Cud kontra rzeźnia

Zbliża się weekend, więc coraz mniej czasu pozostaje do rozpoczęcia decydującej batalii o medale. O ile pierwszy niedzielny półfinał gwarantuje emocje, bo wartość sportowa drużyn jest zbliżona, to o meczu w Gorzowie ciężko powiedzieć, że będzie wyrównanym pojedynkiem. Patrząc na składy Stali i Falubazu wręcz bije po oczach niewyobrażalna przepaść pomiędzy tymi dwoma drużynami. Czy mimo wszystko zielonogórzanie mają szansę na finał? Teoretycznie oczywiście tak, wszak to sport, ale z praktyką może być w tym przypadku trochę gorzej.

Sami zielonogórzanie są świadomi, że na polu czysto sportowym ich szanse w Gorzowie są mocno ograniczone. Rozpoczęli więc już na tydzień przed meczem kampanię przeciwko złemu torowi. Szkoda, że tak późno. Być może udałoby się na ten cel pozyskać jakieś środki unijne. Projekt „Poprawa niebezpiecznej nawierzchni toru na Zawarciu” miałby szansę realizacji. Tak na serio, to cóż innego mogą zrobić? Pozostaje pole do popisu dla menadżera-motywatora albo… próba rozdrażnienia rywali przez wymuszenie zmiany charakterystyki tamtejszej nawierzchni. Rafał Dobrucki porównał tamtejszy tor do rzeźni, więc wytoczono całkiem spore działa, bo przecież po wypadku właśnie na torze stadionu im. Edwarda Jancarza zakończył karierę. Inną zupełnie sprawą jest to, że na przestrzeni kilku lat jakość przygotowywania areny dla żużlowców w Gorzowie zmieniła się diametralnie i jest ściśle związana z zatrudnieniem tam Czesława Czernickiego. Dzieło CzeCze w dużej mierze kontynuuje niestety Piotr Paluch. Póki co Stal nie ma z tego tytułu żadnych korzyści, bo jeden brązowy medal przy tak dużych nakładach finansowych i organizacyjnych jest zdecydowanie porażką systemu.

Aby przeciwdziałać zarzutom zielonogórzan, gorzowianie na swój koszt poprosili o delegowanie na mecz obserwatora. To nie wystarczyło oczywiście przeciwnikom, którzy, zgodnie z regulaminem, zażądali powołania Jury Zawodów. Tak na dobrą sprawę nie wiadomo jak działa to ciało, bo… do tej pory było jedynie regulaminową możliwością, z której nikt nie skorzystał. Przeczytałem art. 27 Regulaminu Zawodów Motocyklowych na Torach Żużlowych, który w czternastu punktach określa rolę Jury Zawodów i wygląda na to, że Jury Zawodów jest supersędzią w trzech osobach (przewodniczący Jury – wyznaczony przez Ekstraligę Stanisław Bazela, delegat GKSŻ – wyznaczony przez PZM Andrzej Polkowski oraz sędzia zawodów – wyznaczony przez Ekstraligę Leszek Demski), a do podjęcia decyzji wystarczy zwykła większość głosów. Główna różnica polega na konieczności pierwszego posiedzenia już na cztery godziny przed zawodami, a nie dwie, jak to bywa w standardowym przypadku. Zobaczymy jak to zadziała. Gospodarze nie mają się czego bać, bo przecież nawet Jury Zawodów nie może im nakazać przyjeżdżania z tyłu stawki.

Gospodarze mają dwa wyjścia: przygotować tor tak jak robili to wcześniej i wygrać wysoko lub zrobić nawierzchnię obiektywnie dobrą, wytrącając zielonogórzanom z ręki ich główny argument, i… wygrać równie wysoko. Bo czy rzeczywiście sposób przygotowania nawierzchni będzie decydować o tym, która drużyna jest lepsza? Wątpię. Niezależnie od warunków faworytami są gorzowianie. Wystarczy spojrzeć na składy. Czy Rune Holta, Krzysztof Jabłoński lub Jonas Davidsson mogą im w jakiś sposób zaszkodzić? Chyba tylko tym, że gorzowski księgowy złapie się za głowę, gdy jego zawodnicy wystawią faktury. Żeby było śmieszniej Falubaz strzelił sobie w kolano stosując w pierwszym meczu „zz” za Andreasa Jonssona i tym samym pozbywając się na własne życzenia swojego lidera, który jest już zdolny do jazdy w rewanżu. Myślałem, że w tym klubie są jednak trochę mądrzejsi ludzie i przewidzą rozwój wydarzeń. Co zyskali w pierwszym meczu na zastosowaniu tego rozwiązania? Cztery punkty, z tego jeden na początkującym Łukaszu Kaczmarku. Zobaczymy co będzie dalej.

Zastanawiać może obecność w składzie gości Jonasa Davidssona i to jeszcze w parze z juniorem. Szwed jest obecnie tak słaby, że nie nadaje się nawet do udziału w treningach. Po co więc znalazł się w zestawieniu na najważniejszy mecz sezonu? Patrząc na jego ostatni występ w Zielonej Górze najprościej byłoby to wyrazić krótko i zwięźle: „po ch…”. W meczu raczej nie wystartuje. Albo więc będzie na niego zmiana, albo zastępstwo zawodnika. Z tym, że to drugie rozwiązanie postawiłoby Rafała Dobruckiego w bardzo niekorzystnym świetle, bo Jonas we wtorek jechał w swojej macierzystej lidze i nikt nie słyszał do tej pory o jego kłopotach ze zdrowiem. Skoro zielonogórzanie tak dbają o regulaminową czystość półfinału, to sami też powinni być w porządku. Kto może go zastąpić? Łukasz Jankowski, Patryk Dudek lub Kacper Rogowski. Przy obecnym zestawieniu niemożliwe jest wstawienie tam AJ’a, bo KSM drużyny byłby za wysoki. Można pojechać bez zastępstwa zawodnika, tylko po co wtedy stosowanoby „zz” w pierwszy meczu? Nasuwa się wcześniej zaproponowana, choć niezbyt kulturalna odpowiedź. Wierzę, że jest w tym wszystkim jakaś koncepcja. Co prawda nie wiem jaka, ale czy to ważne?

Jeśli mam wyrazić swoje zdanie, to siła zielonogórzan jest taka, że pozostaje im wiara w cud. Jest jeszcze jedno wyjście, ale wymaga współpracy ze strony zawodników Stali. Bo czy Falubaz może awansować do finału bez pomocy rywali? Niestety, chyba nie. Najśmieszniejsze jest to, że gorzowianie już kilka razy pomogli sąsiadom zza miedzy i w zawalaniu najważniejszych meczów mają całkiem spore doświadczenie. Tak zupełnie na serio, to przewiduję dwa rozwiązania: albo goście będą mieli problem z przekroczeniem magicznej bariery 30 punktów, albo… wygrają. Wszystko zależeć będzie od postawy żużlowców Stali, bo tu jest klucz do zagadki.

Mam nadzieję, że główną postacią półfinału nie okaże się sędzia Leszek „Palisprzęgło” Demski. Przydomek przyznałem mu po ostatnim meczu w Tarnowie, gdzie nie oszczędzał motocykli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *