Quo vadis Falubazie?

Słuchając przedstawicieli klubu z Zielonej Góry zastanawiam się, podobnie zapewne jak wielu innych kibiców, o co  chodzi i dlaczego nikt nie chce niczego powiedzieć? Dlaczego w klubie decyzje podejmuje człowiek, który formalnie w nim nie pracuje, a w mediach próbuje się udowadniać, że wszystko działa właściwie? Mam pewne podejrzenia, wynikające z medialnej znajomości tutejszych układów, że się tak wyrażę, polityczno-sportowych.

10 listopada dowiedzieliśmy się, że odwołany ze swojej funkcji został prezes spółki ZKŻ SSA Marek Jankowski. I choć wszyscy o tym wiedzieli, to dopiero na następny dzień ukazał się oficjalny komunikat spółki, bo jakoś wszyscy byli w rozjazdach. Skoro jednak przedstawiciele Rady Nadzorczej byli poza Zieloną Górą, to kto podjął decyzję? Wiem, czepiam się, ale to jest po prostu przykład absurdów jakie dzieją się obecnie wokół zielonogórskiego klubu. Minęło kilka dni i tak naprawdę dalej nie wiemy nic poza tym, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a klub pracuje normalnie. Fajnie, tylko pojęcie normy w tym przypadku ma chyba niewiele wspólnego z właściwym znaczeniem. Tak na marginesie, to na stronie internetowej spółki nadal widnieje informacja, że prezesem jest wspomniany Marek Jankowski.

Dowodem na normalność ma być informacja, że Jarosław Hampel nigdzie się nie wybiera i zgodnie z obowiązującym kontraktem nadal będzie reprezentować barwy Falubazu. Zgadzam się, że jest to jest bardzo ważna informacja, bo „Mały” jest postacią pierwszoplanową w drużynie i nie zmieni tego nawet słaba druga część tegorocznego sezonu. Dlaczego jednak informuje o tym Robert Dowhan, który formalnie nie pełni w spółce żadnej funkcji? Dlaczego w ogóle w imieniu spółki wypowiada się osoba nie mająca formalnie do tego żadnych podstaw, a ani Rada Nadzorcza, ani prokurent nie widzi w tym nic złego? Teksty typu „Robert dotrzymuje słowa i dba o klub”, albo sugerowanie, że senator akurat był w Warszawie na ogłoszeniu decyzji o organizacji na Stadionie Narodowym turnieju z cyklu Speedway Grand Prix to jakieś dorabianie ideologii, bo w stolicy w tym samym czasie było pewnie ze 2 miliony ludzi, wśród których mógłby się znaleźć ktoś, komu także zależy na przyszłości zielonogórskiej drużyny, a Jarek Hampel raczej średnio byłby zainteresowany zwierzaniem się temu komuś na temat swojej klubowej przynależności.

Zarzutem w stosunku do Marka Jankowskiego było to, że jest marionetką w rękach Roberta Dowhana. Teraz mamy okres poszukiwania kolejnego kandydata na to stanowisko, który ma spełniać podobne kryteria, czyli podpisywać czyjeś decyzje swoim nazwiskiem. Dlaczego odwołano dotychczasowego prezesa? Nie wiem, a klub nie ma zamiaru tego ujawniać. Generalnie wyjścia są dwa:

  1. wszystko rzeczywiście idzie zgodnie z planem, a roszada na stanowisku prezesa jest swego rodzaju sondażem poparcia dla Roberta Dowhana,
  2. z jakiegoś powodu M. Jankowski wolał ewakuować się z klubu.

Ta druga opcja może też mieć kilka powodów, np. znalezienie lepszej, a co ważniejsze – bezpieczniejszej posady, albo zwyczajnie były już prezes miał dość firmowania swoim nazwiskiem coraz dziwniejszych rozliczeń i czyichś decyzji. Na antenie Radia Zielona Góra sam zainteresowany powiedział o wątpliwych etycznie rozwiązaniach finansowych, więc jeśli coś rzeczywiście jest na rzeczy w tej kwestii, to poszukiwania nowego prezesa byłoby polowaniem na łosia.

Obawiam się, że chyba coś jest nie tak w klubie, bo nie można się niczego dowiedzieć. W mediach co prawda są wypowiedzi przewodniczącego Rady Nadzorczej spółki oraz prokurenta, ale właściwie nic konstruktywnego one nie wnoszą do sprawy. Pierwszy z panów językiem mało zrozumiałym, zasłaniając się przepisami o spółkach prawa handlowego nie może nic powiedzieć, a drugi twierdzi, że co prawda ma obecnie prawo podpisywać dokumenty w imieniu spółki, ale robić tego nie będzie. Najbardziej rozbawiła mnie wypowiedź pana prokurenta, że klub pracuje normalnie, zgodnie z zadaniami rozdzielonymi poszczególnym pracownikom przez… Marka Jankowskiego. Skoro tak dobrze rozdzielił zadania, to dlaczego został odwołany? Drugą śmieszną rzeczą jest lawirowanie obu panów w temacie obecności i działalności w spółce Roberta Dowhana. Oczywiście nie pełni on żadnej funkcji i nie ma wpływu na decyzje, ale… pomaga. Ciekawe jak się to ma do przepisów o spółce prawa handlowego?

Moim zdaniem klub nadal jest trampoliną do innych działań. Problem polega na tym, że ponieważ atmosfera się mocno popsuła, a na trybunach zrobiło się pusto, więc próbuje się na kogoś zrzucić winę. Są podobno jakieś pomysły przyciągnięcia z powrotem kibiców na stadion, choć póki ograniczają się one do obniżenia cen biletów. Trochę dziwnie to wszystko przebiega, gdy w najgorętszym okresie mamy bezprezesie. Dlaczego te decyzje są tak chaotyczne? Cóż, wybory za pasem (przypominam, że wybory na prezydenta Zielonej Góry oraz do Rady Miasta są u nas przełożone na pierwszy kwartał przyszłego roku ze względu na połączenie miasta z gminą). Stąd pewnie pomysł R. Dowhana ściągnięcia znów Piotra Żyto na stanowisko menadżera, bo ani Rafał Dobrucki, ani tym bardziej Marek Cieślak nie robili z siebie pajacyków dla poklasku publiczności. I co z tego, że cztery lata temu to właśnie Robert Dowhan zwolnił Piotra Żyto za jego oświadczenie o współpracy z SB. Kto o tym dziś pamięta? Na pewno nie ci kibice, którzy chcą oficjalnego powrotu senatora na fotel prezesa, a więc są traktowani jako potencjalny elektorat.

Wracam jeszcze do kwestii Jarosława Hampela. Powiem szczerze, że jestem zaskoczony obrotem sprawy, bo po dość poważnych deklaracjach po spotkaniu z Unią Tarnów nagle mamy jakieś porozumienie. Sam żużlowiec właściwie nie wytłumaczył o co chodzi i dlaczego powiedział to, co powiedział. Myślę, że brakuje w tym wszystkim konsekwencji z obu stron. Mamy więc kolejne pole do domysłów i chyba wiele się nie pomylę, gdy pójdę w stronę znanego powiedzenia, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi zapewne o pieniądze. Może to zbieg okoliczności, ale jakoś to porozumienie na linii Hampel – Dowhan zbiegło się w czasie z informacją o zmianie finansowania klubu z Rzeszowa przez firmę Marma Polskie Folie. Może były wicemistrz świata zwyczajnie przestał kozaczyć, bo gdzież on teraz znajdzie zatrudnienie za takie pieniądze po chyba najsłabszym sezonie w karierze?

I co dalej? Nie wiem i chyba nie jestem jedyny. Podobno trwają prace w celu uzyskania licencji. Z wypowiedzi Marka Jankowskiego sprzed kilkunastu dni wiadomo, że dług wynosi ok 600 tys. zł (czyli jest nieco wyższy niż rok temu, a jak wiadomo zdobycze punktowe poszczególnych żużlowców były jednak mniejsze), przy czym spłacone mają być zaległości konieczne dla uzyskania licencji. Skład właściwie jest, bo podpisane zostały długoterminowe kontrakty. Co jednak z aneksami finansowymi? Co z posadą menadżera? Co ze szkółką? Nie wiadomo, bo kto ma to podpisać, skoro nie ma prezesa, a prokurent broni się rękami i nogami przed wdepnięciem w jakiś syf z tym związany. Póki co mają być decyzje dotyczące karnetów i w miarę szybka ich sprzedaż. Nie ma się co dziwić, w końcu są to konkretne pieniądze, a kibice mogą być bardziej skłonni do ich wydania w grudniu niż w trakcie sezonu…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *