Falubaz 2018 – wersja druga, ciekawe czy ostatnia?

Okazało się, że Falubaz zaprezentowany 10 listopada br. w Brodach wcale nie musi być tym, który będziemy oglądać w 2018 roku. W ostatnim dniu okresu transferowego klub ogłosił, że podpisano jeszcze kontrakty z Martinem Smolinskim oraz Madsem Hansenem. O ile młody Duńczyk raczej nie jest jeszcze gotowy na jazdę w ekstralidze, to doświadczony Niemiec może… odebrać miejsce w składzie któremuś z trzech nowych nabytków i to wcale nie ze względu na wyższą wartość sportową. Co to oznacza?

Martin Smolinski raczej niezbyt przejmuje się polską ligą. A przynajmniej niezbyt się nią przejmował do tej pory, bo w 2013 roku po nieuzasadnionej odmowie przyjazdu na dwa mecze swojej krośnieńskiej drużyny dostał 100 tys. zł kary. Ponieważ nie poczuwał się do winy i nie miał zamiaru płacić, więc od kilku lat nie oglądaliśmy go w naszych rozgrywkach. I dziwnym zbiegiem okoliczności w 2017 roku działacze klubu z Lublina chcąc zabezpieczyć swój skład w meczach półfinałowych II ligi dogadali się przede wszystkim z prezesem z Krosna. Smolinski pojechał w jednym meczu zdobywając 7 punktów, a lublinianie i tak przegrali ten mecz. W tym wszystkim najważniejsze jest jednak to, że sam Martin znów jest „wolnym człowiekiem”, z czego skorzystał Falubaz.

Po piątkowej prezentacji składu wydawało się, że wszystko jest w miarę jasne, tzn. że przynajmniej na początku sezonu Grzegorz Zengota, Michael Jepsen Jensen oraz Kacper Gomólski mogą być pewnie miejsca w składzie, co miało dać komfort potrzebny do spokojnego przygotowania do sezonu. Nasuwają się więc dość naturalne pytania:

  1. Po co właściwie Falubazowi potrzebny jest nowy kontrakt?
  2. Czy chodzi wyłącznie o umiejętności sportowe Niemca?
  3. Jak zakontraktowanie Martina Smolinskiego wpłynie na nastroje trzech wspomnianych nowych zawodników?
  4. Czy klub w ogóle poinformował swoich nowych zawodników o możliwości podpisania umowy z kolejnym żużlowcem?

Jeżeli klub ma być wiarygodny, to powinien jasno określać się w stosunku do żużlowców, z którymi podpisuje kontrakty. Jeśli o mnie chodzi, to mam wrażenie, że podpisanie kontraktu z Martinem Smolinskim w ostatnim dniu okresu transferowego nie jest przypadkowe. Co więcej, wydaje mi się, że zrobiono to bez wiedzy nowych zawodników, co byłoby działaniem psującym obraz klubu i to na pięć miesięcy przed startem rozgrywek.

Moje kibicowskie doświadczenie mówi mi, że jeśli w Falubazie jest podejmowane jakieś dziwne działanie, to kryje się za nim oczywiście wizja pozyskania jakichś pieniędzy. To oczywiście samo w sobie nie jest złe, ale zbyt długo obserwuję Falubaz, żeby nie pamiętać, że wizja pozyskania pieniędzy przysłania tutejszym działaczom możliwe konsekwencje. Nie odkryję Ameryki, gdy napiszę, że w przypadku Martina może chodzić przede wszystkim o ściągnięcie na mecze kibiców zza zachodniej granicy, a w niezbyt długiej perspektywie także pozyskanie kilku sponsorów. Gdyby faktycznie tak było, to oznaczałoby, że Martin ma praktycznie zapewnione miejsce w składzie, a więc wspomniana trójka musiałaby między sobą walczyć o miejsce w drużynie, czyli de facto Grzegorz Zengota i Michael Jepsen Jensen byliby znów w sytuacji, przed którą uciekali odpowiednio z Leszna i Torunia. Kacper Gomóski po dobrym sezonie w I lidze chce spróbować swoich sił w najwyższej klasie rozgrywkowej, a Falubaz (wobec braku zainteresowania ze strony lepszych żużlowców) miał mu dać względny spokój i regularne starty.

Wbrew temu co się powszechnie pisze i mówi rywalizacja o skład wcale nie jest motorem napędowym drużyn. Jest wręcz przeciwnie, czyli najczęściej jest to powód różnego rodzaju kłótni i frustracji. Falubaz zresztą ma tym temacie spore doświadczenie, gdy kilka lat temu kompletnie zmarnowano dwuletni kontrakt z Mikkelem Bechem, a w tym roku sprawiono, że odszedł Andriej Karpow. Niestety, zielonogórscy działacze nie szanują zawodników drugiej linii. Do tego klubu trzeba wejść z mordą i stawiać warunki, bo inaczej nikt się z tobą nie będzie liczył. Przykład wspomnianego Ukraińca powinien być przestrogą. Gdy w 2016 roku niejednokrotnie ratował swoją jazdą wynik noszono go na rękach, a w 2017 roku był już tylko nikomu niepotrzebnym zapchajdziurą.

W poprzednim artykule napisałem, że „jeśli Falubaz sam sobie nie zrobi krzywdy, to będzie walczyć o czwórkę.” I tu jest właśnie problem, bo największym wrogiem Falubaz jest… sam Falubaz, czyli nieodpowiedzialne decyzje podejmowane pod wpływem chwili. Uważam, że zakontraktowanie w taki sposób Martina Smolinskiego jest właśnie przykładem na robienie sobie krzywdy. Cóż mogę dodać? Jeśli dobrze kombinuję, to prawdopodobnie wszystkie wizje świetnej atmosfery właśnie legły w gruzach. To wszystko jest o tyle dziwne, że klub wciąż nie ma podpisanego kontraktu z Markiem Cieślakiem.

Dziwne jest to wszystko. Wiem, że ten artykuł jest pełen domysłów i spekulacji, ale za długo śledzę poczynania zielonogórskich działaczy, żeby nie wiedzieć, że każda dziwna decyzja ma swoje drugie dno. Teraz czekam na informacje dotyczące polityki cenowej w stosunku do kibiców i nowych pomysłów na sprzedaż karnetów. Coś mi się widzi, że na Falubaz na własne życzenie zafundował sobie bardzo trudny sezon…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *