Pamiętając o ciosie jaki dostał Falubaz musimy jednocześnie zapomnieć o ostatnim fatalnym meczu. Przed nami kolejny pojedynek. Nie wszystkie mecze trzeba wygrywać żeby wejść do szóstki walczącej o mistrzostwo. Najważniejsze, że kibice nie załamali się po słabym początku i są razem ze swoimi żużlowcami.
Właśnie teraz nadszedł czas żeby pokazać, że słynna „magia” jest w Zielonej Górze prawdziwą rzeczywistością. Łatwo jest przychodzić na żużel, pokrzyczeć, zrobić falę, szkocję i kilka innych hałaśliwych, ale niewiele znaczących rzeczy, kiedy drużyna zwycięża. Prawdziwy kibic jest ze swoim klubem na dobre i na złe, a nie tylko w chwilach triumfów. Na tym polega rola kibica. Zresztą po przetrzymaniu kryzysu i wyjściu na prostą ma się ogromną satysfakcję, której nie można kupić za żadne pieniądze. Myślę, że zielonogórscy fani zdadzą ten egzamin, a zawodnicy odwdzięczą się im na koniec sezonu.
W niedzielę czeka nas kolejny trudny mecz, tym razem w Lesznie. Patrząc na dyspozycję obu drużyn można już teraz ogłosić zwycięzcę. Teoretycznie „Byki” nie powinny mieć żadnych problemów na swoim torze. Wierzę jednak, że zielonogórzanie podejmą walkę i wszyscy będziemy mogli obejrzeć fajne widowisko. Wiadomo, że nie zawsze można wygrywać, ale zawsze trzeba walczyć. Falubaz dostał nauczkę w spotkaniu u siebie z Wrocławiem, kiedy to chyba żużlowcy nie podeszli należycie skoncentrowani do tego meczu. Tłumaczenie się brakiem toru jest oczywiście prawdziwe, ale nie przystoi sportowcowi znającemu swoją wartość. Można powiedzieć, że w jakimś stopniu obecną sytuację kadrową rozwiązuje kontuzja Nielsa Kristiana Iversena. Oczywiście Duńczyk tak czy inaczej nie dostałby zaproszenia na niedzielny pojedynek, niemniej jednak rozgrywana byłaby zaoczna wojna pomiędzy żużlowcami o miejsce w składzie. W chwili obecnej każdy z piątki zdrowych seniorów ma pewne miejsce w drużynie i to jest chyba optymalne rozwiązanie. Patrząc na różne kluby uważam, że walka o skład wcale nie wpływa motywująco na żużlowców. Wręcz przeciwnie, czasem jeden czy dwa nieudane wyścigi skutkują odsunięciem od kolejnego spotkania, a jedyną szansą na powrót jest… słaby występ „kolegi” klubowego, którego podświadomie się mu życzy. Chyba nic nie działa bardziej destrukcyjnie na zespół. Życzę Falubazowi zwycięstwa, ale wiem, że zadanie jest arcytrudne. Leszczynianie mają silną ekipę, która jest drużyną w pełni tego słowa. Widać, że decyzje kadrowe uzdrowiły atmosferę, a to jest klucz do wyników.
W zupełnie drugą stronę zmierza Stal Gorzów, tzn. chcąc wymusić poprawę jazdy na zawodnikach drugiej linii, rozmawia się tam z żużlowcami, którzy mogliby jeszcze zaostrzyć rywalizację, choć niekoniecznie podnieść poziom. Co prawda drużyna wygrywa, ale chyba wszyscy widzą, że opiera się ona na dwóch filarach, doskonale na razie jeżdżących Tomaszu Gollobie i Nickim Pedersenie. Trzecim w miarę solidnie punktującym jest Matej Zagar, natomiast reszta jest straszliwie nieobliczalna. Już odsunięto od składu Simona Gustafssona, którego miejsce zajął Przemysław Pawlicki. Obietnicę brania pod uwagę przy ustalaniu składu otrzymał Zbigniew Suchecki, choć jeszcze przed sezonem podpisanie z nim kontraktu było aktem łaski klubu wobec swojego wychowanka, a trener wypowiadał się o nim dość słabo. Po tym jak Zibi dostał szansę walki o skład, szefostwo klubu rozpoczęło rozmowy z Lukasem Drymlem. Ostatecznie z Czechem nie doszło do porozumienia i chyba każdy bardziej rozgarnięty kibic wie, że samo rozpoczęcie tych negocjacji było po prostu głupie. Lukas nie jest już młodzieniaszkiem, najlepsze lata ma za sobą, a nie raz pokazał, że polskie kluby ma najzwyczajniej w dupie. Ciekawe czy kolejnym kandydatem nie będzie czasami Brytyjczyk Scott Nicholls. Może się mylę, ale według mnie takie majstrowanie przy składzie niczym dobrym się nie skończy. Teraz przed Stalą teoretycznie łatwy mecz z Częstochową. W zasadzie chyba nikt nie bierze pod uwagę zwycięstwa gości. Jeśli jednak po raz kolejny o zwycięstwie zadecyduje ostatni wyścig, to pan prezes chyba się zdenerwuje, a jest człowiekiem nie przebierającym w słowach, kiedy sytuacja nie układa się po jego myśli. Od tego roku jest jednak ogniwo pomiędzy zawodnikami, a prezesem, czyli trener. Niewątpliwie Czesław Czernicki ma własne zdanie i nie boi się go wyrażać. Być może był to najlepszy transfer Stali. Dotychczasowy szkoleniowiec Stanisław Chomski był, przy całym szacunku dla jego pracy, całkowicie zdominowany przez prezesa, który zrobił z niego kozła ofiarnego i uniemożliwiał prowadzenie normalnej pracy. A jeszcze bodajże dwa lata temu w Radiu Zielona Góra Władysław Komarnicki stwierdził, że dopóki on będzie prezesem, St. Chomski będzie trenerem. Akurat pamięć i przemyślane wypowiedzi nie są jego najsilniejszą stroną. Ciekaw jestem ilu kibiców zasiądzie na trybunach w Gorzowie. Niby drużyna wygrywa, mecze dostarczają dużo emocji, walki na torze jest naprawdę sporo, a jednocześnie strasznie trudno zapełnić obiekt, który pomieści raptem bodajże 11 tys. widzów i… ma być rozbudowywany. Paradoks.
Podobny paradoks ma miejsce w Toruniu, gdzie kosztem chyba 100 mln zł zbudowano nowiutki obiekt. Pominę temat tego, kto, kiedy i w jaki sposób na tym skorzysta. Dziwi mnie fakt, że na obiekcie wybudowanym za takie pieniądze zajęta była ostatnio niespełna połowa miejsc. Jeśli w mieście liczącym ponad 200 tys. mieszkańców jest klub, który od kilku lat dochodzi do finału rozgrywek, a na początku sezonu przychodzi tam raptem 7000 widzów, to nie trzeba być wybitnym analitykiem, żeby stwierdzić, że dzieje się tam coś złego. To zło, to konkretnie konflikt między zarządem a kibicami. W ramach dramatycznej walki o frekwencję (która w końcu przekłada się na klubową kasę oraz liczebność sponsorów) obniżono ceny biletów. Ciekaw jestem czy mecz ze średniej jakości rywalem jakim jest Unia Tarnów zapełni trybuny. Nie wolno zapomnieć, że tydzień temu żużlowcy praktycznie bez walki oddali najważniejszy mecz sezonu, czyli pojedynek z Polonią w Bydgoszczy. Takiej zniewagi się nie zapomina. Czy niższe ceny biletów + atrakcje mogą zrównoważyć wcześniejsze błędy? Nie wiem, wydaje mi się, że nie, tym bardziej, że obniżanie cen wejściówek spowoduje protesty tych, którzy kupili karnety. Atmosfera w klubie i wokół niego jest bardzo ważna. Ciężko się ją buduje, a cały wysiłek może pójść na marne po kilku błędnych decyzjach. W sumie najbardziej ciekawi mnie w tym meczu nie sam wynik, ale właśnie ilość kibiców na trybunach oraz ich stosunek do zawodników.
Ostatnim meczem będzie starcie Betardu Wrocław z Polonią Bydgoszcz. Wrocławianie u siebie jadą słabo, podobnie słabo radzą sobie na wyjazdach bydgoszczanie. Dodatkowo mecz będzie dzień po Grand Prix Szwecji, co na pewno przełoży się na formę Jasona Crumpa z jednej strony oraz Emila Sajfutdinowa z drugiej. Wynik jest sprawą otwartą, ale wydaje mi się, że faworytem są jednak gospodarze. Poloniści do tej pory trochę ślizgali się na słabości rywali. Ciekawią mnie dwie rzeczy:
1) jak (albo czy) przełoży się wygrana w Zielonej Górze na frekwencję, z którą jest krucho od kilku lat. Ludzie przestali chodzić, bo oglądanie jadących gęsiego żużlowców jest najzwyczajniej w świecie nudne. Lekarstwem miała być przebudowa toru. Na razie jednak mocno się on rozsypuje. Walki nadal jest mało, za to na wyjściu z drugiego łuku niedługo trzeba postawić znak ograniczenia prędkości, bo żużlowcy się tam pozabijają. Nie o to chodziło.
2) czy Grzegorz Walasek jest rzeczywiście w tak doskonałej formie (przegrał jeden na dziesięć wyścigów) czy oprócz niewątpliwych umiejętności miał ogromnie dużo szczęścia oraz rywali, którzy jakoś nie bardzo chcieli mu przeszkadzać. Dużo się mówi o jego odejściu z Zielonej Góry, jednak jestem świadomy, że gdyby tu został byłby w dokładnie tym samym miejscu, co pozostali zawodnicy Falubazu.
W obu klubach kibice raczej nie rozpieszczają ani włodarzy ani zawodników, a zapełnienie trybun jest marzeniem ściętej głowy. Dodatkowym problemem Polonii jest brak sponsorów. Klub dotowany jest przez miasto, które pod pozorem promocji poprzez sport, ładuje w niego olbrzymie kwoty nie dające kompletnie żadnych wyników. W tym roku są wybory samorządowe, czyli może nastąpić zmiana władz sponsora strategicznego i tym samym koniec promowania miasta poprzez sport. Zresztą to pakowanie pieniędzy w żużel jakoś omija kibiców, bo warunki do oglądania speedway’a są tam fatalne. Trybuny z dość niskim nachyleniem praktycznie uniemożliwiają normalne oglądanie zawodów. Nie lepiej byłoby więc pieniądze, których tak naprawdę poprzedni zarząd powinien poszukać u sponsorów, przeznaczyć na modernizację trybun? W końcu są to publiczne pieniądze, więc powinny być wydawane w celu poprawienia życia (w tym wypadku jakości oglądania imprez sportowych) mieszkańców. Ciekaw jestem jak rozlicza te wydatki Regionalna Izba Obrachunkowa i jak przechodzi przez nią miejski budżet, skoro miasto nie może dotować sportu zawodowego. To taka ciekawostka na koniec.
Podsumowując. Według mnie o medale walczyć będą te ekipy, które oprócz nazwisk w składach posiadają jeszcze coś specjalnego, takiego prawdziwego ducha drużyny oraz te, które będzie na to stać. Dlatego niespecjalnie martwię się słabym początkiem Falubazu.