Pogoda – Gorzów 1:0

Pomimo wielkich przygotowań nie mógł odbyć się półfinał DPŚ w Gorzowie. Wygrała pogoda. Pewnie była podobna do zielonogórskiej, a w takich warunkach niewiele da się zrobić. Szkoda mi oczywiście gorzowian, bo przy wszystkich zarzutach jakie mam do nich, nie można odmówić działaczom chęci zrobienia czegoś wielkiego dla klubu.

Dosyć  dużo szumu zrobiono wokół tej imprezy, a jest to przecież tylko półfinał, który w dodatku ma jednego faworyta i jednego outsidera. Wynik jest więc właściwie z góry przesądzony, a jakakolwiek niespodzianka tak mało prawdopodobna, że aż nierealna. Szum jednak był uczyniony z innego powodu. Otóż turniej ten ma być przepustką dla Gorzowa do organizacji w przyszłości zawodów z cyklu Grand Prix. Życzę sąsiadom powodzenia i myślę, że gdyby dostali taką imprezę, to mielibyśmy naprawdę interesującą rywalizację.

Śledząc postępy w przygotowaniach, przypomniało mi się, że gorzowianie w 2000 roku już mieli okazję organizować zawody i wówczas też miały być one przepustką do wielkiego świata. Był to finał Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów.  Poczyniono wielkie zmiany: wymieniono bandę na bezpieczniejszą, przebudowano drugi łuk, a w zasadzie wyjście z niego, zbudowano nową wieżyczkę i wiatę nad trybunami na prostej startowej. Wszystko było zrobione pod zwycięstwo zawodnika miejscowego klubu. I rzeczywiście wygrał reprezentant Stali (a w zasadzie Pergo), tylko nie ten, który miał wygrać. Mistrzem został Andreas Jonsson, a Rafał Okoniewski będący wielką nadzieją zajął dopiero piąte miejsce. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że to dążenie do zaistnienia w wielkim świecie omal nie zakończyło się zniknięciem klubu oraz… stadionu.

Poszperałem w internecie i znalazłem trochę informacji, ale niestety nie wszystkie, które chciałem. Prawdopodobnie w 1999 roku miasto Gorzów sprzedało stadion. Nie udało mi się odnaleźć ceny tej transakcji. W każdym razie właścicielem stadionu został sponsor klubu Les Gondor. Pieniędzy w gorzowskim klubie było wtedy mnóstwo. W 1998 sprowadzono Tomasza Bajerskiego, a w rok później R. Okoniewskiego. Za obu zapłacono po 600 tys. zł (są tylko pieniądze dla poprzednich klubów, osobno negocjowano kontrakty) i podpisano z nimi sześcioletnie kontrakty. Byli to wówczas najdrożsi zawodnicy świata! Te inwestycje skończyły się zaledwie brązem w 2000 roku i jest to ostatni medal Stali w DMP. Problemy zaczęły się w 2001 roku kiedy to z pieniędzmi było już dużo gorzej. Odeszli Bajerski i Jonsson, rok później klub opuścili Okoniewski oraz Jason Crump i rozpoczął się upadek. Było już tak źle, że władze miasta zdecydowały się na pomoc klubowi w kwocie 600 tys. zł, która to pomoc poszła na wypłaty dla zawodników, choć miasto nie może wspomagać sportu zawodowego. Na początku  roku 2002 prokurator postawił zarzuty co najmniej pięciu żużlowcom za poświadczenie nieprawdy w dokumentach rozliczenia dotacji. Dodatkowo zarzuty usłyszał także naczelnik wydziału sportu i turystyki w magistracie. Na domiar złego okazało się, że wpłaty sponsora były tylko pożyczką (tak zostały zaksięgowane), a on sam, jako właściciel stadionu odmówił użyczania go na zawody żużlowe, proponując miastu… odkupienie obiektu. Prezydent miasta nie zgodził się i były już całkiem daleko posunięte prace z dostosowaniem innego gorzowskiego stadionu do celów speedway’a. Jednak w lutym 2004 roku władze doszły do porozumienia z p. Gondorem i… wypożyczały od niego stadion. Za sezon 2004 miasto zapłaciło 300 tys zł. Cały czas szukano sponsora i ten się w końcu znalazł przed kolejnymi rozgrywkami, ale zażądał, aby stadion był własnością miasta. Tak więc w końcu miasto zapłaciło w czterech ratach sumę 3 mln zł. za obiekt, a pożyczkę wobec „sponsora” w wysokości także 3 mln zł spłacono poprzez reklamy wybranych przez niego firm. Podobną sprawę, ale za dużo większe pieniądze p. Gondor miał w Szczecinie ze stadionem Pogoni, ale to już każdy może sobie sam wyszukać.

Tak mi się jakoś skojarzyły te wielkie starania o światowy żużel. Teraz sytuacja jest oczywiście inna, bo klub jest stabilny finansowo w czym ogromna zasługa prezesa Władysława Komarnickiego. Niemniej jednak mocarstwowe zapędy pozostały. Czy to jest potrzebne? Myślę, że nie. Już widać, że klub prawdopodobnie może polecieć finansowo na półfinale DPŚ, bo okazało się, że pieniądze za bilety będzie można otrzymać dopiero w niedzielę. Jeśli ktoś przyjechał z daleka, to oczywiście nie będzie mu się opłacało w Gorzowie zostawać żeby dostać zwrot 25 zł. Cóż jednak z tego, że pieniądze za bilety zostaną w klubie, gdy opinia zostanie mocno nadwyrężona. To strasznie głupie marketingowo zagranie. Wielkie nadzieje miał też swego czasu zielonogórski klub, który, po tym jak Ostrów umoczył w aferze z domniemaną próbą przekupstwa zawodników Stali Gorzów, dostał organizację Grand Prix Challenge. Wielkie były zapowiedzi,a bilety (po 90 zł)  podobno szły jak świeże bułeczki. Jak się okazało, na trybunach zasiadło ledwie 3 tys. ludzi, a zawody z powodu słabego przygotowania toru były nudne. W ten sposób zakończyły się na jakiś czas próby organizowania poważnych imprez w Zielonej Górze.

Niedługo ma się rozpocząć rozbudowa gorzowskiego stadionu. Jej celem jest pewnie pozyskanie SGP, bo przy obecnej pojemności komplet jest tylko na meczach z Falubazem. Sprawa jest mocno naciągana. Pisałem już o tym wcześniej, więc nie będę do tego wracał. Pomimo dość szorstkiej miłości pomiędzy lubuskimi kibicami życzę Stali żeby nie było powtórki z historii. Nie da się jednak ukryć, że mocno szasta się tam pieniędzmi, a efektu jakoś nie widać. Na dłuższą metę nie da się po prostu utrzymać takiego poziomu finansowania czegoś co nie przynosi zysku w postaci medali. W tym roku jest na razie poprawa, ale trzeba pamiętać, że dotychczasowe mecze były pojedynkami o nic. Walka zaczyna się w play-offach, a tam wobec obecnych kontuzji Nickiego Pedersena oraz prawdopodobnie Mateja Zagara może być problem.

Tak na koniec, to lepiej żeby udało się w końcu rozegrać te turnieje o DPŚ, bo jak będzie się to wszystko przeciągać, to wycofa się jeszcze więcej żużlowców. Ostatnio Andreas Jonsson stwierdził, że jest kontuzjowany, choć jeszcze we wtorek zdobył komplet (z bonusami) w Szwecji, a nie słyszałem żeby w miał ostatnio jakiś upadek. Widać, że sami zawodnicy zaczynają olewać te rozgrywki, traktując je jak przerwę w sezonie. Niektórzy planowo leczą wcześniejsze urazy (J. Crump), niektórzy wyjeżdżają na wakacje, a niektórzy (Ryan Sullivan, Leigh Adams) zwyczajnie nie mają zamiaru w nich występować. Tylko Polacy w swoim pędzie do medali cały czas twierdzą, że jest to wielka sprawa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *