Sytuacja w ekstralidze robi się całkiem ciekawa, głównie przez to, że na skutek żałoby narodowej i warunków pogodowych tak naprawdę niewiele wiadomo. Drużyny mają do rozegrania po kilka spotkań zaległych i poza Unią Leszno oraz Stalą Gorzów nikt nie może być jeszcze pewny wejścia do szóstki.
W najgorszej sytuacji obecnie są Unia Tarnów oraz Betard Wrocław. „Jaskółki” przegrały na własnym torze już dwa spotkania i nic nie wskazuje na to żeby gdzieś na wyjeździe mogły te straty odrobić. Wydaje się, że przy tak słabej postawie tarnowian całkiem realne jest odrobienie strat z pierwszego meczu i zdobycie na nich bonusa przez Falubaz. W trochę innej sytuacji są wrocławianie. Oni nie mają takich problemów punktowych, natomiast jest to pierwszy klub, w którym głośno zrobiło się o problemach finansowych. W zasadzie nie jest to jakaś rewelacja, bo od kilku lat zastanawiam się z czego oni się utrzymują mając frekwencję na poziomie 5 tys. kibiców. Ostatnio jazdy odmówił Kenneth Bjerre. Mówi się o 200 tys. zł zaległości i wielka szkoda, że większość z nich pochodzi z meczu w Zielonej Górze (Bjerre zdobył u nas 17 pkt, a w pozostałych czterech meczach w sumie 31). Duńczyk jest liderem klasyfikacji GP, ale w lidze delikatnie mówiąc nie błyszczy. Obecnie w Polsce ma dopiero 24. średnią, więc trudno mówić w jego przypadku o należytym wywiązywaniu się ze swoich obowiązków. Podobnie jest w Danii, natomiast rządzi i dzieli w lidze angielskiej, gdzie pod względem skuteczności zajmuje trzecią pozycję. Jeśli na tym etapie rozgrywek dług względem niego jest już dość pokaźny, to aż boję się pomyśleć ile on zarabia. Teraz dochodzimy do sedna problemu. Skoro już w maju zabrakło pieniędzy, to sytuacja finansowa klubu jest słaba, a jeśli jest słaba, to kto i dlaczego podpisał kontrakt z zawodnikiem, o którym wiadomo, że po pierwsze jest drogi, a po drugie – nie utożsamia się jakoś specjalnie ze swoim pracodawcą. Można mieć zarzuty do Duńczyka o ilość zdobywanych punktów, ale trudno dziwić się jego postępowaniu. W końcu nikt nie chce pracować za darmo, a akurat Bjerre ma pecha, bo już któryś rok z rzędu ma problem z płatnościami w polskiej ekstralidze. Być może jednak te jego problemy wynikają z faktu, że kluby płacące regularnie po prostu nie chcą korzystać z jego usług znając dość specyficzne podejście Kennetha do polskiej ligi. To, najogólniej rzecz ujmując, typowy indywidualista, nie dbający ani o kolegów z drużyny, ani o atmosferę, ani o kibiców. Chodzi o to żeby przyjechać, pojechać, pójść do kasy i wyjechać z Polski. Naprawdę dziwię się tym, którzy wiążą się z Duńczykiem. Przecież to żadna inwestycja, a jedynie jednoroczny dużo kosztujący epizod bez gwarancji odpowiednich wyników. Cóż naiwnych desperatów nie brakuje. Kto następny?
Za kilka dni derbowy rewanż w Gorzowie. Na razie poza informacją o sprzedaniu wszystkich biletów nic wielkiego nie dzieje się wokół tego pojedynku i w przeciwieństwie do pierwszego spotkania, nie ma teraz tak wielu emocji z nim związanych. Po przykrych doświadczeniach, nikt w Gorzowie nie pompuje już balonika. Dla mnie zdecydowanym faworytem są gospodarze. Za sukces Falubazu uznam obronienie bonusa, ale będzie to zadanie strasznie trudne. Sposób na Stal jest cały czas ten sam – równy skład. Tomasz Gollob i Nicki Pedersen wystartują w sumie w dziewięciu wyścigach, więc trzeba się postarać o zwycięstwa w pozostałych sześciu gonitwach. Będzie to o tyle trudne, że gorzowianie mają w obwodzie jeszcze Przemka Pawlickiego. Choć to junior, trzyma praktycznie tę drużynę przy życiu. Bez jego zdobyczy nie byłoby zwycięstwa w Toruniu, triumf nad słabą przecież Częstochową stałby pod wielkim znakiem zapytania, a w Zielonej Górze zamiast porażki byłaby klęska. Nic dziwnego, że prezes gorzowian chucha i dmucha na swego gwiazdorka. Coś mi się jednak widzi, że Przemek jest taki grzeczny, bo rękę na jego papierach cały czas ma Józef Dworakowski. Kiedy jednak zawodnik uwolni się od Unii Leszno, zapewne mocno zwiększy swoje żądania finansowe, które i tak do najmniejszych nie należą. Powiedzmy sobie szczerze, że na chwilę obecną bez Pawlickiego Stal leży i kwiczy, a to oznacza, że pierwotna koncepcja budowy zespołu, pomimo władowanych w nią niemałych pieniędzy, nie sprawdziła się. Ja nie mam jednak złudzeń, że Przemek nie utrzyma takiej formy przez cały sezon. Jest jeszcze młody i na pewno zdarzą mu się wpadki. Obstawiam, że zaczną się one w play-offach. Inną sprawą jest to, że jeszcze ani razu nie udało mu się dojechać sezonu do końca. Być może uda się w tym roku.
Dziś ogłoszono, że mecz Falubazu w Bydgoszczy odbędzie się 16 lipca. Czyli tak jak obstawiałem do tego czasu Emil Sajfutdinow wyleczy kontuzję i będzie pewnie znów silnym punktem Polonii. Przejrzałem kalendarz nierozegranych meczów. Bydgoszcz miała ich aż trzy. Pierwsze z nich ma być rozgrywane jednak dopiero 27 czerwca. Aż nie chce mi się wierzyć, że nie dało się w ciągu całego miesiąca znaleźć przynajmniej jednego dnia, w którym oba zespoły mogłyby dysponować aktualnie najsilniejszymi składami. Wiadomo, że komisarz ekstraligi Ryszard Głód jest z Bydgoszczy i mam wrażenie, że jego decyzja nie była do końca bezstronna. Nie chcę być posądzony o nieobiektywne patrzenie na tę sprawę, ale według mnie oba kluby powinny mieć równe szanse, a jak się wydaje, na dzień dzisiejszy ich nie mają. Może to zbyt spiskowa teoria.
I na koniec jeszcze jedna sprawa. Poszedłem wczoraj na stadion żeby sprawdzić nową trybunę. Odbywała się runda Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Wielkopolski, na którą z okazji Dnia Dziecka wstęp był bezpłatny. Organizator otworzył jednak tylko jedno wejście, którym można było wejść na jeden z trzech udostępnionych sektorów na nowej trybunie. Pozostała część stadionu była zamknięta dla publiczności. Nie wiem po co zdecydowano się na taki krok. Być może miało to na celu ściśnięcie ludzi w jednym miejscu aby pokazać im kibicowanie z bliska. Problem w tym, że miejsc zabrakło, a wejście nie znajdowało się na środku sektorów lecz z boku. Skutkiem tego ludzie wchodzący na stadion widzieli od razu brak miejsc, więc stawali w wejściu tarasując drogę pozostałym, co powodowało niemałe zamieszanie. W końcu ktoś mądry podjął decyzję o otwarciu czwartego sektora, ale zamiast wpuścić kibiców na miejsca przy samym wejściu, otwarto sektor znajdujący się daleko od niego. Musiało minąć jeszcze trochę czasu, aby ktoś inteligentny w końcu wymyślił, że sposobem na rozładowanie tłoku jest wpuszczenie ludzi na sektor sąsiadujący z wejściem. Potem okazało się, że w parkingu nie ma karetki. Prowadzący konferansjerkę Kamil Kawicki powiedział, że musimy poczekać kilka minut. Po kilku minutach okazało się, że trzeba poczekać jeszcze 10 minut (spiker stwierdził, że przecież jest ciepło i nie pada), a potem K. Kawicki już przestał się odzywać. W międzyczasie zaczęło kropić, a nieco ponad 10°C coraz bardziej dawało o sobie znać. Pod widownią cały czas pracowały maszyny budowlane, które coś ubijały. Mało to przyjemne uczucie, kiedy wszystko drży pod dupą, chyba, że ktoś lubi używać wibratora. Ostatecznie karetka spóźniła się 45 minut!!! Nie chce mi się wierzyć, że wszystkie ambulansy były zajęte. Prędzej dałbym wiarę temu, że nikt jej po prostu nie zamówił na czas. Oczywiście część przybyłych wyszła w międzyczasie ze stadionu. Ja jeszcze zostałem, bo bardzo chciałem zobaczyć na własne oczy widok ścigających się zawodników z nowej perspektywy. Kiedy żużlowcy szykowali się do startu, koszowy wezwał wszystkich do powstania. Niestety większość go posłuchała i widoczność została mocno ograniczona. Byłem coraz bardziej wkurzony. Zastanawiam się po co było wydawać tyle pieniędzy na montowanie krzesełek, skoro i tak ogląda się stąd żużel na stojąco. Po dwóch wyścigach opuściłem stanowisko i udałem się do domu. Po drodze zza płotu obejrzałem jeszcze jeden bieg stojąc na wysokości wejścia w drugi łuk. Mając takie porównanie nie mam zamiaru więcej zasiadać na nowej trybunie. Dla mnie jest to totalny niewypał zarówno w zakresie projektu jak i wykonania. Sama impreza miała w zamyśle przyciągnąć nowych kibiców. Chyba nie do końca się to udało, a wystarczyło potraktować ludzi normalnie, a nie jak zło konieczne. To, że wstęp na zawody był bezpłatny nie oznacza, że można odwalać taką kaszanę. Dobrze, że nie było konieczności szybkiej ewakuacji, bo przy jednym otwartym wyjściu, znajdującym się w dodatku z boku, tłum by się potratował. Sądząc po ilości pierwotnie dostępnych miejsc, organizatorzy nie byli przygotowani na tak sporą ilość kibiców. Panie Prezesie, może zamiast kłócić się i prowadzić negatywną kampanię zaglądnąłby pan czasem do zwykłych ludzi. Oni też mają swoje prawa.