Posiadający Gwiazdy (ale) Ewidentnie marny Rzeszów

Nawiązując do wpisu z poprzedniego tygodnia chciałbym się krótko zastanowić, jaki jest cel udziału w ekstralidze zespołu z Rzeszowa. Może pytanie jest głupie, bo w zasadzie każda z drużyn chce wygrywać i pod koniec sezonu odbierać medale, najlepiej złote. Śledząc jednak od jakiegoś czasu poczynania samych zawodników, jak i szefostwa klubu mam wątpliwości czy rzeczywiście chodzi tam o chęć zdobycia mistrzostwa.

Najogólniej rzecz ujmując działalność sponsoringowa w sporcie może mieć dwa cele: biznesowy, tzn. chęć promowania marki lub firmy (reklama) lub taki trochę sentymentalno-patriotyczny (chodzi o lokalny patriotyzm), czyli wspomaganie drużyn z własnego regionu. Przez wiele lat mojej obecności na trybunach byłem świadkiem wielu postaw zarówno pojedynczych osób, jak również podmiotów gospodarczych. Byli tacy, którzy poświęcali swój czas i pieniądze, bo chcieli coś zrobić, a byli tacy, którzy traktowali sponsoring wyłącznie jako kolejną formę umowy handlowej, mającej swój początek i koniec i jak każda tego typu transakcja, była ona pozbawiona sentymentów. Trafiali się jeszcze ludzie, nie dający nic finansowo, ale znający tych, którzy pieniądze mają. Ich interesem było najczęściej poparcie w wyborach. Każda z tych form jest w potrzebna i może dać klubowi odpowiednie zaplecze organizacyjno-finansowe. Co ten wstęp ma wspólnego z rzeszowskim klubem? Nie potrafię powiedzieć jaki jest cel jego działania.

Od kilku lat speedway nad Wisłokiem kojarzy się z panią Martą Półtorak, która zainwestowała (jeśli płacenie na żużel można nazwać jakąkolwiek inwestycją) w ten klub spore pieniądze, a tym samym stworzyła finansowe podstawy najpierw do awansu, a potem także do funkcjonowania w ekstralidze. I chwała jej za to. Nie byłem nigdy na stadionie w Rzeszowie i nie wiem jakie jest zdanie miejscowych kibiców, ale wiem, że oprócz pieniędzy i dobrych żużlowców liczy się coś jeszcze – historia klubu, logo, wychowankowie, atmosfera, a ta działka została jakby mocno pominięta. Próżno w nowym logo szukać „Żurawia”, nie ma nazwy „Stal”, nie mają lekko wychowankowie, spośród których tylko Maciej Kuciapa ma w miejsce w składzie. Wszystko robione tak, aby starszych kibiców zniechęcić, a zbudować nowy sztuczny twór mający… No właśnie nie wiem co mający.

Na dzień dzisiejszy PGE Marma nie ma już szans ani na medale, ani na spadek. I tak jest od kilku dobrych lat. Można powiedzieć, że ta drużyna jest solidnym ekstraligowcem, ale powiedzmy sobie szczerze, że taka nijakość przekłada się na zainteresowanie kibiców. Ostatnio na stadionie pojawia się ok. 5 tys. ludzi, co nie jest wielkim osiągnięciem i raczej nie świadczy dobrze o atmosferze wokół klubu. Bo czy może być większe upokorzenie dla fanów niż przegrana u siebie z lokalnym rywalem i nie podjęcie walki w rewanżu? A przecież skład drużyny naprawdę jest solidny. Jeśli wierzyć medialnym doniesieniom Jason Crump jest najlepiej zarabiającym żużlowcem w Polsce (co niekoniecznie ma przełożenie na jego wartość sportową w naszej lidze), do tego bardzo solidny (i zapewne nietani) Grzegorz Walasek oraz doświadczeni pozostali seniorzy. Dlaczego jadąc jak równy z równym przez jedenaście biegów, rzeszowianie przegrywają w Zielonej Górze ostatnie cztery biegi w stosunku 8:16 przy fatalnej postawie wspomnianego Australijczyka? Potem przegrane derby u siebie i na wyjeździe (znów słaby Crump). Dół straszny, ale następuje nagłe otrząśnięcie się i wygrana w Częstochowie oraz pokonanie Falubazu u siebie (bez Crumpa). Gdy wydawało się, że drużyna pójdzie za ciosem nadchodzi porażka w Bydgoszczy. Mecz o wszystko zostaje oddany bez walki. Nie rozumiem takiego podejścia.

Lider drużyny Grzegorz Walasek po dwóch wygranych biegach w Bydgoszczy nagle notuje zanik skuteczności i w czterech pozostałych biegach przywozi dwa „oczka”, a swój spadek formy kontynuuje w Toruniu, gdzie w pięciu startach tylko raz wygrywa z zawodnikiem gospodarzy. Nie wierzę w tak nagłe załamanie. Śmierdzi to na odległość zbijaniem KSM-u. Tak się omija bzdurne przepisy, ale powiedzmy sobie otwarcie, że w ten sposób kończy się sezon tylko wtedy, gdy całoroczny wysiłek ograniczył się wyłącznie do zarobionych pieniędzy. Nie wierzę w to, że zawodnicy nie mają ambicji sportowych. Mają, bo bez tego cała zabawa nie daje satysfakcji. I tak właśnie według mnie wygląda ten klub – pozwala zarobić spore pieniądze, ale jednocześnie skazuje zawodników na brak drużynowych sukcesów sportowych. Także Rafał Okoniewski w lidze jedzie słabiej, a jednocześnie zostaje indywidualnym wicemistrzem Polski. Jason Crump zapowiada, że zostanie, jeśli otrzyma takie same warunki, bo chyba jest świadomy, że nigdzie podobnych nie dostanie.

Jaki może być wniosek z mojego wywodu? Nie mam pojęcia. Zastanawiam się po co ładować pieniądze na sport i odpuszczać w najważniejszym momencie? Po co podnosić klub z kolan, a jednocześnie robić wszystko, żeby zniechęcić kibiców? Jest w Rzeszowie całkiem spory potencjał, jeśli chodzi o fanów, bo speedway jest tam obecny od dawna, więc tradycja jest tam mocno zakorzeniona. Windowanie zarobków żużlowców to psucie rynku i samych zawodników, a co za tym idzie wydawanie coraz większych pieniędzy na kontrakty. Poza tym do armii zaciężnej potrzeba dobrego „zarządcy”, a Dariusz Śledź, przy całym szacunku, chyba jest trochę za słaby zarówno taktycznie, jak i motywacyjnie.

Jeżeli więc duże pieniądze nie niosą za sobą efektów, to żaden z dwóch podanych na początku powodów ich wydawania nie ma tutaj zastosowania. O co więc chodzi? O zabawę? O cele osobiste? Mam jeszcze parę pomysłów, ale nie odważę się ich tutaj napisać, bo nie mam żadnych dowodów. Póki co „Ginger” zbija kasę, „Walas” zbija KSM, a reszta zbija bąki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *