poziomie ekip z Tarnowa czy Częstochowy, a te w ubiegłym tygodniu zdobyły we Wrocławiu odpowiednio 31 i 35 punktów, więc obawiam się, że dostaniemy tam potężny łomot, co nie poprawi atmosfery w klubie. Tradycyjnie jestem ciekawy ilu kibiców zasiądzie na trybunach, bo na  dwóch wyżej wymienione meczach było ich w sumie… 8 tys. Nie mam zielonego pojęcia z czego ten klub się utrzymuje.

Pozostaje mieć nadzieję, że nasi rywale też potracą punkty. O ile można być spokojnym, że Unia Tarnów zdecydowanie polegnie w Gorzowie (pomimo prawdopodobnej kontuzji Davida Ruuda oraz występu Emila Sajfutdinowa, a Grzegorz Walasek będzie po turnieju w Togliatti, które znajduje się w linii prostej grubo ponad 2000 km od Torunia (dop. Mój błąd, Walas jechał oczywiście w Ostrowie). Włókniarz jedzie u siebie z Unią Leszno. „Byki” przejeżdżają po wszystkich jak walec, ale Janusz Kołodziej także wraca z Togliatti. Mam nadzieję jednak, że leszczynianie mimo to pokonają „Lwy”. Nie pozostaje więc nic innego jak kibicować Stali Gorzów, Unii Leszno i Unibaxowi Toruń.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *