Filip Hájek w finale IMŚJ, czyli szkolenie w Czechach

FIM przyznał dzikie karty na cykl Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Wybór nie był chyba zbyt prosty, zważywszy że bezpośredni awans uzyskało aż pięciu Polaków, trzech Duńczyków i dwóch Brytyjczyków. Władze światowej federacji motocyklowej wybrały więc przedstawicieli tych narodowości, którym nie powiodło się w klasyfikacjach.

Tym sposobem, chyba dość nieoczekiwanie, szansę zaprezentowania się szerszej publiczności otrzymał Czech Filip Hájek. Zakładam, że znacznej większości polskich kibiców to nazwisko nie mówi zupełnie nic i chyba nie należy mieć z tego tytułu większych kompleksów. W ostatnich dwóch latach udało mi się obejrzeć kilka imprez żużlowych w Czechach, więc siłą rzeczy widziałem także wspomnianego żużlowca. W ubiegłym roku miałem okazję oglądać do Pilźnie, Brezolupach i Koprivnicy. Gdybym miał go w dwóch zdaniach określić, to… chyba nie potrafiłbym tego zrobić, bo on naprawdę niczym się nie wyróżniał nawet na tle zawodników prezentujących poziom daleki od polskiej drugiej ligi.

Dlaczego więc dostał dziką kartę w cyklu rangi mistrzostw świata? Skoro do IMŚJ dostali się przedstawiciele zaledwie pięciu narodowości (Rosjanin Gleb Czugunow w sobotę doznał bardzo poważnej kontuzji i na pewno nie pojedzie w dwóch z trzech finałów), to trzeba było obdarzyć tym prezentem zawodników z innych krajów. W przypadku Filipa Hájka sprawa była o tyle prosta, że zajął on piąte miejsce w rundzie kwalifikacyjnej w Libercu, czyli był pierwszym wśród tych, którzy nie awansowali. Do tego z kompletami punktów wygrał obie tegoroczne rundy Indywidualnych Mistrzostw Czech Juniorów. Życzę temu chłopakowi, żeby w finałach pokazał się z jak najlepszej strony, ale mam świadomość, że każdy zdobyty przez niego punkt na jakimkolwiek przeciwniku będzie jego olbrzymim sukcesem. Wydaje mi się, że mimo wszystko w stosunku do ubiegłego roku uczynił pewien postęp i jeździ nieco skuteczniej.

Problemem przed jakim stają nasi południowi sąsiedzi w temacie żużla jest dramatycznie mała liczba juniorów oraz poziom, który jest przez nich reprezentowany. W ubiegłym roku 21 lat skończyli najlepsi przedstawiciele formacji młodzieżowej, czyli Eduard Krčmář, Zdeněk Holub oraz Michal Škurla, choć ten ostatni jest znany pewnie 5% polskich kibiców. W starciu z nimi Filip Hájek był właściwie bez szans. Zresztą ma już 21 lat i obecny sezon jego ostatnim w gronie młodzieżowców. Wydawało się, że rolę lidera przejmie Patrik Mikel, ale ten już 20-letni dziś chłopak jakoś nie sprawdza się w imprezach indywidualnych. Stałe postępy czyni natomiast Jan Kvěch, będący aktualnie najskuteczniejszym juniorem w cyklu seniorskim Indywidualnych Mistrzostw Czech. Warto przyglądać się także młodziutkiemu chłopakowi, który nazywa się Petr Chlupáč i w ubiegłym roku ścigał się jeszcze na motocyklach o pojemności 250ccm. I to są właściwie wszyscy młodzi Czesi potrafiący ścigać się w lewo. Są jeszcze co prawda 20-letni Pavel Čermák oraz Josef Novák, ale to jest tylko poprawianie statystyk.

Czesi weszli aktualnie w bardzo słaby okres w temacie juniorów, ale to nie oznacza, że szkolenie stoi tam w miejscu. Mają tę przewagę nad nami, że sami produkują motocykle o pojemności 125 ccm marki Shupa. Chłopacy jeżdżący na motocyklach o pojemności 250ccm wypełniają wolne miejsca w zawodach z cyklu IM Czech Juniorów. Dajmy im jeszcze kilka lat, a jest spora szansa, że czeski żużel znów pokaże nam kilka młodych talentów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *