Quo vadis niemiecki żużlu?

Przeczytałem artykuł na speedwaynews.pl dotyczący klubu z Landshut. Nie chcę odnosić się bezpośrednio do artykułu, ale raczej zebrać kilka myśli, wątpliwości i pytań które już jakiś czas temu przyszły mi do głowy, bo nijak nie potrafię zrozumieć sposobu funkcjonowania niemieckich klubów i próby ich zaistnienia w polskich ligach.

Pionierem niemieckiego żużla w kwestii startów w polskiej lidze były Wilki z Wittstock, które wystartował w rozgrywkach 2. ligi bodajże w 2020 roku. Klub z Brandenburgii wielkiej furory nie zrobił, ale jednak zaznaczył swoją obecność w rozgrywkach trzema zwycięstwami na własnym torze, pokonując m.in drużynę z Rzeszowa. Pamiętam jednak sytuację z próby rozegrania meczu rewanżowego w Rzeszowie, która miała być transmitowana w telewizji. Tor absolutnie nie nadawał się do jazdy z winy organizatora, a mimo to nie ogłoszono walkowera, nakazując Niemcom ponowne stawienie się w stolicy Podkarpacia dwa dni później. Wiem, pisano o opadach deszczu, ale ja byłem w Rzeszowie tydzień wcześniej na żenującym turnieju Grand Prix na długim torze i tak naprawdę ten finał w ogóle nie powinien był się odbyć. Nawierzchnia nie była związana, przesypywała się niczym piasek na plaży, a organizatorzy nie potrafili zapanować nad tym bałaganem. Skutkiem tego była przeciągająca się impreza i kilka wypadków. Mathieu Tresarrieu nawet nie wyjechał do wyścigu dodatkowego o srebrny medal! To był mój pierwszy wyjazd w pandemicznym roku. Liczyłem na fajne ściganie, a dostałem wielkie gówno. Czy cokolwiek mogło zmienić się przez tydzień? Nie. Brak walkowera był ewidentną kpiną z regulaminu, zwłaszcza że wcześniej ukarano walkowerem klub z Częstochowy. Cóż, w 2. lidze dało się wydymać Niemców i zmusić ich do jazdy na siłę wspomniane dwa dni później, żeby nie zamykać szans przed Stalą Rzeszów.

W 2021 roku pojawiły się już dwie niemieckie ekipy, czyli Wilki z Wittstock i Diabły z Landshut. Dwie skrajności, czyli profesjonalizm Bawarczyków i kompletny „mamtowdupizm” klubu z Wittstock. Landshut awansowało, a Wittstock po „uzyskaniu” zerowego dorobku nie dostało licencji na kolejne występy i zakończyło swoją przygodę z polską ligą. Mogę więc o nich w tym artykule już zapomnieć.

W 2022 roku klub z Landshut nawet w przypadku wygrania 1. ligi nie mógł oczywiście awansować do ekstraligi, bo nie pozwalały na to przepisy, a raczej główni sponsorzy ekstraligi. Polski oddział Canal+ i PGE nie miałyby przecież żadnego interesu w promowaniu klubu z regionu, w którym nie prowadzą swoich interesów. Wcześniej z tym ekstraligowym „folklorem” zderzyli się Łotysze, więc Niemcy wiedzieli na czym stoją jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek i sytuacja w tym temacie była jasna. Diabły dostały się do play-offów i tam w pierwszej rundzie zostały pokonane przez Wilki, ale te z Krosna.

Sezon 2023 był organizacyjnie na pewno rozczarowaniem dla klubu z Landshut. Canal+, zgodnie z komunikatami idącymi w świat, miał transmitować wszystkie mecze 1. ligi. Problem w tym, że o meczach rozgrywanych w Landshut jakoś zapomniał, czyli pewnie miał na to pełną zgodę PZM jako właściciela rozgrywek. Czy chciano pokazać Bawarczykom ich miejsce w szeregu? Nie wiem. Faktem jest, że pierwsze pięć pojedynków z Landshut nie miało swoich relacji telewizyjnych. W końcu jednak pojawiła się telewizja także tam – XI runda rozgrywek – 25 czerwca 2023 roku. Byłem na tym meczu. Jako podwykonawca pojawiła się telewizja Sabmar TV. Co jednak z wcześniejszymi spotkaniami? Zakładam, że sponsorzy klubu z Landshut też chcieli pojawiać się w relacjach telewizyjnych, podobnie jak sponsorzy polskich klubów.

Potem pojawia się informacja o przejęciu rozgrywek 1. ligi przez Ekstraligę Żużlową, co oznaczało brak miejsca w niej dla Niemców i Łotyszy z powodów wcześniej przytoczonych, czyli kwestii sponsorów ligi. Klub z Landshut pomimo formalnego utrzymania finalnie spada do niższej klasy rozgrywkowej. I co? Bawarczycy, pomimo utraty trzonu swojego składu decydują się na udział w czymś, co szumnie nazywa się Krajową Liga Żużlową. Miało być osiem drużyn, ale Kolejarz Rawicz odpadł, więc zostało siedem. Sporo zawirowań, więc klub z Landshut rezygnuje z karnetów, bo nie wiadomo ile będzie spotkań. I co? Zostały trzy tygodnie do startu rozgrywek, a nadal nie wiadomo czy będzie tam siedem drużyn, sześć czy może pięć.

Dlaczego pięć? Bo ogłoszone zostały problemy finansowe Grupy Azoty, co postawiło pod znakiem zapytania start Unii Tarnów. Ile będzie drużyn? Siedem czy może pięć? Niezależnie od efektu końcowego dwie z nich, czyli Niemcy i Łotysze, i tak nie mogą awansować. Jakaś paranoja.

W tym samym czasie liga niemiecka albo ogranicza się do jednej imprezy, albo ma cztery drużyny (2023 rok), albo składa się z… dwóch drużyn, jak ma to miejsce w tym roku po rezygnacji klubów z Brokstedt i Olching.

A co będzie z klubem z Landshut, jeśli Ekstraliga Żużlowa przejmie także rozgrywki najniższego szczebla?

Nie ukrywam, że kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie postępowanie niemieckich klubów, próbujących na siłę udowodnić swoją wartość w polskich ligach i zgadzających się na ewidentne traktowanie jako gorszy sort. Jest to dla mnie podwójnie niezrozumiałe w kontekście całkowitego upadku niemieckiej Bundesligi. Wychodzi na to, że w niemieckim żużlu muszą dziać się jakieś kompletnie niezrozumiałe rzeczy, jeśli Bawarczycy z Landshut wolą być popychadłem w Polsce niż występować w swojej lidze. Nie wróży to niestety dobrze rozwojowi speedwaya za naszą zachodnią granicą.

Teraz kolejna kwestia. Czy Landshut Devils mają prawo czuć się oszukani przed startem rozgrywek tegorocznej Krajowej Ligi Żużlowej? Skoro zgadzają się na udział i ponoszenie kosztów tylko po to, żeby Start Gniezno mógł awansować? Kto bogatemu zabroni?

Niemcy mają najwięcej torów klasycznych spośród europejskich krajów. Czy naprawdę nie można tam zorganizować centralnych rozgrywek z udziałem chociażby pięciu czy sześciu ekip? Jeśli jest to niemożliwe, to nie można odpuścić sobie Bundesligi i jako najwyższe rozgrywki uznać Speedway Team Cup z udziałem dziesięciu, dwunastu, albo nawet większej liczby klubów? Ewidentnie są tam jakieś kłótnie, czyli prowincjonalność w bardzo złym znaczeniu. Inaczej nie potrafię do tego podejść.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *