Mistrzostwa Piotra Protasiewicza

Pożegnanie znanego zawodnika, mocna obsada. Wydawało się, że może być całkiem fajne ściganie, a tymczasem… Cóż, mam nadzieję, że najsłabszą imprezę w tym roku mam już za sobą. Trochę podobnie jak w ubiegłym roku po finale MPPK w Poznaniu.

Poszedłem w sobotę na stadion, choć wahania były bardzo długie ze względu na pogodę. Bilety kupiłem dopiero niespełna dwie godziny przed zawodami, gdy szansa na ich rozegrania była spora. Pogoda rzeczywiście nie rozpieszczała organizatorów, bo padało w piątek, popadało trochę także sobotę. Temperatura kręciła się ok. 12°C, do tego momentami mocno wiało. Nie wiem czy tylko to sprawiło, że tor był, na tyle przyczepny, że zdarzały się sytuacje, gdy niektórzy zawodnicy mieli problem ze złożeniem się w łuk.

Generalnie turniej pod znakiem jazdy gęsiego. Na początku pierwsze pole startowe zdominowało przebieg wyścigów. Wygrał z niego nawet Luke Becker, który potem zupełnie nie istniał. Trochę emocji było, gdy startował Bartosz Zmarzlik, bo mieliśmy mijankę w IV biegu po ataku na tyle odważnym, że jego nowy kolega klubowy chyba wolał zachować w miarę bezpieczny dystans.

Widać było, że zawodnicy miejscowego klubu pierwszy raz spotkali się z tak trudną nawierzchnią i nie bardzo mieli pomysł jak sobie z nią radzić. Ustawienia z treningów zupełnie się nie sprawdziły, więc mają jakieś większe pojęcie o własnym torze, choć jeszcze nie wiadomo czy udało im się wyciągnąć dobre wnioski. Wydaje się, że najlepiej czuli się tutaj zawodnicy Motoru Lublin oraz Emil Sajfutdinow, który po uślizgu w swoim pierwszym biegu, potem poszedł z ustawieniami w dobrą stronę.

Na koniec jeszcze moje obserwacje dotyczące toru. Równanie nawierzchni co dwa biegi od drugiej serii początkowo przynosiło efekt taki, że zachowywał się gorzej niż przed równaniem. Nie jestem przekonany, że te równania i ubijanie polewaczką rzeczywiście były potrzebne, ale sędzia zarządził, więc trzeba było. Ktoś wpadł na pomysł, żeby potem ciągniki pracowały odwrotnie, czyli jechały „pod prąd” i zaczynały pracę od krawężnika, zwożąc nawierzchnię w stronę bandy. W tym samym czasie polewaczka ubijała pas kilku metrów od krawężnika. Efekt tych prac był dużo lepszy,  bo zawodnicy mogli napędzać się trochę szerzej, niekoniecznie jadąc przyczepnym pasem prze krawężniku, z którym wielu sobie nie radziło. Tor pewnie z czasem też trochę przesechł i można było nieco przyspieszyć przebieg zawodów. Z czasem zrobiło się jednak dużo chłodniej, zaczął wiać zimny wiatr i po czterech seriach dałem sobie spokój z oglądaniem.

Myślę, że w klubie odpowiednie osoby powinny zwrócić uwagę na pierwszy łuk, są miejsca gdzie nawierzchnia jest powyżej krawężnika, a jest takie, gdzie krawężnik jest wyżej od nawierzchni, a przynajmniej tak to wyglądało z mojego punktu widzenia.

Kibice na trybunach, pomimo długich przerw, bawili się całkiem dobrze, tylko chyba niepotrzebne były gwizdy, gdy na torze pojawiali się Patryk Dudek i Emil Sajfutdinow. Generalnie jednak tego typu zawody, to nie jest już moja bajka i chyba nieprędko wrócę na zielonogórski stadion, na zawody inne niż młodzieżowe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *