Niby zgodnie z oczekiwaniami

Mamy za sobą kolejny etap zbliżający nas do decydującej fazy rozgrywek. Wiadomo już, że dzięki zwycięstwu na własnym torze PGE Marma walczyć będzie w szóstce. O ostatnie miejsce wciąż rywalizować będą Wrocław i Tarnów, choć patrząc na ich ostatnie mecze można mieć wrażenie, że liczą raczej na słabość rywala.

Kiedy zobaczyłem skład Sparty, to zacząłem się zastanawiać nad sensem ich występu w Rzeszowie. Nie znam przyczyny absencji Dennisa Anderssona. Jechał we wtorek w Szwecji, a już w środę był zastępowany w lidze angielskiej. W każdym razie na pewno jego brak miał swój udział w tak wysokiej przegranej gości. Nie będę wciskał, że zdobyłby komplet, ale na pewno przy dobrym starcie, a takim dysponuje, mógłby kilka ważnych „oczek” do mety dowieźć. Tymczasem pojawienie się w zestawieniu Maksima Łobzenki i Lasse Bjerre jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji spisało wrocławian na straty. O ile początek był dość pozytywny, to w drugiej części zabrakło już armat. Jeden Maciej Janowski nie jest w stanie stawić oporu równo punktującym rywalom. Trudno powiedzieć, że rzeszowianie pokazali coś niesamowitego. Mieli Jasona Crumpa, który tym razem był bezbłędny, potem dwóch solidnych Brytyjczyków i Rafała Okoniewskiego, natomiast reszta nic ciekawego nie pokazała. Na tle gości „Żurawie” były jednak zdecydowanie równiejszą ekipą i zasłużenie wygrali, zapewniając sobie tym samym awans do szóstki. Z kolei Sparta podeszła bardzo dziwnie. Wygląda na to, jakby wrocławianie nie byli do końca świadomi, że muszą przecież wygrać jeszcze jeden mecz, a gdzież szukać punktów, jak nie w rywalizacji z bezpośrednim rywalem. Tymczasem było bardzo słabo. Poza kilkoma dobrymi startami tak naprawdę niczym więcej nie dysponowali. Może wrocławianie stawiają wszystko na jedną kartę w meczu u siebie z Unibaksem, albo w Tarnowie. Oj, mogą się mocno zdziwić.

Na marginesie tego meczu dodam, że mocno rozbawił mnie komentator TVP Sport Robert Noga, który był mocno zaskoczony postawą L. Bjerre, według niego czołowego zawodnika brytyjskiej Premier League. Otóż, ten młody Duńczyk ma na Wyspach 49. średnią, a na wyjazdach legitymuje się porażającą średnią 0,300. Coś się panu Robertowi pomyliło.

Najciekawiej miało być w Lesznie i rzeczywiście było. Wciąż mówi się o „Bykach”, że są mocno osłabione. Fakt, że trzech zawodników jest kontuzjowanych, ale z drugiej strony bez tych osłabień leszczynianie na pewno nie pojechaliby tak dobrze we Wrocławiu, a i wczoraj przecież zastępujący zawodnicy zdobyli przecież 11 punktów. Jestem mocno ciekawy jaki kontrakt podpisał z Unią Edward Kennett. Wygląda na to, że trochę niekorzystny dla drużyny. Skoro Anglik po dwóch zerach jest nadal wystawiany i po kolejnych dwóch jedynkach (w tym jedna na juniorze Unibaksu) jest jeszcze na dodatek desygnowany do biegu nominowanego, to świadczyć może o dziwnych zapisach w umowie między klubem, a zawodnikiem. Adam Skórnicki przy czterech punktach na koncie został wycofany z ostatniego programowego wyścigu, a dwaj juniorzy Unii zdobyli odpowiednio 4 i 5 „oczek”. Szczególnie Kamilowi Adamczewskiemu należał się w nagrodę dodatkowy wyścig i kto wie czy ten młody chłopak przy dobrym starcie nie dowiózłby do mety jednego punkciku na wagę zwycięstwa.

Pierwszy tak przeciętny występ w Lesznie zanotował Janusz Kołodziej. Dwukrotnie został przywieziony na 1:5, a po niekorzystnym pierwszym łuku nie był  wstanie nic już zdziałać. Piszę o tym, bo do tej pory „Smok” był jedynym obiektem, na którym „Kołdi” prezentował się w miarę podobnie jak w roku ubiegłym. Na pewno jego zdobyczy zabrakło. W chwili obecnej Unia, to przede wszystkim Jarosław Hampel. Reszta jest tak nieprzewidywalna, że trudno opierać na nich jakąś strategię. Troy Batchelor zakręcił się koło 10 punktów, ale w trzech biegach z jego udziałem leszczynianie przegrali, a jedyne zwycięstwo było odniesione na kontuzjowanym Rune Holcie i początkującym juniorze. Zresztą w ostatnim biegu miałem wrażenie, że Adrian Miedziński robił wszystko, żeby nie wygrać z Australijczykiem. Dziwne to, że reprezentant Polski nagle zapomniał jak się w Lesznie jeździ. Taka teoria spiskowa. Po prostu skojarzyło mi się z meczem Falubazu na „Smoku”, gdy w ostatnim wyścigu też gościom jakby czegoś zabrakło.

Oglądając ten mecz miałem jeszcze jedną obserwację i pewnie nie ja jedyny. Kiedy widzę jak Rune Holta z dużą trudnością trzyma się na motocyklu, to zastanawiam się jakim jest on wzmocnieniem dla swojej drużyny? Przegrane biegi z K. Adamczewskim czy A. Skórnickim chwały mu nie przynoszą, a warto także zaznaczyć, że popularny „Rysiek” w całym meczu pokonał tylko jednego zawodnika  gospodarzy – pogubionego, jak większość Anglików na leszczyńskim obiekcie, Edwarda Kennetta. Jeśli dodamy kolejny fatalny występ w cyklu SGP, gdzie zajął ostatnie miejsce z jednym punkcikiem, to aż ciśnie się na usta (albo na klawiaturę) pytanie: po co? Czy nie lepiej byłoby poddać się jednak operacji i wyleczyć kontuzję, niż bezsensownie narażać się na jej pogłębienie? W chwili obecnej mamy ponad miesięczną przerwę w cyklu, ale z drugiej strony wskutek słabszej postawy za Holtę torunianie nie mogą stosować pełnego zastępstwa zawodnika. Ciężko powiedzieć co zrobią działacze i sam zawodnik. Jeśli nadal będzie występował, to na pewno kontuzji nie wyleczy i ani nie utrzyma się w cyklu SGP (traci już 16 punktów do bezpiecznego ósmego miejsca), ani nie wspomoże swojej drużyny w ligowych zmaganiach. O ile jeszcze na gładkim, twardym torze pewnie jakoś sobie poradzi, to przecież z góry wiadomo było, że w Lesznie czeka go przeprawa na przyczepnej i na pewno niespecjalnie równej nawierzchni.

Przez jakiś czas zapowiadało się na niespodziankę w Gorzowie. Stal po dziewięciu biegach remisowała z ostatnią w tabeli drużyną z Tarnowa. Wtedy wśród gości zupełnie rozsypał się kapitan Sebastian Ułamek. To nie pierwszy raz, gdy po dobrym początku nagle następuje totalna niemoc. Gospodarze wygrali przede wszystkim dzięki przewadze juniorów. „Jaskółki” mają obecnie tylko dwóch zdrowych młodzieżowców, a raczej młodych ludzi posiadających licencję. Ciężko w takich warunkach z dość sporymi dziurami wśród najstarszych seniorów liczyć na sukces. S. Ułamek i Bjarne Pedersen zdobyli w sumie tylko 10 „oczek” i w zasadzie gdyby nie oni, to gorzowianie mogliby mieć dużo cięższą przeprawę. Od tak doświadczonych żużlowców można na pewno wymagać więcej niż tylko wygrywania z juniorami i słabiutkim Arturem Mroczką. Aż ciężko uwierzyć, że Ułamek w pierwszym starcie pokonał Tomasza Golloba. A co potem? Najwyraźniej tor się zmieniał, a Seba został w czarnej d…

Wśród „Jaskółek” nie ma zawodników wybitnych. Jest pięciu solidnych seniorów i dwóch juniorów z reguły uzupełniających skład. Wszyscy muszą więc pojechać co najmniej przyzwoicie, żeby był sukces. Jeśli zawiodą dwa ogniwa, to nie ma już fizycznie kim tej dziury załatać. Trochę głupio, że mając taką szansę, jednak tarnowianie nie wykorzystali możliwości powalczenia o lepszy wynik. Pewnie nastawiają się głównie na pojedynki u siebie. Niby dobra strategia. Pod warunkiem, że Unibax wygra we Wrocławiu.

Mniej przewidywalne rzeczy działy się za to w niższych ligach. Kto by się spodziewał, że w meczu na szczycie po XI biegu będzie 46:19, a w Poznaniu dojdzie do totalnej kompromitacji gospodarzy, którzy przegrali z Orłem Łódź? W drugiej lidze KSM Krosno podejmując lidera z Ostrowa wygra, a przecież tydzień wcześniej „Wilki” przegrały z tym samym rywalem 74:16.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *