Albo rybka, albo…

Minęło zachłyśnięcie się decyzją PZMot-u. Okazuje się, że panowie działacze są sprytniejsi od przeciętnego misia. To, co miało skłonić inne federacje do opowiedzenia się za starymi tłumikami w rzeczywistości jest batem na polskich zawodników. Mamy w zasadzie szantaż – nowe tłumiki albo nie jeździcie zagranicą.

Sytuacja jest bardzo dynamiczna, więc trzeba bardzo uważnie przemyśleć każdą swoją wypowiedź zanim wyda się jakąś opinię. Poprzednio cieszyłem się, że będą stare tłumiki – teraz okazuje się, że wcale nie jest to takie oczywiste. Wzięto po dwóch najlepszych polskich zawodników z każdej drużyny i oni mają wyrazić swoje zdanie o nowym sprzęcie. W zasadzie wszystko jest klarowne – polska federacja idzie za głosem żużlowców i dostosuje swoją decyzję do ich zdania. Tak naprawdę jest to umycie rąk i zrzucenie odpowiedzialności na zawodników. Cały paradoks polega na tym, że walka dotyczy tylko tego sezonu, bo nawet w przypadku przeforsowania starych wydechów Kinga, za rok znów będzie powtórka z rozrywki, a przecież na rynku nie ma już nowych „starych” tłumików. Na dłuższą metę jest to więc walka z wiatrakami, bo młodzi chłopacy rozpoczynający dopiero żużlową karierę będą w zasadzie pozbawieni szansy zakupu fabrycznie nowego sprzętu.

Sami żużlowcy, nawet jeśli nie są przekonani do nowych rozwiązań, wcale nie mają łatwego zadania przy podejmowaniu decyzji. Mogą powiedzieć, że nowe tłumiki są złe, ale wtedy sami sobie odbierają prawo jazdy w ligach zagranicznych, a wbrew pozorom starty tam są dla nich bardzo ważne z kilku powodów: pozwalają na kontakt z dobrymi rywalami poza własnym podwórkiem, pozwalają na testowanie sprzętu w różnych warunkach, a także dają szansę na dodatkowy zarobek, bo choć wypłaty tam nie są tak znaczne jak u nas, to jednak żużlowcy ścigając się w Szwecji, Anglii, Danii, Niemczech czy Czechach na pewno nie dokładają do interesu. Już widać, że nasi ekstraligowcy wcale nie są zadowoleni z perspektywy  kiszenia się w rodzimych rozgrywkach, bo to oznacza de facto cofnięcie się w rozwoju i brak stałego kontaktu z czołówką światową. Wielu z nas pamięta lata osiemdziesiąte, kiedy to w lidze ścigali się sami Polacy. Mecze były bardzo zacięte, bo drużyny jechały w zdecydowanej większości wychowankami, ale na arenie międzynarodowej byliśmy tłem. Dziś celem nie jest już awans do finału kontynentalnego, jak kiedyś. Dziś celem są medale mistrzostw świata, a dzieje się tak w dużej mierze dzięki startom poza granicami kraju i poznawaniu geometrii i specyfiki innych torów.

Wyraźnie zaznacza się podział między żużlowcami, dla których uprawianie tego sportu jest wyłącznie sposobem na zarabianie pieniędzy i tymi, którzy oprócz tego mają jeszcze ambicje sportowe. Pisałem niedawno o mentalności średniaków i teraz uwidacznia się to dość mocno. Szczególnie zawodnicy z pierwszej i drugiej ligi głośno protestują przeciw nowym tłumikom, bo  i tak nie mają podpisanych kontraktów zagranicą. Z drugiej strony mamy chociażby Rune Holtę – Norwega z polskim paszportem, który dość wyraźnie dał do zrozumienia, że polska liga jest mu potrzebna do zarabiania pieniędzy, natomiast nie ma zamiaru rezygnować ze startów w Szwecji, bo tam ewidentnie czuje się lepiej. Piotr Protasiewicz też nie chce odpuścić sobie reprezentowania Indianery Kumla, gdzie występuje od 2000 roku i na pewno los tej drużyny nie jest dla niego obojętny. Obaj jako profesjonaliści poświęcili dużo czasu na dostosowanie silników do nowego rodzaju wydechów i są przygotowani do jazdy w każdych warunkach. Dlaczego ich przyszłość ma zależeć od zdania przedstawicieli Polonii Piła czy Kolejarza Rawicz? Duże znaczenie ma też zagrożenie nagłaśniane przez PePe, a mianowicie możliwość nie wypłacenia odszkodowania przez ubezpieczyciela w związku z wypadkiem podczas korzystania z tłumika bez ważnej homologacji.

Przeglądając fora widać jak prostych mamy „kibiców”. Dla nich każdy mający inne poglądy jest zdrajcą. Ja przyznam, że coraz bardziej jest mi obojętne na jakich tłumikach startować będą żużlowcy w polskiej lidze. Niezależnie od dokonanego wyboru i tak będę przychodził na zawody i nie mam zamiaru brać udziału w żadnym bojkocie. Wprowadzenie nowych tłumików może mieć nawet wielką zaletę, bo przynajmniej na jakiś czas znikną ze stadionów fani ligowych drużyn, przychodzący tylko po to żeby drzeć ryja, psujący opinię prawdziwym kibicom speedway’a. Szczerze mówiąc jeśli miałbym wybierać nowe tłumiki albo zorganizowany doping, to wybieram tłumiki.

Ciekaw jestem jaką decyzję podejmie w środę GKSŻ (tekst ma środową datę, ale piszę go z wtorku na środę) i co zrobią Tomasz Gollob, Jarosław Hampel i Janusz Kołodziej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *