Gouden Helm w Heusden-Zolder

Belgia jest dziwnym krajem na żużlowej mapie, bo nie ma tu ani jednego zawodnika uprawiającego ten sport choćby półprofesjonalnie, a mimo to istnieje tor, na którym organizowany jest cykliczny turniej o Złoty Kask oraz kilka innych turniejów.

Gouden Helm był ostatnią tegoroczną imprezą w Heusden-Zolder. Wielu kibiców może to rozśmieszyć, ale trzy imprezy w sezonie, to całkiem sporo i świadczy o dużym zaangażowaniu miejscowych pasjonatów. Warto pamiętać, że jeszcze kilka lat temu podejmowano całkiem udane próby rozwinięcia speedwaya w Belgii i Holandii. W latach 2013-2015 działała liga, w której startowały drużyny z Veenoord, Lelystad, Blijham oraz Heusden-Zolder. W 2014 r. w Belgii doszło niestety do tragicznego wypadku podczas meczu tejże ligi, podczas którego zginął Grzegorz Knapp. Nie wiem na ile ta tragedia wpłynęła na zahamowanie czy wręcz upadek klasycznego żużla w Holandii, ale trudno nie kojarzyć tych dwóch faktów.

Właściciele belgijskiego toru również mieli niemałe problemy. Myślę, że do dziś polscy kibice, jeśli w ogóle kojarzą ten obiekt, to w zasadzie wyłącznie z tragedią Grzegorza Knappa, betonowymi bandami (tak naprawę były drewniane bandy oparte na betonowej konstrukcji) i brakiem „dmuchawców’. Ten wypadek do dziś jest owiany jakąś tajemnicą i nie bardzo wiadomo w jaki sposób do niego doszło. Tor zyskał złą sławę. Potem próbowano wypożyczać dmuchaną bandę z jakiegoś niemieckiego obiektu, ale ostatecznie zastosowano inne rozwiązanie – zwężono tor od zewnętrznej strony, w wynik czego formalnie owal oddzielony jest od płotu pasem trawy, a na łukach dołożono gumową amortyzację. Ponieważ formalnie tor nie ma band, więc nie ma także kwestii „dmuchawców”. Nie da się jednak ukryć, że wizualnie niestety całość na tym nie zyskała. Dodam jeszcze, że kiedyś warunki nie przeszkadzały w rozegraniu tutaj w 2001 roku imprezy rangi Mistrzostw Europy – IMEJ.

Jadąc do Heusden-Zolder wiedziałem, że oprócz turnieju ma być jeszcze jakaś inna rywalizacja. Dopiero na miejscu zobaczyłem, że całość składa się z 43 wyścigów: 23 biegi Gouden Helm, 12 biegów Nationalen 500cm (zawody narodowe, de facto rywalizacja amatorów i weteranów) oraz po 4 wyścigi dzieci w klasie 125cm i… gokartów. I to wszystko przeplatane. Z organizacyjnych ciekawostek dopiszę tylko, że równanie toru po raz pierwszy zostało przeprowadzone po… 20. wyścigu, a potem prace przy polach startowych po… 39. biegu. Oprócz tego co cztery biegi wyjeżdżał sprzęt do polewania toru. Nawierzchnia na belgijskim torze była chyba jakąś mieszanką z przewagą zwyczajnej ziemi. Tego typu owale zupełnie inaczej przyjmują wodę, inaczej wygląda kwestia niebezpiecznych kolein, których właściwie nie ma. Zastanawiam się w jaki sposób organizatorzy weryfikują zdolność zawodników do jazdy. Z numerem 1 startował Czach Patrik Linhart, który karierę zakończył wiele lat temu, a ostatnio startuje okazjonalnie w kilku turniejach rocznie. Co ciekawe, nie zobaczymy go na żadnym z oficjalnych torów u naszych południowych sąsiadów. Zresztą fakt, że jako jedyny uczestnik turnieju o Złoty Kask startował na Jawie, świadczy o raczej amatorskim podejściu do żużla. Mimo to prezentował się naprawdę dobrze, jeździł odważnie i awansował nawet do półfinałów.

Organizatorom udało się zebrać całkiem ciekawą i w miarę wyrównaną grupę zawodników ze sporym doświadczeniem, pochodzących z dziesięciu krajów. Zawody były jakie były. Zawodnicy starali się walczyć, ale na pewno wyprzedzanie nie było w niedzielę proste. Warto jednak zauważyć, że po zwiezieniu nawierzchni z zewnętrznej części toru nagle zrobiło się dużo ciekawiej. I pewnie gdyby na tor częściej wyjeżdżały traktory, to kibice mogliby zobaczyć więcej walki. Trzeba jednak dodać, że całość trwała pięć godzin, a dołożenie nawet czterech czy pięciu dłuższych przerw wydłużyłoby ten czas o dodatkową godzinę. Co ciekawe, przed wyścigiem finałowym wyjechała polewaczka, ale na prośbę uczestników ostatniego biegu zjechała, nie rosząc nawierzchni.

Warto napisać jeszcze kilka słów o zawodach grupy narodowej oraz klasy 125cm. Wśród amatorów sporo było starszych już panów, ale wśród nich wyróżniała się drobniutka, młoda dziewczyna – Nynke Sijbesma. Ta 17-latka, choć niższa co najmniej o głowę od swoich rywali, przewyższała ich w każdym aspekcie. Przede wszystkim ma jednak intuicję i choć nie wchodzi w jakieś ryzykowne sytuacje, to potrafi świetnie rozegrać pierwszy łuk i bezwzględnie wykorzystać błędy przeciwników. Poza tym ma dobrą technikę jazdy i pewnie zostawiłaby na swoimi plecami niejednego polskiego młodzieżowca. Za to w klasie 125cm zdecydowanie dominował Niek Meijerink – 11-latek, który zajął 5. miejsce w mistrzostwach świata w tej właśnie klasie. Żeby dać możliwość pościgania się, startował kilkanaście metrów za pozostałymi zawodnikami. Warto dodać, że wicemistrzem świata w klasie 125cm jest również Holender Lester Matthijssen, co pokazuje, że choć brakuje w tym kraju czynnych torów, to szkolenie działa jak najbardziej prawidłowo.

Wartością turniejów takich jak Gouden Helm w Heusden-Zolder jest możliwość zobaczenia zjawisk, o których bardzo rzadko można przeczytać w polskich mediach żużlowych. Do tego spokojna, piknikowa atmosfera i organizacja oparta na pasjonatach. Zresztą zawodnicy też wymagający nie byli. Nie ma tutaj nawet tradycyjnego parkingu, a sprzęt jest ustawiany po prostu przy samochodach żużlowców, zaraz za trybuną na pierwszym łuku. Można przejść się obok zawodników, poobserwować pracę przy sprzęcie, zobaczyć uśmiech na twarzach weteranów, zadowolonych zapewne, że mają możliwość pojeżdżenia w dobrym towarzystwie. To jest prawdziwy żużel – sport dla pasjonatów zarówno na torze, jak i na trybunach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *