Burzliwe wakacje i wróżby

Mam wrażenie, że ciekawiej jest ostatnio na różnego rodzaju żużlowych forach internetowych, gdzie kibice mocno ekscytują się wypowiedziami prezesów i zawodników, niż na torach żużlowych.

Wciąż nie milkną echa niedzielnej wygranej Falubazu w Gorzowie, a tym samym rozpoczęcia wakacji przez sąsiadów z północy. Po dwóch dniach oczekiwania na ten temat wypowiedział się także prezes Stali Władysław Komarnicki. Nauczony pewnie zeszłorocznym doświadczeniem musiał trochę ochłonąć żeby znów czegoś nie chlapnąć. Mimo wszystko jego opinia była mieszanką chłodnego spojrzenia na sprawę oraz emocjonalnego podejścia do oceny niektórych zawodników. Trudno mu się w sumie dziwić, bo jest jednak bardzo mocno zaangażowany w prowadzenie klubu. W porównaniu z rokiem ubiegłym należy dostrzec sporą zmianę na plus, jeśli chodzi o dobieranie słów.

Najbardziej oczywiście dostało się Tomaszowi Gapińskiemu, bo przecież do tej pory stanowił całkiem sporą siłę tej drużyny, a tu nagle taka wtopa. Prezes stwierdził, że jego zawodnik pojechał jak leszcz. Kłóci się to może trochę z tym co napisałem wyżej o dobieraniu słów, ale dzięki temu można sobie wyobrazić co działo się w poprzednim sezonie. Zostawię w spokoju p. Władysława, a zajmę się raczej Tomkiem Gapińskim. Otóż patrząc na jego występy w decydujących spotkaniach w ciągu kilku ostatnich lat okazuje się, że takie babole są w zasadzie normą i kontraktując Gapę trzeba się po prostu liczyć z tym, że w najważniejszym meczu sezonu zdarzy mu się akurat słabszy dzień. W sezonie 2009 w pierwszej rundzie play-off miał niezłe występy przeciwko Unii Leszno, ale już w drugiej rundzie w dwumeczu z Unibaksem Toruń zdobył dla swojej drużyny w sumie tylko 9 punktów, całkowicie zawalając końcówkę rewanżu na Motoarenie (w biegach XIII i XIV był dwukrotnie ostatni, po XII wyścigach gospodarze prowadzili tylko 37:35). W sezonie 2008 nie wystąpił w play-offach, bowiem podczas treningu miał groźny wypadek, który spowodował przedwczesne zakończenie sezonu. W sezonie 2007 (był wtedy zawodnikiem Atlasu) w pierwszym meczu we Wrocławiu wygrały „Anioły” 44:46. W rewanżu goście podjęli walkę i wygraliby zapewne gdyby nie… Gapa, który w czterech startach nie zdobył nawet punktu, przyjeżdżając także na końcu stawki w XIV biegu przy stanie 40:38 dla gospodarzy. Można wysnuć wniosek, że Tomek po prostu nie radzi sobie z presją w meczach o wszystko. O ile runda zasadnicza w jego wykonaniu bywa dobra, o tyle najważniejsza część sezonu potrafi rozczarować. Trzeba mieć tę świadomość i inaczej podejść do samego zawodnika. Dodatkowa presja na pewno mu nie pomoże, czego efekt mieliśmy w niedzielę, kiedy to nie dość, że nie zdobywał punktów, to jeszcze dawał się niemiłosiernie objeżdżać na dystansie.

Drugim winowajcą jest Matej Zagar, nazwany przez prezesa „fi bździ”. Określony został jako południowiec, dość luźno podchodzący do swoich obowiązków. Trochę dziwi ta opinia, bo przecież Słoweniec jeździł w barwach Stali drugi sezon i wszystkie jego minusy były doskonale znane przy podpisywaniu kolejnego kontraktu. Trzecim został David Ruud, ale tu wszyscy chyba są zgodni, że akurat jego ekstraliga najzwyczajniej przerasta.

Osobną sprawą jest przygotowanie gorzowskiego toru, inne niż zazwyczaj. Można się zastanawiać czy była to kolejna w karierze pana Czesia próba zrobienia nawierzchni przeciw rywalom czy może powód tej zmiany jest zupełnie inny. Myślę, że CzeCze przekombinował i to dwa razy. Najpierw z ZZ w Zielonej Górze, która nie dość, że dała jego zespołowi zaledwie 4 oczka, to jeszcze sprawiła, że nie mógł  skorzystać w rewanżu z usług drugiego filaru, jak nazywany jest Nicki Pedersen. Duńczyk wyzdrowiał i spokojnie mógł w ostatnią niedzielę pojechać, wszak we wtorek w Szwecji przywiózł aż 13 punktów. Nie pozwolił mu na to jednak… Cz. Czernicki przez swoją wcześniejszą decyzję. Ale tu jedna uwaga. Niedziela była dziewiątym dniem jego zwolnienia, więc w przypadku przełożenia spotkania, Nicki zgodnie z regulaminem mógłby wystąpić w powtórce. Na forum sportowych faktów pojawiła się teoria (dość spiskowa), że nawierzchnia toru przygotowana była tak, żeby zapowiadane na niedzielę opady deszczu uniemożliwiły rozegranie tego pojedynku. Deszcz spadł, ale za późno, w związku z czym zawodnicy Stali (poza oczywiście Tomaszem Gollobem, który jedzie zawsze i wszędzie) nie byli przygotowani na taki tor. Nie wiem ile może być w tym prawdy, ale doprawdy trudno wytłumaczyć w takim momencie zmianę sposobu przygotowania nawierzchni.

Dziś (a w zasadzie wczoraj, bo jest już po północy) poznaliśmy dwóch kolejnych uczestników spotkań półfinałowych. Niespodzianki oczywiście nie było i są nimi Unibax Toruń i Betard Wrocław. Mam dziwne wrażenie, że dwudziestopunktowe zwycięstwo gospodarzy było dość mocno kontrolowane przez… trenera gości. Aż niewiarygodne jest, że jego ekipa może mieć tak wielkie wahania formy. Niby wcześniej twierdził, że wolałby trafić na Unię Leszno, ale jakoś zawodnicy nie podzielili jego opinii i zrobili wszystko żeby w drugiej rundzie play-off spotkać się z Falubazem. Trudno powiedzieć czy to dla nas lepiej czy gorzej. Na tym etapie rozgrywek często decyduje odrobina szczęścia i dyspozycja dnia poszczególnych żużlowców. Poza tym jeśli chce się być mistrzem, to trzeba umieć wygrać z każdym i nie wybrzydzać.

Trochę podniosła mi ciśnienie pomeczowa wypowiedź Jana Ząbika, który chwalił Emila Pulczyńskiego. Wychowanek „Aniołów” zdobył 13 punktów i oczywiście zasłużył na pochlebne opinie, ale nijak się mają opowiadania o dobrze rozwijającym się talencie do działań toruńskiego menadżera Jacka Gajewskiego. Wystarczy zajrzeć w statystyki. Emil przed tym meczem miał średnią 0,900 za 12 spotkań, w których wystartował w 20 biegach (w tym oczywiście 12 obowiązkowych wyścigów juniorskich). Tymczasem wielki gwiazdor Darcy Ward ma średnią 0,933 za 9 meczów, w których pojechał w… 39 biegach. Gdzie tu logika, bo nijak nie mogę się jej doszukać. Skoro Australijczyk jedzie słabo, to dlaczego zajmuje miejsce wychowankowi? Sam fakt, że jest wciąż „urzędującym” mistrzem świata juniorów nie zapewnia jego drużynie żadnych korzyści. Zresztą Darcy zapowiedział po meczu we Wrocławiu, że raczej opuści toruński klub, bo… nie dostał ostatnio szansy. Bez komentarza.

Tegoroczne play-offy potwierdziły kilka reguł znanych z poprzednich lat. Stal Gorzów nadal nie wygrała meczu w tej fazie rozgrywek, lądując trzeci raz z rzędu na szóstym miejscu. Po raz czwarty na tej pozycji kończy sezon drużyna, w której występuje Tomasz Gollob. Nicki Pedersen po raz kolejny nie zdobędzie złota DMP. Zobaczymy czy sprawdzi się znów teoria, że zespół wygrywający rundę zasadniczą nie triumfuje w ostatecznej rozgrywce. To nie jest dobra wróżba dla Unii Leszno. Z kolei Unibax od trzech lat obecny jest w finale. Wróżby wróżbami, a wszystko rozstrzygnie się (taką mam nadzieję) na torze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *