Norweska liga 1. Divisjon – 1. runda w Elgane

W ramach odwiedzania żużlowych obiektów, tym razem udało się polecieć do Norwegii, gdzie rozpoczęła swoje rozgrywki miejscowa liga 1. Divisjon. Jechaliśmy tutaj właściwie w nieznane, bo oprócz założonej trasy, noclegów i innych kwestii logistycznych nie mieliśmy pojęcia jak wygląda ten kraj, drogi, nie mówiąc już o miejscowych torach i jakości żużla.

Norwegia jest dość egzotycznym kierunkiem, jeśli chodzi o speedway, choć w Polsce, Anglii, Danii i Szwecji pojawiają się Lasse Fredriksen, Mathias Pollestad, Espen Sola, Truls Kamhaug czy Glenn Moi. Zapewne oprócz dwóch juniorów startujących w Polsce, reszta jest znana wyłącznie pasjonatom żużla w naszym kraju. Niemniej jednak norweski żużel działa i wypuszcza w świat co kilka lat jednego lub dwóch zawodników.

Zawody rozpoczęły się od turniejów w klasach 50cc i 85cc, przy czym w pierwszej z nich startował jeden chłopak i oczywiście wygrał z kompletem punktów. W drugiej z klas mieliśmy pięcioro młodych żużlowców, którzy ścigali się w pięciu wyścigach i przyznam, że trzech chłopaków prezentowało się naprawdę ciekawie, przy czym żaden z nich nie odstawał od reszty. Ogólnie ta część, która zajęła prawie godzinę (zgodnie z przyjętym harmonogramem) pozwoliła przede wszystkim poobserwować zachowanie młodych zawodników i ich pomocników w parkingu. A tam wszystko odbywało się tak, jak dzieje się to w dorosłym żużlu – nie było czasu na żarty, po wyścigu rozmowa, sprawdzenie pól startowych w kolejnym wyścigu, zmiana pokrowca, czyli pełna profeska. Zresztą jedyny uczestnik zawodów w klasie 50cc, za każdym razem startował z innego pola i oczywiście w innym kolorze kasku. W końcu był to oficjalny turniej norweskiej federacji. Tor dla młodych żużlowców znajdował się wewnątrz „dorosłego owalu”, miał własną maszynę startową i całkiem fajną geometrię z wyraźnie podniesionymi łukami.

Obsadę zawodów poznałem dopiero po przybyciu na stadion i okazało się, że w składzie jest tylko ostatni z przedstawionej wyżej listy, czyli Glenn Moi. Elgane jest jego torem domowym, w niemalże dosłownym znaczeniu. Spośród sześciu istniejących w kraju fiordów ośrodków, pięć wystawiło swoje składy, dzięki czemu do prezentacji wyszło czternaścioro zawodników. W każdej z drużyn powinno startować po trzech zawodników, przy czym dwóch z nich miało w programie po sześć biegów, a jeden – cztery biegi (dwa razy mógł startować dodatkowo jako rezerwowy). Taka kombinacja w sumie dawała nam dwadzieścia wyścigów. Rozpiętość wiekowa była całkiem spora, umiejętności bardzo różne, ale na pewno ta sama pasja i chęć jazdy na motocyklu żużlowym.

Pierwsze dwa wyścigi bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie poziomem, a w 1. biegu były nawet mijanki. Potem bywało różnie, bo też umiejętności były różne, a i sprzęt czasem odmawiał posłuszeństwa. Nie będę opisywał zawodów, bo ani konkretne biegi, ani końcowe wyniki nie są tutaj najważniejsze. Widać, że w parkingu spotykają się ludzie, którzy chcą wspólnie pojeździć na żużlu. Jest oczywiście chęć zwycięstwa, która czasem zostaje przypłacona upadkiem, ale generalnie żużlowcy nie ryzykują powyżej swoich umiejętności i możliwości.

Warto na pewno wspomnieć o torze i stadionie. W czasach, gdy nawet nie marzyłem o wyjazdach, obiekt w Elgane był jedynym znanym mi miejscem w Norwegii, gdzie zawodnicy ścigali się w lewo. Aktualnie, po dłuższej przerwie, obiekt znów ma homologację międzynarodową, jako jedyny w kraju. Kibice mają możliwość zajęcia miejsc siedzących na pierwszym łuku i przeciwległej prostej, a prosta startowa i drugi łuk, dają możliwość oglądania zawodów na stojąco. Przy prostej startowej znajduje się spory budynek klubowy i można pooglądać zawody z jego dachu, czyli z poziomu pierwszego piętra. Trzeba jednak uważać, bo przy wysokich temperaturach dłuższe przebywanie tam może być mocno odczuwalne.

Sam tor jest bardzo krótki – mierzy zaledwie 286 metrów, ale nie to jest w nim najtrudniejsze. Ukształtowanie jest takie, że żużlowcy, w zależności od miejsca, jadą albo pod górę, albo z górki. Najbardziej newralgicznym punktem wydaje się być wejście w drugi łuk, bo jest tu niecka, a resztę łuku jedzie się pod górę. Utrata prędkości lub niepewne przejechanie tej części toru powoduje dużą stratę. Generalnie większą wartość ma tutaj technika i umiejętność przejechania płynnie czterech kółek niż wielka szybkość motocykla. Po wejściu na tor widać całkiem spore nachylenie toru z wypłaszczeniem pod bandą.

Tor żużlowy jest częścią większego kompleksu, którego głównym elementem jest tor motocrossowy. Całość znajduje się w pewnej odległości od miejscowości Elgane, a dojazd do tego miejsca ułatwiają prowadzące tutaj drogowskazy.

Na trybunach nie było zbyt wielu kibiców, a sporą część stanowili Polacy. Wstęp na imprezę był darmowy. Na miejscu można było kupić coś do zjedzenia, ale – ze względu na norweskie przepisy – nie można na zawodach kupić piwa. Program zawodów jest wydrukowany na kartce i, co ciekawe, zawiera informację dotyczącą rekordu toru. A rekordzistą tutaj jest Rune Holta, który przejechał cztery okrążenia w czasie 56,83 s. A było to… 16 września 2001 roku.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *