Kolejarze zdemolowali Lokomotywę

Dziś udałem się do Opola, które było pierwszym celem mojego wyjazdu. Spodziewałem się, że gospodarze pokonają rywali z Łotwy, ale nie myślałem, że mecz będzie tak jednostronny. Goście „zdobyli” tylko 22 punkty, przy czym opolanie mieli dwa defekty na podwójnym prowadzeniu. Nie ma specjalnie o czym pisać sportowo, więc zajmę się trochę innymi kwestiami.

Zawody rozgrywane były bardzo szybko, bowiem prognozy zapowiadały zbliżające się opady. Z tego powody sędzia zdecydował, że nie będzie prezentacji, a zawodnicy punktualnie w południe wyjechali do pierwszego wyścigu. Zanim jednak żużlowcy stanęli pod taśmą, spiker prowadzący komentarz opowiadał różne rzeczy, przede wszystkim wychwalając pod niebiosa prezesa klubu i właścicieli firm będących sponsorami tytularnymi. Wiadomo, bez pieniędzy niewiele można w żużlu zdziałać, więc o sponsorów należy dbać. Jednak spiker pokusił się o komentarz (zaznaczając, że jest to jego prywatne zdanie), w którym stwierdził, że cieszy się, iż do finału nie awansował sztuczny twór z Rawicza. I tutaj się zdziwiłem, bo jak się popatrzy na skład Kolejrza Opole, to ta „drużyna” jest właściwie filią Włókniarza Częstochowa, czyli tworem równie sztucznym, jak ten rawicki. Sztucznych tworów jest zresztą u nas więcej. Zaliczyłbym do nich jeszcze Motor Lublin czy Wilki Krosno, bo jak inaczej nazwać ekipy nie mające w składzie ani jednego wychowanka? Z drugiej strony jedynym klubem jadącym w kilku meczach wyłącznie wychowankami jest Lokomotiv Daugavpils. W ekstralidze rekordzistą był Falubaz, któremu zdarzyło się mieć w tegorocznym składzie meczowym aż sześciu wychowanków, a w I lidze Unia Tarnów. Czy zatem jest w ogóle przyszłość dla drużyn chcących korzystać z zawodników, które wyszkoliły? Nie wiem. Warto jednak zwrócić panu spikerowi z Opola uwagę, że nie należy krytykować innych za coś, co się samemu uskutecznia.

Chodziłem sobie po opolskim obiekcie i myślałem, że jeśli faktycznie Kolejrz awansuje do I ligi, to stadionu w tej wersji już więcej nie zobaczę, jak że kluby pierwszoligowe mają obowiązek posiadania sztucznego oświetlenia. Domyślam się, że miejscowym kibicom doskwierają warunki, ale dla mnie możliwość siedzenia na trawie na pierwszym łuku, który dla mnie niezmiennie pozostaje najlepszym miejscem do oglądania żużla w naszym kraju, jest jednocześnie swego rodzaju wartością dodaną, bo tego nie ma już na jakże nowoczesnych stadionach wyposażonych wyłącznie w siedziska.

Podczas próby toru szczególnie zawodnicy gospodarzy uparli się na strasznie wąskie wychodzenie z pierwszego łuku i wystarczyło kilka przejazdów, żeby zrobiła się tam koleina. Obawiałem się, że to może spowodować groźne sytuacje podczas jazdy w czterech, ale na szczęście obyło się bez wypadków. Szkoda w sumie, że deszcz nie popadał, bo pewnie przygotowałby tor równie polany na całej długości i szerokości, a tak wskutek świecącego słońca nawierzchnia ekspresowo wysychała i kurzyło się niemiłosiernie.

Stwierdziłem, że dziesięć wyścigów w zupełności mi wystarczy, więc przedwcześnie opuściłem obiekt przy ul. Wschodniej. I chyba było to dobre posunięcie, bo patrząc na to ile samochodów zostało zaparkowanych w pobliżu stadionu, zapewne wyjazd zająłby mi sporo czasu, a droga, która mnie czekała była bardzo długa. Ostatecznie wyszedł mecz, który miał dwa pozytywy: fakt, że w ogóle się odbył oraz wyłonienie drugiego finalisty. Jeszcze kilka razy gospodarze pokazali fajną jazdę parą, choć jakiegoś wielkiego naporu rywali nie było. Niewątpliwie coś niedobrego stało się z Lokomotivem. Juniorzy, którzy jeszcze dwa, trzy miesiące temu byli mocnym punktem, teraz nie mają w zasadzie żadnych szans na rywalizację, odstając już na pierwszym łuku. We wtorek Łotysze zdobyli zaledwie 10 punktów w Ostrowie podczas finałowej rundy DMPJ. Szczególny kryzys przeżywają Ernest Matiuszonok oraz Ričards Ansviesulis. Mam nadzieję, że Łotysze pozbierają się i w przyszłym roku znów ruszą na podbój Europy i naszej II ligi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *